captcha image

A password will be e-mailed to you.

Przyznam, że to była dla mnie nowość: książka, która pokazuje najważniejsze zwroty w dziejach świata przez pryzmat naszej wojny z komarami. Wojny, w której od samego początku przegrywamy, a która wyrządziła ludzkości większe szkody niż wszystkie konflikty zbrojne razem wzięte. Zresztą, w przypadku wielu z nich o sukcesie bądź porażce jednej ze stron decydował właśnie wpływ tych małych owadów na walczących ludzi.

“Komar”. Fot. Crazy Nauka

Autorem, który odważył się spojrzeć na historię ludzkości przez pryzmat kłujących owadów, jest Timothy Winegard, profesor historii i nauk politycznych w Colorado Mesa University. Jego książka nosi wiele mówiący tytuł “Komar. Najokrutniejszy zabójca na świecie”.

Mówią liczby

Przyznam, że do tak ujętego tematu podchodziłam mocno sceptycznie. Mieliśmy przecież wielkie epidemie dżumy, grypy hiszpanki czy ospy właściwej – i to były prawdziwe plagi. Mieliśmy dwie wojny światowe – i one pochłonęły naprawdę dużo ofiar. Ale komary? Czy Winegard przypadkiem nie przesadza?

A potem zaczęłam czytać. I coraz szerzej otwierałam oczy ze zdumienia. Mimo że wiedziałam, iż komar jest najbardziej śmiercionośnym zwierzęciem na świecie, to już we wstępie zaszokowały mnie liczby. W samym tylko 2019 roku choroby roznoszone przez komary pozbawiły życia 830 tysięcy ludzi, z czego malaria była odpowiedzialna za 300-500 tysięcy zgonów. A przecież nawet w ubogich krajach opieka zdrowotna jest dziś o niebo lepsza niż przed wiekami! Wedle szacunków w XX wieku malaria uśmierciła 150-300 milionów osób, zaś wszystkie choroby pochodzące od komarów – łącznie do dwóch razy więcej. Jeszcze większe wrażenie robi podsumowanie ofiar komara, a w zasadzie komarzycy – bo to ona, a nie samiec, pije ludzką krew – w ciągu całej historii ludzkości.

Statystyczne szacunki wskazują na to, że zabiła niemal połowę wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek żyli. W ciągu 200 tys. lat naszej stosunkowo krótkiej egzystencji ten owad odebrał życie mniej więcej 52 mld ludzi spośród łącznej liczby wynoszącej 108 mld

– pisze Timothy Winegard.

Tu należy mocno podkreślić, że to nie komarzyca zabija ludzi, tylko przenoszone przez nią pierwotniaki, wirusy i nicienie. Najbardziej śmiercionośny jest pierwotniak – zarodziec malaryczny, zwany plasmodium, który powoduje rozpad czerwonych krwinek. Inne groźne choroby pochodzące od komarów – denga, żółta febra, Zika, gorączka Zachodniego Nilu czy chikungunya – wywoływane są przez wirusy. Z kolei filariozę powodują nicienie.

W Polsce jesteśmy bezpieczni?

Wydawać by się mogło, że temat – mimo iż bardzo ważny – jest jednak nam odległy. Te wszystkie nieprzyjemne choroby pochodzą przecież ze stref tropikalnych i my w Polsce w sumie możemy się czuć bezpieczni. Tylko że to nieprawda.

Po pierwsze, podróżujemy (a przynajmniej robiliśmy to przed izolacją z powodu koronawirusa) do tych miejsc na świecie, w których żyją komary roznoszące śmiertelnie groźne choroby. I wcale nie musimy jechać do Afryki czy Azji Południowo-Wschodniej, żeby się na nie natknąć. Wystarczy wycieczka na Bałkany czy do Włoch, gdzie można spotkać komary tygrysie przenoszące m.in. chikungunyę, dengę, żółtą febrę, gorączkę Zachodniego Nilu i japońskie zapalenie mózgu.

Po drugie, wraz ze wzrostem temperatur na świecie komary tropikalne przenoszą się do stref umiarkowanych. Modele przygotowane przez Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) pokazują, że do 2030 roku wspomniane wyżej komary tygrysie najprawdopodobniej pojawią się również w Polsce.

