captcha image

A password will be e-mailed to you.

Stara zasada mówi, że im dłużej trwa dyskusja w mediach społecznościowych, tym większe staje się prawdopodobieństwo, iż ktoś kogoś porówna do Hitlera i nazistów. Badania przeprowadzone przez m.in. prof. Dariusza Jemielniaka na 200 milionach dyskusji pokazują jednak coś zupełnie innego. Dowodzą też, że słowo „Trump” jest używane w nich jak… „shit”.

Te rewolucyjne wnioski płyną z opublikowanego w piśmie „New Media & Society” badania pt. „Does Godwin’s law (rule of Nazi analogies) apply in observable reality? An empirical study of selected words in 199 million Reddit posts”, którego autorami są Dariusz Jemielniak z Akademii Koźmińskiego w Warszawie, Gabriele Fariello z Uniwersytetu Harvarda i Adam Sułkowski z Babson College.

Prof. Dariusz Jemielniak opowiedział nam o tych badaniach podczas naszej audycji „Homo Science” w radiu TOK FM. A opowieść ta brzmi naprawdę wywrotowo, bo stare internetowe prawdy kompletnie się nie potwierdziły.

Badacze postanowili sprawdzić w praktyce, czy tzw. prawo Godwina w ogóle działa. Mówi ono o tym, że im dłużej trwa dyskusja w internecie, tym większe jest prawdopodobieństwo, że ktoś z dyskutujących porówna swojego oponenta do Hitlera i nazistów. Inny aspekt tego samego prawa mówi o tym, że kiedy już ktoś kogoś zwyzywa w ten właśnie sposób, to tak jakby od razu poddał się i przegrał dyskusję, która tym samym jest skończona.

200 milionów dyskusji pod lupą

Aby to zbadać, naukowcy potrzebowali solidnej próbki internetowych rozmów. Oparli się więc na prawie 200 mln dyskusji prowadzonych na Reddit, największym na świecie serwisie typu forum, na którym ludzie omawiają tematy podrzucane przez innych użytkowników tego medium. Serwis ten skupia osoby o bardzo szerokim spektrum politycznym i szerokiej reprezentacji poglądów. W Polsce odpowiednikiem Reddita (w pewnym sensie) jest Wykop.

– Potrzebowaliśmy naprawdę ogromnej bazy dyskusji internetowych, a Reddit nadaje się do tego wyśmienicie – opowiada prof. Jemielniak. – Jest to klasyczny format forum, w ramach którego ktoś wrzuca jakąś informację, link i – jeśli jest to interesujące – ktoś inny to komentuje. Dyskusje mogę się tam ciągnąć miesiącami, a nawet latami.

Dlaczego nie Facebook lub Twitter? Naukowiec wyjaśnia, że Facebook nie został uwzględniony w tych badaniach, bo jest ukierunkowany na teraźniejszość i tak pomyślany, żeby toczone w nim dyskusje nie były zbyt długie. Z kolei na Twitterze dyskusje nie są jednoznacznie zagnieżdżone, a więc trudno jest jednoznacznie stwierdzić, co jest odpowiedzią na co.

Prawo Godwina nie działa!

Dariusz Jemielniak. Fot. Myleen Hollero (CC BY-SA 3.0)

Nasze przełomowe – nie waham się użyć tego sformułowania – badania pokazały, że po pierwsze, w miarę, jak dyskusja się wydłuża, wcale nie rośnie prawdopodobieństwo porównania do Hitlera i nazizmu. Wręcz przeciwnie: zaobserwowaliśmy, że na samym początku dyskusji to prawdopodobieństwo jest wyraźnie wyższe niż później. Po drugie zaś, wywołanie tych skrajnych argumentów wcale nie kończy dyskusji

– mówi prof. Jemielniak.

Dodaje, że po początkowej zwyżce prawdopodobieństwo użycia „argumentum ad Hitlerum” w miarę trwania dyskusji spada i wypłaszcza się, nie przekraczając kilku, niekiedy kilkunastu procent w najbardziej politycznych wątkach.

