captcha image

A password will be e-mailed to you.
Sandra Magnus na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Fot. NASA

Sandra Magnus na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Fot. NASA

O tym, co warto zjeść w kosmosie, jak astronauci łączą się z internetem oraz ile prawdy jest w “Grawitacji” rozmawiamy z astronautką, uczestniczką trzech misji kosmicznych, która spędziła w kosmosie ponad 157 dni Sandrą Magnus. Obecnie jest ona dyrektorem Amerykańskiego Instytutu Aeronautyki i Astronautyki. 

Co robią astronauci, kiedy nie są w kosmosie?

Wszyscy mamy prace, które nazywamy technicznymi. Ja na przykład pracowałam przez jakiś czas w Centrum Kontroli Misji jako CAPCOM [osoba odpowiedzialna za bezpośrednią komunikację z astronautami w kosmosie], z Kanadyjczykami współpracowałam nad zagadnieniami robotyki, z Rosjanami – nad opracowaniem wspólnych procedur. Wraz z naukowcami projektowaliśmy nowe eksperymenty, z zespołem odpowiedzialnym za spacery kosmiczne tworzyliśmy techniki ich prowadzenia, z grupą budującą nowy pojazd kosmiczny dopracowałam elementy konstrukcji. Jak widać jest dużo pracy, często czysto inżynieryjnej.

Wspomniała pani o Rosjanach – podobno przechodziliście wspólny trening przetrwania w trudnych warunkach?

Tak, przechodzimy podobne ćwiczenia dla każdego pojazdu, którym lądujemy na ziemi. W przypadku Sojuza przeszliśmy trening morski, na wypadek wodowania – to było koło Soczi, na Morzu Czarnym. Zimowe szkolenie na wypadek lądowania gdzieś w stepach Kazachstanu odbyliśmy pod Moskwą. Musieliśmy przygotować schronienie, rozpalić ognie sygnałowe i mieszkać tak przez kilka nocy doskonaląc umiejętności.

Jedzenie w kosmosie zawsze budzi wielką ciekawość – jakie jest pani ulubione danie, a co wyjątkowo nie przypadło pani do gustu?

Nie przepadam za mięsem, więc nie lubiłam przygotowanych przez Amerykanów klopsików. Najbardziej lubiłam szpinak i wspaniałe rosyjskie tłuczone ziemniaki. Świetny był sos miso z Japonii, czarna fasola, ciasto czekoladowe.

Prawdę mówiąc było tam mnóstwo dobrego jedzenia. Jest ono liofilizowane lub gotowe do spożycia i opakowane w torebkę albo puszkę.

Problemem jest tylko to, że właściwie każda żywność na orbicie w jakimś stopniu przypomina sos. Brakuje czegoś chrupiącego – jabłka, marchewki czy selera.

A jak jest ze spaniem – czy trudno jest zasnąć, kiedy nie można się położyć?

Tak, ludziom trudno jest się przyzwyczaić do tego uczucia unoszenia się. Jest jeden sposób – w kabinach, gdzie się śpi śpiwór przymocowany jest do ściany elastyczną taśmą. Takie mocowanie utrzymuje mnie na miejscu, ale też wytwarza nacisk, który daje uczucie podobne do grawitacji trzymającej na łóżku. Dzięki temu spałam bardzo dobrze.

A co było największym zaskoczeniem gdy dotarła pani do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej?

To, jak naprawdę ogromna jest Stacja. Mimo, że przecież ćwiczyliśmy na ziemi pracę w różnych jej modułach, to zbliżenie się do niej i zobaczenie tego kolosa pędzącego nad Ziemią z prędkością 27,7 tysięcy kilometrów na godzinę jest niesamowite. I ten ogromny budynek laboratorium, które zamontowaliśmy – to wszystko robi wrażenie i budzi podziw dla inżynieryjnej skali całego przedsięwzięcia, w którym bierze udział 16 państw od 15 lat.

A jak to jest z tym widokiem Ziemi z kosmosu – czy naprawdę jest tak niezwykły i oszałamiający czy może to telewizja i filmy trochę przesadzają?

