captcha image

A password will be e-mailed to you.

Fot. Nevit Dilmen/Wikicommons

150 osób postanowiło zostać cyborgami. Dali sobie wstrzyknąć mikrochipy, które zastąpiły im… karty wstępu do pracy.

Brzmi trochę strasznie, ale ci ludzie zrobili to dobrowolnie. Po prostu zgodzili się na propozycję szwedzkiego hubu startupowego Epicenter, który postanowił sprawdzić, czy mikrochip może zastąpić tradycyjną kartę dostępu.

Implant wielkości ziarenka ryżu wstrzykiwany jest w fałd skórny pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym. Mikrochip do komunikacji wykorzystuje technologię Near Field Communication (NFC), z której korzystamy np. podczas płatności zbliżeniowych. Kiedy do czytnika zbliżamy zachipowaną dłoń, implant wysyła do niego bezprzewodowo nasze dane identyfikujące.

Dr Mark Gasson , jeden z prekursorów w dziedzinie implantowania chipów u ludzi, podał się takiemu zabiegowi w 2009 roku. (zdjęcie: Paul Hughes/wikimedia.org)

Samo działanie chipa nie różni się od tego, co oferują stosowane w wielu firmach karty dostępu czy używane do przechowywania biletów karty miejskie. Podobne chipy wstrzykiwane są także psom. Wstrzyknięcie wykonywane jest za pomocą specjalnej strzykawki, niewiele większej od tej używanej podczas aplikowania szczepionek. Główną różnicą jest duża igła o średnicy 2 mm.

Pierwsza, udokomentowana próba wszczepienia chipa człowiekowi, miała miejsce w 1998 roku. Eksperymentowi poddał się “Kapitan Cyborg”, czyli dr Kevin Warwick z Coventry University. Jedenaście lat później w ślady swojego mentora poszedł jego doktorant Mark Gaston. W jedynym i drugim przypadku, chodziło tylko o sprawdzenie jak ludzki organizm reaguje na implantację oraz przetestowanie, w jaki sposób chip może ułatwić funkcjonowanie noszącego go człowieka w inteligentnym budynku.

Implant RFID obok ziarenka ryżu.

Po latach jakie upłynęły od tych eksperymentów, Patrick Mesterton, współzałożyciel i dyrektor generalny Epiceter, stwierdza, że najważniejszą zaletą bycia cyborgiem jest właśnie… wygoda. Trudno się z tym nie zgodzić, bo w przeciwieństwie do karty, swojej dłoni nie można zgubić lub zapomnieć. Choć Mesterton o tym nie wspomina, to faktem jest, że chipa nie da się ukraść czy łatwo wyłuskać bez uciekania się do ingerencji chirurgicznej. Wprowadzenie implantów podnosi również poziom zabezpieczeń dostępu do pomieszczeń i firmowych tajemnic.
Na razie jednak nawet w idącym za najnowszymi trendami szwedzkim Epicenter, gdzie z co-workingowej przestrzeni korzysta ponad 2000 osób, od lutego 2015 roku tylko 150 pracowników zdecydowało się na zostanie cyborgami. Na pytanie „Dlaczego się na to zdecydowali?” można usłyszeć odpowiedź: „Chcę być częścią przyszłości”.

Chłodnym okiem: Przyszłość może być niebezpieczna

O ile techniczne korzyści, jakie przynosi “bycie zachipowanym”, nie robiły i nie robią na nas chyba specjalnego wrażenia, o tyle noszenie w sobie “obcego” przyprawia, przynajmniej mnie, o dreszcz. Zwłaszcza kiedy przeczyta się o eksperymencie, jaki Mark Gaston przeprowadził w 2010 roku.

Naukowiec wraz ze swoim zespołem wykazał, że możliwe jest zarażenie człowieka komputerowym wirusem, który w ramach eksperymentu przesłano do ukrytego w ciele chipa. Zainfekowany cyborg stał się tym samym nosiecielem wirusa i przenosił go na znajdujące się w pobliżu urządzenia elektroniczne.
Choć był to tylko eksperyment laboratoryjny, to pokazuje on wyraźnie, jak niebezpieczna może być przyszłość cyborgów.  Zhakowanie implantu otwierającego drzwi już brzmi groźnie, a co gdyby taki implant sterował np. pompą insulinową u osoby cierpiącej na cukrzycę?

 

Na podstawie: Associated Press
Wideo: TEDx Talks

Nie ma więcej wpisów