captcha image

A password will be e-mailed to you.
Pola kwitnącego rzepaku.

Powiedzenie „wiosna w pełni” brzmi jak frazes, ale jest faktem. Wszystko naokoło nas albo kwitnie, albo wypuszcza młode liście. Kwitną forsycje, drzewa owocowe, mlecze, narcyzy, tulipany i… Właśnie, wcześniej czy później natrafiam na roślinę, której nazwy nie znam, o której nic nie wiem. Wtedy z pomocą przychodzą mi nowe i stare technologie. 

Od kilkudziesięciu lata takim nadwornymi pomocami w oznaczaniu kwiatów i roślin są dla mnie dwie książki. Gruby i znakomicie przemyślany album „Jaki to kwiat?” D. A. Aichele’a (1984) i znacznie mniejszy „Przewodnik do rozpoznawania roślin i zwierząt na wycieczce” W. i D. Eisenreichów (1994), na który zawsze znajdzie się zawsze miejsce w plecaku (wydawca 20+ lat temu pomyślał nawet o foliowej okładce). 

Szukajcie tych książek w antykwariatach. Warto!

Tych książek dziś już nie znajdziecie w księgarniach, ale nadal warto ich szukać w antykwariatach. Można też skorzystać z nowoczesnych technologii i spróbować je zastąpić w terenie odpowiednimi aplikacjami  na najpopularniejsze w Polsce telefony z systemem Android.

Program Co to za kwiat?  to biblioteka 977 roślin z całego świata, które wyszukujemy w bardzo podobny sposób jak w książce. Zaczynamy od wyboru koloru kwiatu, potem określmy siedlisko: łąki; ogrody i pola; wrzosowiska i tereny podmokłe; lasy; skały lub góry; drzewa i lub krzewy. W kolejnym korku określamy ile płatków ma kwiat lub czy jest on zygomorficzny, a na koniec definiujemy region (Europa Środkowa).  

W przypadku wyszukiwania np. „mlecza” oznacza to cztery kliknięcia i wybranie konkretnego kwiatu ze zbioru okrojonego do 35 egzemplarzy, które są żółte, rosną na łąkach w Europie Środkowej i mają więcej niż 5 płatków. W aplikacji zobaczymy dodatkowe zdjęcia oraz opis, bazujące na polskiej wersji Wikipedii. 

Program działa na zasadzie „adware”. Reklam można się pozbyć płacąc 5,19 zł. Program można też „rozszerzyć” o wyszukiwanie kwiatów po zdjęciu przez sztuczną inteligencję Google’a (9,99 zł). Moim zdaniem nie ma sensu, bo z tego udogodnieni można skorzystać w inny sposób. 

Obiektyw Google’a w akcji

Po pierwsze mamy Obiektyw Google, który może się sprawdzić również w roli „oka” rozpoznającego nazwy roślin. Po drugie, z pomocą mogą nam przyjść dedykowane aplikacje, rozpoznające fotografowane rośliny (kwiaty, krzewy, drzewa). 

Jakość tych programów, mimo stojącego za nimi rozpoznawania obrazów, algorytmów uczenia maszynowego, czasem pozostawia nieco do życzenia. Na pewno dużo tu też zależy od jakości aparatu we smartfonie i zrobionego nim zdjęcia. 

Najlepiej z rozpoznawaniem radzi sobie program PictureThis. Niestety jego wadą jest fakt, że działa na zasadzie subskrypcji (1,99 USD / miesiąc lub 14,99 USD /rok), ew. kredyty na rozpoznawanie roślin można “zarobić” oglądając filmy czy logując się do programu.

Druga warta sprawdzenia aplikacja to Plantsnap, której zaletą jest polskojęzyczny interfejs i nie zawsze dobrze przetłumaczone opisy roślin (5 zdjęć za darmo, albo subskrypcja 2,49 zł / miesiąc lub 19,99 zł / rok). 

Jeśli pięć zdjęć to za mało to sprawdźcie jeszcze adwarowego Platfindera. Moim zdaniem rodzi sobie gorzej niż dwa pozostałe programy, ale nie wymaga subskrypcji i nie ma innych ograniczeń.

Sami sprawdźcie i pokażcie innym. Uśmiech teściowej może być bezcenny 🙂

Nie ma więcej wpisów