captcha image

A password will be e-mailed to you.

Jerzy Zięba znalazł się w trudnej sytuacji. Nie dość, że prokuratura zajęła mu magazyn suplementów, nie dość że Facebook i YouTube przegoniły go od siebie, to jeszcze pandemia koronawirusa podważa jego “wiarygodność”. Przeanalizowaliśmy, jak obecnie próbuje wprowadzać ludzi w błąd.

Pandemia sprawia, że medycyna oraz lekarze stają się centrum zainteresowania społeczeństwa. Musi to budzić uzasadniony niepokój wśród rozlicznych znachorów i sprzedawców suplementów, leczniczych traw oraz wszystkoleczących soków z buraka. Ich klienci bowiem mogą rzeczywiście “włączyć myślenie” i dojść do wniosku, że ktoś im wmawiał, że medycyna nie działa, a lekarze to konowały, tymczasem jest jednak odwrotnie.

Dlatego wśród wyżej wymienionych osobników podejrzanej proweniencji trwają wzmożone działania. Muszą zaprzeczać, deprecjonować, odwracać kota ogonem. W tym tekście zamierzam zdemaskować kłamstwa jednego z takich ludzi, sprzedawcy suplementów na uchodźstwie Jerzego Zięby (dalej w skrócie JZ), który – choć nie ma ku temu żadnych kompetencji (jest przecież jedynie sprzedawcą, a nie wirusologiem lub mikrobiologiem) – postanowił wypowiedzieć się w 24 minutowym wideo na temat testów wykrywających 2019-nCoV.

Tendencyjność wyboru treści

Wideo rozpoczyna się od omówienia dokumentu CDC dotyczącego testu RT-PCR (reverse transcription polymerase chain reaction – reakcja łańcuchowa polimerazy z odwrotną transkrypcją) pozwalającego wykryć koronawirusa 2019-nCoV. Z dokumentu liczącego sobie 53 strony cytowane jest jedno zdanie.

Wg JZ “wykrycie sekwencji RNA wcale nie oznacza wykrycia wirusa lub że jest on przyczyną powstania symptomów klinicznych“. To typowy cherry-picking (w dosłowny tłumaczeniu “wybieranie wisienek”), czyli użycie tylko takich treści z ogółu dostępnych, które pozwolą udowodnić swój punkt widzenia. Jeśli wczytać się w cały dokument, nie będzie cienia wątpliwości, że test jest skuteczny (o czym jeszcze za chwilę). Co ciekawe, tłumaczenie przez JZ z angielskiego na polski jest niedokładne, bo zacytowane przez niego zdanie, mówi o niewykryciu wirusa zakaźnego, a nie wirusa w ogólności – czyli wirus został wykryty, ale nie oznacza to, że już zakaża i stąd też wzmianka o braku symptomów klinicznych. Co ciekawe zdanie to pochodzi z sekcji “Limitations”, która ma na celu uświadomienie ograniczeń testu osobie go wykonującej. W sekcji tej są też m.in. takie ostrzeżenia jak:

Wydajność testu może ulec zmianie, ponieważ epidemiologia i spektrum
kliniczne zakażeń wywołanych przez 2019-nCoV nie są w pełni znane.

Wynik fałszywie ujemny może wystąpić, jeśli próbka zostanie niewłaściwie pobrana, przetransportowana lub potraktowana. Fałszywie ujemne wyniki mogą również wystąpić, jeśli w próbce obecne są inhibitory amplifikacji lub jeśli w próbce występuje niewystarczająca liczba organizmów.

Nieoczekiwana zamiana miejsc

Na kolejnym slajdzie wyróżnione dużymi literami zdanie, wg JZ mówi, że “wykrycie tego RNA wcale nie oznacza, że ten wirus spowodował chorobę“. Tak, patrząc na ten fragment trudno się nie zgodzić.

