captcha image

A password will be e-mailed to you.

No i znowu im się udało! Zespół misji New Horizons doprowadził swoją sondę do kolejnego obiektu, który dał nam ogromną porcję wiedzy, której inaczej nie zdołalibyśmy zdobyć.

W 2015 roku okazało się, że Pluton jest zupełnie inny, niż się spodziewaliśmy. Minęły trzy lata i tam sama sonda, New Horizons, minęła kolejny cel. Tym razem była to planetoida Ultima Thule lub, jeśli wolicie oficjalną nazwę, (486958) 2014 MU69.

Wybrano ją z dwóch powodów. Pierwszym było to, że New Horizons było tam po drodze. Chodziło bowiem o to, by nie zmieniać zbytnio trajektorii lotu i nie marnować paliwa. Drugim był fakt, że Ultima Thule leży dość głęboko wewnątrz Pasa Kuipera, czyli obłoku planetoid, który rozciąga się za orbitą Neptuna. To miejsce, gdzie krążące skały niemal nie zmieniły się od 4,6 mld lat czyli od narodzin Układu Słonecznego.

Badacze spodziewali się, że Ultima Thule okaże się takim obiektem archiwalnym, który da nam wgląd w proces formowania się ciał otaczających Słońce.

I wiecie co? Nie pomylili się!

1 stycznia o 6:33 polskiego czasu sonda przemknęła w bardzo małej, jak na skalę kosmiczną, odległości 3500 km od celu. Cztery godziny później odwróciła się antenami w stronę Ziemi i zaczęła przesyłać zebrane dane. Idzie to wolno, bo odległość jest ogromna, więc najpierw lecą informacje łatwiejsze do przekazania, ale mniej szczegółowe. To na wypadek, gdyby sondę spotkało coś złego – w ten sposób dostaniemy choć część informacji.

I właśnie pierwszy pakiet danych omówili dziś na konferencji NASA członkowie zespołu misji.

Na początku pokazali cudowne zestawienie dwóch zdjęć – oto, jaką różnicę potrafi zrobić odstęp jednego dnia. Pierwsze zdjęcie zrobione zostało 31 grudnia 2018 roku, drugie 1 stycznia 2019 roku.

Następna grafika szczególnie mnie ujęła – NASA ma ten cudowny dystans do siebie, któremu zwykle brakuje ESA (no dobra, poza misją Rosetta).

Nazwa Ultima Thule nie jest oficjalna, jednak załodze misji bardzo przypadła do gustu. Jak z pewnością zauważyliście, planetoida okazała się (co wcześniej podejrzewano) zlepkiem dwóch obiektów. By utrzymać dwuczłonową nazwę, NASA postanowiła nazwać mniejszą część planetoidy Thule, a większą – Ultima.

Właśnie ta dwoistość badanego obiektu jest jego najciekawszą cechą. Według niektórych szacunków nawet 30% ciał tworzących Pas Kuipera składa się z dwóch połączonych ze sobą elementów. Warto przypomnieć, że taka też okazała się być kometa 67P/Czuriumow-Gierasimienko, do której dotarła Rosetta.

Podejrzewa się, że to obrazuje mechanizm powstawania dużych planet. Takie łączące się ze sobą obiekty stopniowo rosły aż osiągały masę, przy której grawitacja ściągała całą drobnicę z ich orbity. Jednak złożone oddziaływania grawitacyjne i zróżnicowana gęstość materii w Układzie Słonecznym nie wszędzie pozwoliły na utworzenie się ogromnych obiektów. W pasie planetoid między Marsem a Jowiszem oraz w Pasie Kuipera pozostały drobniejsze skały.

Podziw budzi fakt, że już w lipcu tego roku, gdy kamery New Horizons nie miały nawet cienia szansy dostrzec Ultima Thule, obserwacje prowadzone z Ziemi i ziemskiej orbity pozwoliły bardzo precyzyjnie określić kształt i rozmiar planetoidy. Było to możliwe dzięki śledzeniu tego, jak ten maleńki obiekt przysłaniał odległe gwiazdy. Maleńki, bo to ledwie 33 km widziane z odległości ponad 6 miliardów km.

Na tym zdjęciu pokazano przewidywany kształt i nałożony na niego faktyczny kształt planetoidy.

Dotychczas pokazane zdjęcia zrobione są w skali szarości – takie daje kamera o większej rozdzielczości znajdująca się na pokładzie New Horizons. Równocześnie jednak zdjęcia robiła druga, kolorowa kamera. Połączenie danych z obu instrumentów pozwoliło stworzyć obraz tego, jak Ultima Thule wygląda w kolorze:

Planetoida powstała prawdopodobnie w wyniku połączenia dwóch mniejszych obiektów. Stosunek ich mas to mniej więcej 3:1. Co ważne obiekty raczej zlepiły się, niż zderzyły. Nie widać śladów gwałtownego zetknięcia, więc geolodzy misji sądzą, że oba ciała krążyły wokół siebie stopniowo się zbliżając, aż połączyły się tworząc obiekt o nowej osi obrotu.

Na powierzchni Ultima Thule widać jaśniejsze i ciemniejsze obszary. Najjaśniejszym jest “szyja bałwanka”, co badacze tłumaczą faktem, że tam zsuwają się drobne fragmenty skały. Jaśniejsze są też zagłębienia na “głowie”. Co ciekawe na razie nie widać na powierzchni śladów większych kraterów.

Badacze zwrócili jeszcze uwagę na ciekawą rzecz. Otóż zarówno Ultima, jak i Thule są niemal kuliste. Tymczasem ich masa, a więc i grawitacja są zbyt małe, by uformować taki kształt na zasadzie przyciągania grawitacyjnego. Naukowcy podejrzewają, że kształty są efektem powolnego doklejania się z różnych stron małych fragmentów skał i pyłu, co po miliardach lat dało taki kształt.

Na razie wszystko co wiemy opiera się na kilku zdjęciach o niewielkiej rozdzielczości. Dane cały czas spływają i jutro nasza wiedza będzie dużo, dużo większa. Dosłownie jutro, więc już 3 stycznia o 20.00 kolejna konferencja NASA. Dzieje się!!!

O przelocie koło Ultima Thule przeczytacie tu:

Nie ma więcej wpisów