captcha image

A password will be e-mailed to you.

Prawdopodobnie myślisz o fizyce tak, jak Twój pradziadek. Bo ostatnie 100 lat przewaliło naszą wiedzę o istocie świata tak fundamentalnie, że szkoły kompletnie za tym nie nadążają. Dzięki książce „Rzeczywistość nie jest tym, czym się wydaje” w tydzień czy dwa masz szanse zasypać tę wielką dziurę. A warto.

Często piszemy tu o biologii, medycynie, geologii czy paleontologii. I mamy poczucie, że – mimo braku odpowiedniego wykształcenia – jesteśmy w stanie rozumieć i wiarygodnie opisać odkrycia i zjawiska. A potem napotykamy na fizykę i… jest źle. Też macie to poczucie (nie pytam fizyków i matematyków), że Wasze zrozumienie tego kawałka rzeczywistości załamało się nieco ponad 100 lat temu, gdy Einstein formułował swoje teorie względności? A potem było już tylko gorzej – Heisenberg, Shrödinger, Dirac, ich mechanika kwantowa, kwantowa teoria pola i model standardowy to tereny, na które strach się zwykle zapuszczać.

Owszem, lubimy się bawić myślą, że elektron może przechodzić jednocześnie przez dwie szczeliny czy  że atomy to wielka pustka z odrobiną „czegoś” po środku. Ale i tak, gdy ktoś poprosi nas o narysowanie atomu, to maźniemy coś w tym stylu:

czyli klasyczny i daleki od współczesnej wiedzy planetarny model atomu.

No dobra, to co stało się z całym stuleciem fizyki, które zmieniło kompletnie nasz obraz świata i pokazało, że spojrzenie Newtona, choć bardzo praktyczne, niewiele ma wspólnego z istotą rzeczy?

Kłopot chyba w tym, że nowoczesna fizyka jawnie kłóci się z naszą codzienną intuicją, a w dodatku opiera się na matematyce. Czyli robi dwie straszne rzeczy: zakłóca nasz porządek rzeczy i jeszcze przypomina nam, że jesteśmy niedouczeni. Szczerze zazdroszczę tym, którzy wiedzą dość, by naprawdę zrozumieć fizyczną istotę świata.

Jak dowiedziałem się, że teraźniejszości nie ma

Można zapytać, czy takie zrozumienie jest do czegokolwiek potrzebne? W końcu fizyka Newtona całkiem dobrze sprawdza się w większości codziennych spraw. No właśnie – większości. Od kilku lat miałem problem opisując misje kosmiczne. Gdy na Marsie lądował łazik Curiosity światło z Czerwonej Planety na Ziemię biegło ok. 14 minut. Kiedy więc można powiedzieć, że łazik faktycznie wylądował? Gdy, wedle naszych wyliczeń, dotykał powierzchni czy gdy informacja o tym do nas dotarła? Klasyczne, zdroworozsądkowe podejście każe trzymać się jakiegoś centralnie wyznaczanego, obiektywnego czasu ignorując opóźnienie w dostarczaniu informacji.

Z drugiej jednak strony co to za wydarzenie, o którego zajściu nikt nie może dowiedzieć się w chwili tego zajścia? Bo to, że do Ziemi ta informacja biegnie aż 14 minut jest tylko bardziej wyraźnym pokazaniem faktu, że nawet stojący tu obok Curiosity kosmita dowie się o tym z pewnym (choć minimalnym) opóźnieniem wynikającym z czasu potrzebnego na dotarcie do niego tej informacji.

Coś tu wyraźnie jest nie tak i to stwierdzenie od dawna mnie uwierało.

Ulgę przyniosła dopiero lektura książki Carlo Rovelli’ego „Rzeczywistość nie jest tym, czym się wydaje”. W rozdziale o znamiennym tytule „Albert” dowiedziałem się, że mój problem został rozwiązany przez Einsteina w 1905 roku. Wprowadził on pojęcie „rozciągniętej teraźniejszości”, obszaru nie będącego ani przeszłością ani przyszłością. Czas trwania tego dziwnego obszaru jest zależny od tego, jak daleko od nas zachodzi dane zdarzenie.

Konsekwencją tego jest to, że gdy patrzymy na odległą gwiazdę i mówimy „Być może ona właśnie teraz przestała istnieć” popełniamy błąd. Nie ma czegoś takiego jak „właśnie teraz” – dla takiej gwiazdy nasz obszar rozciągniętej teraźniejszości trwa całe lata czy miliony lat. Zależnie od odległości.

Wszystko, czego nie wiedziałem

To, dla mnie wspaniałe odkrycie, pojawia się na 80. stronie „Rzeczywistości…”. A ponieważ książka jest ułożona chronologicznie względem odkryć fizycznych, to kolejne jej 200 stron obejmuje czasy po Einsteinie. A tam liczba moich prywatnych odkryć i zaskoczeń gwałtownie rośnie.

Carlo Rovelli w zadziwiający sposób potrafi krok po kroku, łagodnie i spokojnie wprowadzać nieprzygotowanego czytelnika w świat współczesnej fizyki. Ostatnią znaną mi książką, która robiła to równie dobrze była „Krótka historia czasu” Stephena Hawkinga. Tyle, że Rovelli prowadzi nas znacznie głębiej, aż do grawitacji kwantowej.

A po drodze demoluje i od nowa układa naszą wiedzę o świecie. Robi to jednak tak zgrabnie, że nie czujemy się zagubieni tylko zafascynowani. Po prostu uświadamiamy sobie, jak wiele nie wiedzieliśmy i jak wiele przez to traciliśmy.

Nie będę udawał, że absolutnie wszystko z książki „Rzeczywistość nie jest tym, czym się wydaje” zrozumiałem. W niektórych miejscach wyłazi moje niedouczenie w dziedzinie matematyki. W innych czuję, że muszę cofnąć się i ponownie przeczytać rozdział. Bo to nie jest książka do czytania przed telewizorem. Tu trzeba skupienia i uwagi. Ale nie czułem się przez to znużony – raczej miałem wielką satysfakcję z odkrywania kolejnego kawałka świata, który dopasowywał się do reszty układanki.

No i jeszcze ostatni rozdział. W czasie pisania tego tekstu wdałem się z przyjaciółką w dyskusję na temat tego, czy w nauce wiemy coś na pewno. A ów ostatni rozdział wspaniale mówi o pysze, niepewności i wierze – sprawach zasadniczych w rozumieniu tego, czym jest a nim nie jest nauka.

Jeżeli chcecie nadrobić to, że w szkole (zapewne) nie nauczyliście się zbyt wiele o fizyce XX i XXI wieku, kupcie „Rzeczywistość nie jest tym, czym się wydaje”. Dawno nie czytałem książki, która w tak prosty sposób tak wiele wyjaśnia.

 

Rzeczywistość nie jest tym czym się wydaje

Autor: Carlo Rovelli

Wydawca: Feeria Science

2017

Nie ma więcej wpisów