Rzecz jednak w tym, że fragment ten nie pochodzi z tego samego dokumentu, co wcześniejszy cytat (możecie spróbować poszukać), pochodzi z dokumentu “ACCELERATED EMERGENCY USE AUTHORIZATION (EUA) SUMMARY COVID-19 RT-PCR TEST“. Co więcej, wtręt “(CAPS are mine)” wskazuje na czyjeś opracowanie, z którego JZ korzysta, nie weryfikując jego poprawności. Jeśli jednak przeczytać cały dokument CDC (ten pierwszy) rzeczywiście można odnaleźć w nim zdanie “The agent detected may not be the definite cause of disease.“, warto wszakże przytoczyć je w pełnym kontekście.

Positive results are indicative of active infection with 2019-nCoV but do not rule out bacterial infection or co-infection with other viruses. The agent detected may not be the definite cause of disease. […] Negative results do not preclude 2019-nCoV infection and should not be used as the sole basis for treatment or other patient management decisions. Negative results must be combined with clinical observations, patient history, and epidemiological information.

Co można przetłumaczyć następująco:

Pozytywne wyniki wskazują na aktywne zakażenie 2019-nCoV, ale nie wykluczają zakażenia bakteryjnego lub współistniejącej infekcji innymi wirusami. Wykryty czynnik może nie być definitywną przyczyną choroby. […] Negatywne wyniki nie wykluczają infekcji 2019-nCoV i nie powinny być wykorzystywane jako jedyna podstawa do leczenia lub innych decyzji dotyczących pacjenta. Negatywne wyniki należy połączyć z obserwacjami klinicznymi, historią pacjenta i informacjami epidemiologicznymi.

Prawda, że teraz to zdanie ma inny wymiar? Uzupełnia po prostu zdanie wcześniejsze i wszystko sprowadza się do tego, że nie należy traktować wirusa jako jedynej przyczyny objawów (niemniej może być i tak, że to on będzie ich przyczyną). Cały zacytowany fragment, jak widać, to wskazówki dotyczące interpretacji każdego rodzaju wyników.

Ni z gruszki, ni z pietruszki

W trzecim slajdzie w wideo znienacka pojawia się strona firmy CD Creative Diagnostics, którą JZ uznaje za twórców testu opisywanego przez CDC.

Piszę “uznaje”, albowiem w przywołanym w pierwszym slajdzie dokumencie CDC nie ma ani jednego słowa na temat tej firmy. Czyżby JZ przyjął, że skoro w nazwie testu “SARS-CoV-2 Coronavirus Multiplex RT-qPCR Kit” wymienia się SARS-CoV-2, to jest to właśnie ten test, o którym mówi CDC (choć naprawdę nie wiem, jakimi ścieżkami snują się myśli JZ)?

Rzecz w tym – i tu właśnie wychodzi zero kompetencji JZ – że do testów PCR potrzebne są zestawy (kit), które zawierają tzw. startery czyli krótkie fragmenty swoiste dla genu namnażanego w ramach PCR. Ponieważ zaprojektowanie takich starterów i stworzenie zestawu nie jest niczym skomplikowanym (wystarczy znać sekwencję wirusa, a ta jest dostępna), firmy wręcz rzuciły się na taka możliwość zarobku. Nie oznacza to jednak, że testy te są wykorzystywane w szpitalach – równie dobrze mogą być (i są) wykorzystane przez naukowców (stąd zaznaczone na slajdzie czerwoną ramką “tylko do użytku naukowego” – “for research use only“). Zatem firma CD Creative Diagnostic stworzyła test i sprzedaje go na potrzeby naukowe.

Tym samym wszystkie rozważania i wnioski JZ na temat tego testu są bezpodstawne i nieuzasadnione. To nie o tym teście traktuje dokument CDC z pierwszego slajdu (bo to nie jest test, tylko jeden z wielu zestawów do jego przeprowadzenia) i to nie ten test sprawił, że “cały świat runął na kolana z powodu wykrycia przez ten test tego wirusa“.