Co więcej, badania pokazały, że im dłużej trwa dyskusja, tym bardziej zawężonego słownictwa używają jej uczestnicy. Z czasem więc zmniejsza się prawdopodobieństwo użycia słowa, które nie padło wcześniej. To dotyczy oczywiście również Hitlera i nazizmu, ale ma konsekwencje daleko szersze, bo sugeruje, że w mediach społecznościowych tworzą się specyficzne subkultury, w ramach których ludzie stopniowo ograniczają zasób używanych słów. To logiczne następstwo tego, że w miarę upływu czasu grono dyskutujących zawęża się do najbardziej zajadłych i/lub najbardziej zainteresowanych tematem osób.

„Trump” jak „shit”

Naukowcy pokusili się również o sprawdzenie, w jakim kontekście w dyskusjach internetowych pojawia się słowo „Trump”. Zastanawiali się, czy pada w podobnych okolicznościach jak słowo „Hitler”. I ku ich zaskoczeniu okazało się, że słowo „Trump” jest używane dokładnie w taki sam sposób jak słowo… „shit”.

Jednym z doniosłych wniosków z naszych badań jest to, że „Trump” jest jak „shit”, a nie jak „Hitler”

– podsumowuje prof. Jemielniak.

Nie jest zaskakującym fakt, iż wedle analiz najbardziej popularnymi słowami w dyskusjach internetowych oprócz tzw. stop words (czyli spójników czy innych popularnych wyrazów niebranych pod uwagę przez wyszukiwarki internetowe) są wulgaryzmy. Wśród nich królują: wspomniany „shit” oraz „fuck”.  

Więcej wyzwisk po angielsku

Prof. Jemielniak zapowiada, że zamierza przeprowadzić analogiczną analizę językową w polskim internecie. Platformą, którą będzie badał, jest Wykop. Czy spodziewa się innych wniosków niż te płynące z analizy mediów anglojęzycznych? Moje wrażenie jest takie, że polski internet posługuje się brutalniejszym od nich językiem. A tymczasem naukowiec stanowczo temu zaprzecza.

– Z moich badań prowadzonych na komentarzach pod artykułami na Wikipedii bardzo wyraźnie wynika to, że polska wersja językowa jest dużo bardziej życzliwa ludziom niż wersja anglojęzyczna, a więc dużo rzadziej zdarzają się w niej ostre pyskówki – wyjaśnia naukowiec. – Mimo, że nam się może wydawać, iż polski internet to bagno, to okazuje się, że inne wersje językowe są głębszymi bagnami i używanie wyzwisk jest dużo powszechniejsze w anglojęzycznej infosferze.

Badacz opowiada o jeszcze jednym ciekawym projekcie, który obecnie realizuje. Chodzi o zbadanie, czy i w jaki sposób to, co pisze się na Reddicie o zmianie klimatu, zmieniło się w czasie minionych kilkunastu lat. Ja obserwuję wyraźne zmiany nastawienia do tego tematu wśród naszych odbiorców – od silnego zaprzeczania, że problem istnieje, po przyjęcie tego faktu do wiadomości, ale z ucieczką od odpowiedzialności. To jednak tylko moje obserwacje, a więc dowód anegdotyczny, a dopiero regularne badania mogą pokazać, jak jest w rzeczywistości. Naukowcy sprawdzają właśnie zabarwienie emocjonalne wypowiedzi dotyczących klimatu, ale także to, jakie słowa towarzyszą dyskusjom o nim, a więc czy np. częściej pada sformułowanie „climate change”, czy też „climate hoax”. Czekam z niecierpliwością na wyniki tych badań – na pewno je opiszę.

Źródło


Nie jesteśmy portalem. To blog tworzony przez dwie osoby – Olę i Piotra (a ten tekst napisałam ja, Ola). Jeśli mój tekst Ci się spodobał, do czegoś się przydał lub coś wyjaśnił – to świetnie. Wkładamy w nasze materiały dużo pracy starając się, by były rzetelne i jasne. Jeśli chcesz, możesz w zamian podarować nam wirtualną kawę. Będzie nam bardzo miło. Dziękujemy 🙂

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Nie ma więcej wpisów