captcha image

A password will be e-mailed to you.

Fot. Pexels

Nie traktujcie tego jak usprawiedliwienia, ale naukowcy znaleźli kilka głównych przyczyn notorycznego spóźniania się.

Spóźnianie się jest ohydną cechą, ale – nie ma co czarować – mi też się często przydarza. Wcale tego nie chcę i jestem na siebie o to wściekła, ale mimo to się zdarza. Dlaczego? Widzę swoje nieuświadomione motywacje w co najmniej dwóch punktach. A jak jest u Was?

  1. Spóźniają się kreatywni luzacy

Psycholodzy podzielili ludzi na osobowości typu A, B, C i D (inna nazwa to typy temperamentów Hipokratesa-Galena), odpowiadające w uproszczeniu opisowi choleryka, sangwinika (czyli wyluzowanego optymisty), flegmatyka i melancholika. Ludzie o poszczególnych typach osobowości różnią się między sobą m.in. temperamentem, sposobem wyrażania emocji, stosunkiem do obowiązków, poziomem samokontroli czy tendencją do zajmowania określonej pozycji w towarzystwie.

Typy temperamentów Hipokratesa-Galena. Źródło: Wikimedia

Badania prowadzone przez Jeffa Conte z Wydziału Psychologii w San Diego State University pokazały, że typ B optymisty-luzaka – cechującego się m.in. kreatywnością, towarzyskością, gadatliwością i skłonnościami przywódczymi – ma wyjątkowe tendencje do bycia niepunktualnym.

Conte zauważył. Że ludzie z tej grupy odczuwają czas w nieco inny sposób niż np. wiecznie spięty typ A. Eksperymenty z udziałem jednego i drugiego typu osobowości pokazały, że dla ludzi typu A minuta upływała średnio po 58 sekundach, zaś dla typu B – po 77 sekundach. 18 sekund to niby niewielka różnica, ale pamiętajmy, że straty czasu mają przykry zwyczaj kumulowania się.

  1. Złe planowanie i nadmierny optymizm

To niby oczywiste, że aby dotrzeć gdzieś na czas, musimy się do tego odpowiednio przygotować i to zaplanować – od uprasowanego stroju po przejazd przez zakorkowane miasto. A to musi chwilę potrwać. Tymczasem, jak odkrył Conte, aż 40 proc. ludzi drastycznie zaniża czas, jaki może im zająć dana czynność.

Zawodzi nas intuicja, bo mamy skłonność do wybiórczego zapamiętywania wydarzeń z przeszłości, kiedy to podobna podróż na miejsce zajęła nam znacznie mniej czasu niż zazwyczaj – a zapamiętaliśmy ją właśnie dlatego, że było to zdarzenie niezwykłe. Błędne i nazbyt optymistyczne założenia przyjęte podczas planowania następnego wyjścia na spotkanie sprawią, że się po prostu spóźnimy.

  1. Zbyt wiele czynności naraz

Problemem okazuje się osławiony „multitasking”, czyli wielozadaniowość – cecha wielbiona przez pracodawców i szefów startupów. Badania pokazały jednak, że tak naprawdę ludzie najbardziej skłonni do wykonywania wielu czynności naraz (których jest zaledwie 2 proc.!) zazwyczaj w ogóle się do tego nie nadają, bo nie wykonują żadnej z tych czynności efektywnie. Z kolei ci mający naprawdę podzielną uwagę nie praktykują multitaskingu.

Ale wróćmy do spóźniania się. Ludzie, którzy dzielą swoją uwagę pomiędzy wiele jednocześnie wykonywanych czynności, częściej tracą poczucie czasu. Uważają również, że przybycie na spotkanie przed czasem jest stratą czasu, dlatego żeby tego uniknąć, w ostatniej chwili wykonują jeszcze jakieś czynności – po to, żeby swój cenny czas wykorzystać na maksimum.

Zdarza się, że te czynności pochłaniają ich bardziej, niż planowali i już trzeba wybiegać z domu z rozwianym włosem i obłędem w oku. Potwierdzają to badania prowadzone wśród maszynistów w Nowym Jorku, które pokazały, że ci, którzy uważają się za multitaskerów, znacznie częściej niż inni spóźniają się do pracy.

