captcha image

A password will be e-mailed to you.

Kompaktowa książeczka “Astrofizyka dla zabieganych” napisana przez słynnego astrofizyka Neila deGrasse’a Tysona to świetnie pomyślane koło ratunkowe rzucone ludziom ciekawym świata, ale zbyt zajętym, by przebijać się przez specjalistyczną literaturę z dziedziny astrofizyki. Bardzo warto!

Dziś mało kto ma czas na to, by drobiazgowo zgłębiać tajniki dziedzin nauki, w których się nie specjalizuje. Ale ciekawość to rzecz ludzka i warto wiedzieć więcej – zwłaszcza na tak fascynujący temat, jakim jest kosmos i rządzące nim prawa. I tutaj z pomocą przychodzi Neil deGrasse Tyson, profesor astrofizyki kierujący Planetarium Haydena w Nowym Jorku. Zapewne już kiedyś o nim słyszeliście. To jeden z naukowych celebrytów amerykańskich (o tak, za Oceanem naukowcy bywają tak sławni jak u nas gwiazdy futbolu…), który pisze książki, kręci programy telewizyjne i jeszcze ma czas na prowadzenie badań.

Neil de Grasse Tyson. Fot. NASA Goddard Space Flight Center

I tak, nie mylicie się, deGrasse Tyson był narratorem w serialu „Kosmos”, superprodukcji kanału National Geographic sprzed trzech lat. „Kosmos” jest pięknie podaną i świetnie skomponowaną pigułką wiedzy na temat Wszechświata.

Mam silne wrażenie, że książka „Astrofizyka dla zabieganych” jest jego duchową siostrą, która rozwija i uzupełnia wiedzę podaną w serialu. A robi to naprawdę dobrze i lekko: historię powstania Wszechświata i rządzące nim mechanizmy omawia konkretnie, nie wymagając od czytelnika długich okresów skupienia. Krótkie, skoncentrowane rozdziały są przystosowane do „łyknięcia” ich w autobusie czy przy przedłużonej porannej kawie.

Zakochałam się w tej książce za stwierdzenie, że obecną Drogę Mleczną „można uznać za zasuszony szkielet pierwotnego sferycznego obłoku gazu”. I to właśnie zdanie skłoniło mnie, żeby opowiedzieć Wam o opisywanych przez deGrasse’a Tysona kulach i sferach, czyli kształtach idealnych we Wszechświecie. Opowieść tę dedykuję zwolennikom teorii płaskiej Ziemi 😉

Tak pęka bańka mydlana. Fot. Richard Heeks

Sfery są w naturze dziełem sił, które starają się zmniejszyć daną rzecz ze wszystkich stron, dlatego są tak powszechne w naszym otoczeniu – począwszy od baniek mydlanych, na kształcie całego dostrzegalnego Wszechświata skończywszy. Przykład baniek mydlanych jest tu szczególnie czytelny, bo jasno i prosto pokazuje ten mechanizm: za ich powstawanie odpowiada napięcie powierzchniowe zamykające objętość powietrza najmniejszą możliwą powierzchnią. Wskutek tego sfera to najbardziej ekonomiczny z kształtów w przyrodzie. Ile papieru opakowaniowego dałoby się zaoszczędzić, gdyby wszystkie paczki miały kształt sferyczny! Niestety wrogiem takiego rozwiązania jest nudny zdrowy rozsądek, który każe mieć paczki pod ścisłą kontrolą, co przejawia się m.in. na przeciwdziałaniu ich losowemu staczaniu się z półek.

Wszechświat jest również pełen krążących w przestrzeni kul, takich jak spadające w dół wodospadu krople wody, krążąca w kosmosie Ziemia i inne planety Układu Słonecznego oraz samo Słońce oraz miliardy innych kul gazu, zwanych gwiazdami. Najdoskonalszymi kulami we Wszechświecie są pulsary, niezwykle masywne gwiazdy robiące nawet ponad tysiąc obrotów na sekundę. Ich ogromna gęstość (której wyobrażenie daje upakowanie stu milionów słoni w sztyfcie od szminki) i wynikająca z niej siła ciążenia zrównują każdą zmarszczkę, pozostawiając kulę tak gładką i idealną, jak to tylko możliwe. Żywo przypomina to ustęp z biblijnej „Księgi Izajasza” o przygotowywaniu ścieżek Pana: „Niech się podniosą wszystkie doliny, a wszystkie góry i wzgórza obniżą; równiną niechaj staną się urwiska, a strome zbocza niziną gładką”. Toż to przepis na kulę! – zachwyca się deGrasse Tyson. Trudno się z tym nie zgodzić.