O sztuce wykrywania samochodów

W wideo następuje taki moment, gdy JZ postanawia wyjaśnić działanie metody PCR, porównując ją do metody wykrywania samochodów. Niestety tu kolejny raz, i to w całej jej wątpliwej krasie, uwidacznia się ignorancja sprzedawcy suplementów. Nie ma on bowiem pojęcia, na jakich zasadach działa metoda PCR i jak rozpoznaje się za jej pomocą geny. Dlatego stwierdza, że PCR to jak szukanie samochodu, które w wyniku zamiast konkretnego samochodu daje jedynie fragment opony, który jest w nim używany. To naprawdę spektakularny pokaz ignorancji. Gdyby szukać samochodu, tak jak PCR szuka genu, znalazłoby się konkretny egzemplarz samochodu, bo szukało by się de facto po numerze silnika i nadwozia. Co ciekawe nawet kompletny laik musiał w swoim życiu słyszeć , że niektóre geny są unikalne i na podstawie ich porównania można ustalić czyjeś ojcostwo lub odnaleźć sprawcę przestępstwa.

Ćwierknięcie źródłem naukowym?

W połowie wideo JZ postanawia odnieść się do umieszczonej na twitterze ministra Gowina informacji o wynalezieniu przez naukowców z Poznania “100-procentowego skutecznego testu” na koronawirusa (i kontynuuje ten wątek do samego końca). Wybaczcie, ale nikt poważny nie będzie rozważał ćwierknięcia polityka na temat dowolnej metody diagnostycznej, ale oprze się na oficjalnym dokumencie ją opisującym. Dodatkowo JZ rozpatruje ten test w kontekście tego, co błędnie uznał za test CDC. Muszę komuś tłumaczyć, że to nie ma żadnego sensu?

Blamaż pierwszy

W drugiej połowie wideo JZ obnaża w całej okazałości swój brak kompetencji, wielokrotnie się kompromitując.

[…]potwierdzenie wyizolowania struktury genetycznej i ta struktura genetyczna pod mikroskopem elektronowym pokazuje, że konfiguracja tego łańcuszka genetycznego jest dokładnie taka sama, jak w tym chińskim koronawirusie.

Pod określeniem “konfiguracji łańcuszka genetycznego” należy zapewne rozumieć sekwencje nukleotydów RNA (czy potem w PCR – DNA). Tylko że takiej sekwencji nie widać w mikroskopie elektronowym – ma on niewystarczającą rozdzielczość. Dlatego struktura (przestrzenna) DNA jest określana na podstawie zdjęć rentgenowskich (można zobaczyć chromatynę, chromosomy, jądro). Istnieje mikroskop sił atomowych (atomic force microscopy, AFM), pod którym można zobaczyć RNA czy DNA, ale wygląda ono jak niteczka. Sekwencję określa się na podstawie reakcji Sangera (która tak na prawdę jest reakcją PCR) i jej analizy, obecnie w sekwenatorach (dawniej na kliszy rentgenowskiej z użyciem izotopów).

Blamaż drugi

Na jakiej podstawie mogą twierdzić [naukowcy, którzy opracowali test – przyp. mój], że to co wykryli, to jest ludzki RNA? Czy to nosi jakąś etykietkę? Przecież tego typu konstrukcja genetyczna jest nawet u muszki owocówki, u żaby, u dżdżownicy, to skąd teraz wiadomo, że to co ten test wykrywa, to jest ta sekwencja tylko ludzka?

No mogą, dlatego że test PCR wykrywa konkretną sekwencję, do tego został stworzony.

Blamaż trzeci

Oprócz odniesienia do tweeta, JZ odnosi się także do artykułu opisującego test z Poznania. W artykule tym można przeczytać, że:

W próbkach wymazu oprócz wirusa znajdują się zawsze komórki ludzkie, chociażby komórki nabłonka, które niechcący zostaną pobrane. My wykrywamy czy te komórki były rzeczywiście obecne.

Na co JZ prześmiewczo zapytuje:

A co to kogo obchodzi [czy wykrywamy te komórki ludzkie – przyp. mój]?