To kolejne potwierdzenie tego, że wielozadaniowość w gruncie rzeczy bardziej szkodzi niż pomaga w czymkolwiek. U 98 proc. z nas próba skupienia się na więcej niż jednej czynności pogarsza produktywność aż o 40 proc., zmniejsza też IQ o 10 punktów.

Fot. Christian Scheja/Flickr

  1. Przejaw buntu

To dotyczy sytuacji, w której notoryczne spóźnianie się jest jak uzależnienie: wiadomo, że szkodzi nam samym i wadzi ludziom w naszym otoczeniu, a mimo to nie jesteśmy w stanie zapanować nad tym okropnym nawykiem. Co ciekawe, pojawia się on tylko w określonych sytuacjach, np. kiedy jedziemy do pracy, natomiast nie istnieje, kiedy umawiamy się na piwo z przyjaciółmi. Dlaczego?

Psycholog dr Julie Jarett Marcuse na łamach serwisu Psychology Today opisuje przykład swojej pacjentki, która notorycznie spóźniała się do pracy, doprowadzając tym swojego szefa do białej gorączki, a tym samym wystawiając się na ryzyko utraty pracy. Mimo to wciąż się spóźniała. Ta zawikłana sytuacja pchnęła ją do wizyty u psychologa. Badanie pokazało, że jej stosunki z szefem były bardziej skomplikowane, niż to na pierwszy rzut oka wyglądało. Kierownik miał tendencje do drobiazgowego kontrolowania nie tylko czasu jej pracy, ale – jak przypuszczała – też jej samej jako osoby. Ona zaś bardzo nie chciała być kontrolowana, a spóźnianie się stało się dla niej formą buntu, bierną formą wyrażenia sprzeciwu wobec oczekiwań szefa i nacisku, jaki na nią wywierał.

Podobna reakcja może się pojawić, kiedy bardzo nie chcemy gdzieś iść, np. z kurtuazyjną wizytą do rzadko widywanej i nielubianej cioci.

  1. Tylko pod presją deadline’u

Kiedy w latach 90. badania nad punktualnością prowadziła Diana DeLonzor z San Francisco State University, odkryła jeszcze jedną liczną grupę spóźnialskich: tych, którzy nie ruszą się z domu bez wyraźnej wizji deadline’u, czyli nieprzekraczalnego terminu (angielska nazwa pokazuje czający się w tym element zagrożenia, dlatego chętnie jej używam).

Ludzi tego typu badaczka nazwała „deadliners”, a zaliczyła do nich też tych pracowników, którzy nie zabiorą się za robotę bez wiszącego tuż nad głową terminu jej zakończenia, a pracę składają niejednokrotnie już po tym terminie, mimo że wiedzą, iż to ściągnie na nich gromy. Jedyną motywacją dla tych ludzi jest stres wynikający ze zbliżania się owego terminu. Tak samo postępują też przy podejmowaniu decyzji o tym, że trzeba wyjść do pracy czy na spotkanie. Wychodzą, kiedy już absolutnie MUSZĄ, nie uwzględniając jakichkolwiek wypadków losowych w postaci korków czy awarii komunikacji miejskiej, wskutek czego często się spóźniają.

  1. Liczy się show

Niektórzy ludzie, jak stwierdziła DeLonzor, spóźniają się jak najbardziej celowo. Chodzi im o to, by skupić na sobie uwagę tych, którzy na nich czekają. Chwila, w której to się dzieje, sprawia im po prostu przyjemność i pomaga im wzmocnić dość niską samoocenę. Czują się ważni, kiedy inni na nich czekają.

Jeśli spóźnianie się wychodzi nam jednak przypadkiem, a nie celowo, to warto powalczyć z tym przykrym zwyczajem. A skoro znamy już tego przyczyny, może po prostu doliczajmy standardowo 40 proc. czasu do naszych planów. To powinno zadziałać.

Nie ma więcej wpisów