Muszę powiedzieć, że naprawdę jest niesamowicie spektakularny, a to, co widać przez okno jest znacznie lepsze niż to, co możemy zobaczyć na filmach. Najbardziej zbliżony jest trójwymiarowy obraz z kin IMAX. Te oceany, lądy, jeziora, miasta w nocy. Zatłoczona Europa pełna ludzi. To fascynujące patrzeć na mijaną planetę.

W takim razie muszę zapytać o film „Grawitacja”. Czy widziała go pani i jakie zrobił wrażenie?

Tak, widziałam. To kawał dobrej filmowej roboty. Widoki Ziemi w tle, zwłaszcza na dużym ekranie były naprawdę efektowne. Wiele aspektów poruszania się w mikrograwitacji też było świetnie oddanych. Replika Sojuza jest wierna, podobnie jak większość Stacji Kosmicznej – choć już nie cała. Oceniłabym pewnie „Grawitację” na czwórkę, bo jednak wiele tu z Hollywood.

A jak wygląda kontakt z rodziną – bardzo pani za nimi tęskniła?

Cóż, mamy tam dostęp do e-maila, więc można rodzinie wysyłać maile. No i mamy tam telefon satelitarny, więc gdy byliśmy w zasięgu odpowiedniego połączenia można było zadzwonić. Co niedzielę była możliwość przeprowadzenia telekonferencji z wideo i zobaczenia rodziny nawet przez godzinę. Więc tak naprawdę nie jest się aż tak oddzielonym od nich. To raczej jak być gdzieś na wyjeździe służbowym.

Może pani powiedzieć coś więcej o połączeniu z internetem ze Stacji?

NASA wprowadziła to już po zakończeniu mojej misji, ale jest tam jeden komputer, który jest całkowicie odłączony od wszystkich innych komputerów na Stacji – ze względów bezpieczeństwa to całkiem niezależny system. Jest on podłączony do serwera na Ziemi i przez ten serwer można mieć dostęp do internetu.

Jakie były pani główne zadania podczas misji?

Podczas ekspedycji 18. na Stacji moim głównym zadaniem była instalacja całego sprzętu, który umożliwiał zwiększenie załogi z trzech do sześciu osób. Instalowaliśmy więc – co bardzo ważne – drugą toaletę, system odzyskiwania wody, dodatkowy sprzęt do ćwiczeń, miejsca do spania i urządzenia do prowadzenia badań.

Wspomniała pani o toalecie – jakie to wrażenie korzystać z tej kosmicznej?

Pierwszy raz jest dziwnie, ale w sumie to całkiem wygodne. A to przecież bardzo istotne. Toaleta działa trochę jak odkurzacz. Włącza się ją i zaczyna zasysać powietrze, a w raz z nim mocz i resztę, do zbiornika. Na szczęście i na Stacji i w promie działa to bardzo dobrze.

Kiedy pierwsi astronauci przybyli na stację „Skylab”, spędzili sporo czasu na zabawie i robieniu fikołków w nieważkości. Czy normalnie jest na to czas i ochota?

Kiedy mieszka się na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, to jak najbardziej. Są wieczory i weekendy, kiedy jest czas i robi się takie rzeczy. Inaczej było w misjach promów – tu czas jest bardzo ograniczony i ma się mnóstwo roboty. Choć zwykle starali się dać nam dzień albo przynajmniej pół dnia wolnego.

Brała pani udział w ostatniej z misji promów kosmicznych – locie STS-135 wahadłowca Atlantis. Co wyjątkowego było w tej misji?

Tak wielu ludzi poświęciło całe swojej kariery zaprojektowaniu promów i ich działaniu. Staraliśmy się, by ta ostatnia misja była uczczeniem tego wszystkiego, co osiągnęliśmy – zarówno samego promu, jak i ludzi z nim związanych. Oczywiście byliśmy bardzo smutni myśląc o zakończeniu programu, ale z drugiej strony naprawdę udało się nam go dobrze podsumować

Wywiad z Sandrą Magnus przeprowadziliśmy dzięki uprzejmości kanału National Geographic Channel , na którym można oglądać serial “Kosmos” (premiery co niedziele o 22:00, tu nasza recenzja) oraz zobaczyć program “Na żywo z kosmosu”.

 

Nie ma więcej wpisów