Z bliższych nam przykładów naturalną w przyrodzie skłonność do formowania kul wykorzystuje jedna z metod produkcji łożysk kulkowych. Polega ona na spuszczaniu odmierzonych kropelek metalu z dużej wysokości, tak by przestały falować i miały czas, by zastygnąć jako idealnie kuliste kształty. To naprawdę działa.

Fot. NASA

Kulą, choć już nie taką idealną, jest również nasza planeta. „Gdyby mieć taki ogromniasty, gigantyczny paluch i przeciągnąć nim po powierzchni Ziemi (po oceanach i wszystkim innym), miałoby się wrażenie, że jest gładka niczym kula bilardowa”. A Himalaje? – zapytacie. Są drobiazgiem przy rozmiarach naszego globu – czym jest niespełna 9 km wobec liczącej 13 000 km średnicy Ziemi? Jeśli spojrzy się na to z kosmosu, będzie to nic nieznacząca zmarszczka, mimo że formując swój najwyższy szczyt, nasza planeta wzniosła się na wyżyny swoich możliwości. „Mount Everest ma mniej więcej taką wysokość, do jakiej może na Ziemi wyrosnąć góra, zanim pod jej ciężarem dolne warstwy skalne poddadzą się swojej plastyczności”. Innymi słowy, wyższa niż Mount Everest góra nie jest możliwa na naszej planecie, bo będzie się rozpłaszczać pod własnym ciężarem.

Ale Ziemia nie jest idealną kulą, to wie każdy, bo wskutek ruchu obrotowego wokół własnej osi nieznacznie spłaszczyła się przy biegunach. Różnica między średnicą naszej planety liczoną między biegunami i w płaszczyźnie równika wynosi zaledwie 0,003 proc., czyli 43 km. I znowu: czymże to jest wobec niemal 6400 km? Na ogromnym, masywnym i szybko wirującym Saturnie ta różnica wyniesie już aż 10 proc.

Tyle że to spłaszczenie wskutek ruchu obrotowego ma dużo większe implikacje niż tylko zgniecenie na biegunach Ziemi, Saturna czy nawet Jowisza. I tu dochodzimy do mojego ulubionego zdania w tej książce, w którym deGrasse Tyson nazywa naszą majestatyczną rodzimą galaktykę zasuszonym szkieletem pierwotnego sferycznego obłoku gazu. Otóż również Droga Mleczna najprawdopodobniej rozpoczynała swoją niebiańską karierę jako wolno obracająca się i zapadająca się kula gazu. W trakcie, kiedy się zapadała, kręciła się coraz szybciej, naturalnie spłaszczając się na biegunach. W płaszczyźnie obrotu rosnąca siła odśrodkowa zapobiegła zapadaniu się gazu. To dlatego dzisiejszy kształt naszej galaktyki nie przypomina już majestatycznej kuli, tylko cieniutki naleśnik, który ma tysiąc razy większą średnicę niż grubość. „Tak, łyżwiarstwo figurowe z powodu szybkich piruetów byłoby dla Plastusia pracą wysokiego ryzyka” – podsumowuje deGrasse Tyson, a ja chylę czoła przed tym, w jaki sposób łączy lekki język i dowcip z solidną porcją wiedzy o kosmosie.

I tym razem – jak to my – mamy dla Was specjalnie przygotowaną promocję. Od teraz do 20 grudnia do 23:59 „Astrofizyka dla zabieganych” jest do kupienia z dużym, 30-procentowym rabatem od ceny okładkowej. Specjalnie dla czytelników Crazy Nauki!

By go dostać, należy wejść do księgarni – o tu. Wrzucamy książkę do koszyka i finalizując zakup wpisujemy kod rabatowy ASTRO (uwaga – trzeba być zalogowanym na koncie w Empiku!). W tym momencie dostajemy pełny rabat – 30 procent od ceny okładkowej. Idealna książka na prezent – również dla samego siebie 🙂

Astrofizyka dla zabieganych

Neil deGrasse Tyson

Wydawnictwo Insignis

2017 

Nie ma więcej wpisów