Poniżej widzicie najlepszy (z lewej) i najgorszy (z prawej) scenariusz pokazujący inwazję komarów tygrysich (przenoszących m.in. chikungunyę, dengę, żółtą febrę, gorączkę Zachodniego Nilu i japońskie zapalenie mózgu) w Europie do 2030 roku. Źródło: ECDC

Po trzecie zaś, w naszym kraju powszechnie występują komary widliszki (Anopheles), zdolne do przenoszenia malarii. Już kilkakrotnie w dziejach choroba ta była zawlekana z rejonów południowych do Polski, gdzie wywoływała lokalne epidemie. Wspomnę tylko, że ostatnia z nich miała miejsce na Żuławach i w dolinie Wisły (w tym w Warszawie) zaraz po drugiej wojnie światowej, kiedy wycofujące się wojska niemieckie zniszczyły systemy odwadniające. Największą liczbę przypadków malarii, niemal 10 tysięcy, odnotowano w 1948 roku. Komary malaryczne wytępiono wówczas dzięki odkrytemu niedawno środkowi DDT, który jednak w późniejszych badaniach okazał się toksyczny dla ludzi.

Komar zwycięża na wojnie

Wróćmy jednak do książki Winegarda. Wylicza on wielkie konflikty w historii ludzkości, w których istotną lub wręcz decydującą rolę odegrał wpływ komarów i przenoszonych przez nie chorób. I tak malaria spowodowała między innymi nieudaną napaść Hunów pod wodzą Atylli na północny Rzym w 452 roku. W czasie wojen napoleońskich wojska brytyjskie poniosły ogromne straty wywołane najprawdopodobniej malarią, szacowane dziś na ponad 200 tysięcy żołnierzy. Choroba ta wywarła też ogromny wpływ na przebieg wojny secesyjnej w USA, gdzie doprowadziła do 1,3 mln „epizodów gorączkowych” i uśmierciła 10 tys. żołnierzy. Z kolei podczas pierwszej wojny światowej również malaria unieruchomiła na trzy lata wojska obydwu zwaśnionych stron na Bałkanach, wymuszając hospitalizację około 80 proc. żołnierzy. A to tylko pierwsze z brzegu przykłady. Winegard sypie nimi jak z rękawa.

Choć początkowo jego sposób prowadzenia narracji wydawał mi się zbyt „komarocentryczny”, to im dłużej czytałam jego książkę, tym bardziej byłam przekonana o słuszności tego punktu widzenia. Zresztą, potwierdzają to dane liczbowe.

Opowieść Winegarda prowadzona jest barwnym, pełnym emocji językiem. Niekiedy nawet zbyt pełnym emocji, ale mi akurat taki typ narracji nie przeszkadza. Czyta się to wartko, a książka wciąga od pierwszych akapitów. Nie czuje się „ciężaru gatunkowego”, jaki towarzyszy niekiedy książkom popularnonaukowym.

Na koniec warto wspomnieć, że w nieustającej wojnie toczonej z komarzycami wciąż pozostajemy w tyle za nimi. Jakiekolwiek postępy po naszej stronie widoczne są dopiero od zaledwie kilkudziesięciu lat. Już, już wydawało się, że sukcesem będzie zastosowanie DDT, ale środek ten okazał się szkodliwy na dłuższą metę. Dysponujemy coraz lepszymi lekami przeciwmalarycznymi i środkami wspierającymi leczenie chorób wirusowych, ale to nie wystarcza.

Największą nadzieję dają szczepienia. Ach, gdyby można było dzięki nim zapobiec wszystkim chorobom roznoszonym przez komary! Tak jednak nie jest, choć w ostatnich latach zaszły pod tym względem ogromne zmiany. Od 2019 roku istnieje szczepionka przeciwko malarii, która była już podawana mieszkańcom Malawi, Ghany i Kenii. W ostatnich latach wprowadzono też do użytku szczepionkę przeciw dendze. Ludzkość dysponuje również od kilkudziesięciu lat szczepionką przeciw żółtej febrze. Z książki „Komar. Najokrutniejszy zabójca ludzkości” dowiecie się, jak doszło do tych postępów i dlaczego tak długo trzeba było na nie czekać. To naprawdę fascynująca historia.

“Komar. Najokrutniejszy zabójca na świecie”

Autor: Timothy C. Winegard

Wydawca: Wydawnictwo Kobiece

Nie ma więcej wpisów