No cóż… Tak się składa, że wynika to z wytycznych WHO. W pobranym materiale musi być materiał biologiczny. To kontrola prawidłowego pobrania wymazu. WHO zaleca potwierdzenie ludzkiego DNA. Test z Poznania wykorzystuje RNA (podobnie jak metoda opisana w przywołanym na początku dokumencie CDC). Umożliwia to lepszą kontrolę (niż z użyciem DNA), ponieważ obrazuje lepiej, co się działo z próbką. Jeżeli byłaby na przykład źle zabezpieczona lub przechowywana, RNA jako mniej trwały niż DNA, zdegraduje się (nie będzie dłuższego fragmentu miedzy starterami i nie namnoży się fragment genu). Dlatego widząc, że RNA ludzki zdegradował, wiemy że wirusowy również i to jest wyraźny sygnał, że coś jest nie tak albo z pobraniem materiału, albo z jego przechowywaniem, izolacją itd. Jeżeli ludzki gen będzie obecny, a wirusowy nie, to najprawdopodobniej wynik jest negatywny. Ale nie zawsze i to też jest w wytycznych WHO i CDC.

Blamaż czwarty

Metoda, która była zastosowana na świecie calusieńkim […], ona wymagała zniszczenia tego materiału genetycznego. Wymagała degradacji. Dlatego że potem się to namnażało wielokrotnie, namnażało, namnażało i dopiero wtedy usiłowano znaleźć […] Bardzo bym chciał wiedzieć, że skoro naukowcy mówią, że ta próbka nie uległa degradacji, to chciałbym się dowiedzieć czy była czy nie była podgrzewana, podgrzewana do temperatur 80 stopni.”

No cóż, tu w całej okazałości widać kompletną nieznajomość metody PCR przez JZ – metoda ta bowiem nie wymaga degradacji. Zdegradowane RNA czy DNA nie może być matrycą w badaniu PCR. W procedurze izolacji RNA zazwyczaj podgrzewa się próbkę do 60 stopni Celsjusza, aby zniszczyć błony komórkowe, natomiast odbywa się to w buforze, który chroni DNA i RNA. W procedurze PCR następuje etap denaturacji, a wiec rozplecenia dwóch nici DNA, ale to nie oznacza, że DNA się w takich warunkach degraduje. Co ciekawe, jest to tak podstawowa wiedza na temat metody PCR, że można o tym przeczytać nawet w jej opisie na Wikipedii.

Nie wierzmy byle komu

Wnioski są oczywiste. Słuchanie sprzedawców suplementów, znachorów, szamanów i innych medycznych hochsztaplerów może prowadzić wyłącznie do fałszywego postrzegania rzeczywistości, co bezpośrednie wpływa na zdrowie i życie. Nie róbcie tego, a jeśli ktoś przyśle wam link do tego wideo, to będziecie już wiedzieli, że są w nim wyłącznie piramidalne bzdury. Zaś Jerzemu Ziębie sugeruję, aby w dokumencie CDC, w miejscu skąd zaczerpnął pierwszy cytat, zerknął na pierwszy punkt:

Wszyscy użytkownicy, analitycy i wszystkie osoby zgłaszające wyniki diagnostyczne powinni zostać przeszkoleni w wykonywaniu tej procedury przez kompetentnego instruktora. Powinni także wykazać się zdolnością do przeprowadzenia testu i samodzielnej interpretacji jego wyników.

i zrozumiał, że nie jest nikim z wymienionych w nim osób. A to oznacza, że nie ma kompetencji, aby się w tym temacie wypowiadać.

Podziękowania

Bardzo dziękuję za inspirację i bardzo obszerną pomoc w napisaniu tego artykułu (w tym drobiazgowe wyłuszczenie niuansów PCR), sympatyczce Crazy nauki, doktor nauk biologicznych, zawodowo specjalizującej się w dziedzinie biologii molekularnej m.in. z wykorzystaniem metody PCR.

Do internetowych specjalistów od wszystkiego

Chcącym wdawać się w polemikę z treścią artykułu polecam regulamin Crazy nauki i ostrzegam, że w przypadku jego nieprzestrzegania po prostu uniemożliwię komentowania tego artykułu.

Nie ma więcej wpisów