captcha image

A password will be e-mailed to you.
Fot. Fotos593/Shutterstock

Fot. Fotos593/Shutterstock

Wulkan to nic innego jak, cóż, wypełniony lawą pryszcz na powierzchni Ziemi, wyczekujący momentu, w którym osiągnie wystarczająco wysokie ciśnienie, aby zalać okolicę tumanami popiołu i lawy.

Bomba nuklearna to stworzony przez człowieka ładunek wybuchowy, którego głównym celem jest niesienie zniszczenia i chaosu. Obraca w pył wszystko w swej bliskiej okolicy oraz wystawia na wysokie promieniowanie jakiekolwiek pozostałości dookoła.

Co więc stanie się, gdy połączymy jedną z najbardziej destrukcyjnych broni w historii ludzkości z potęgą natury?

Ehm… tak w sumie to niewiele. Czepiając się problemu od strony technicznej, zrzucenie bomby (nawet nuklearnej) do kotła gotującej się magmy byłoby bardzo rozczarowującym wydarzeniem. Bomba po prostu roztopiłaby się bez zapoczątkowania reakcji nuklearnej.

Bomba nuklearna zbudowana jest z ładunków wybuchowych i ładunku jądrowego (np. pluton). Aby doprowadzić do eksplozji, ładunki wybuchowe muszą zostać wysadzone w idealnie wyliczonym czasie, by wytworzyły wystarczająco energii do połączenia ładunku jądrowego tak, by przekroczył masę krytyczną i rozpoczęła się reakcja łańcuchowa. Gdy już się zacznie, nie można jej powstrzymać. Jednak, gdybyśmy po prostu wrzucili bombę do garnca magmy, roztopiłaby się – powłoka, radioaktywny rdzeń i cała reszta.

Czyli, żeby doprowadzić do eksplozji, samą reakcję musielibyśmy zapoczątkować (i zdetonować bombę) nad otworem wulkanu, albo magicznie przetransportować całość do środka skrytej pod powierzchnią komory magmowej (na rysunku podpisanej “magma chamber”).

Źródło: Wikimedia

Źródło: Wikimedia

A co zrobiłby wybuch bomby bezpośrednio NAD wulkanem? Niewiele. Ot, zmieniłby powierzchnię krateru, ale prawdopodobnie nie doprowadziłby do erupcji. Promień eksplozji jest po prostu za mały, żeby dotrzeć do znajdującej się niżej pod ciśnieniem magmy i zapoczątkować eksplozję.

Prawdziwa zabawa miałaby jednak miejsce po przeniesieniu bomby do środka komory z magmą – znajdującej się 1-10 kilometrów pod powierzchnią Ziemi – która tylko czeka na wystarczające ciśnienie, aby wyrwać się na powierzchnię.

Eksplozja wytworzyłaby tyle energii cieplnej, by zmienić skalny materiał w parę. Jak mówi Dr Robin Andrews, wulkanolog z Uniwersytetu Otago w Nowej Zelandii:

Magma zostałaby rozgrzana tak szybko, że zmieniłaby się po prostu w gaz o ogromnej objętości. Podobnie dzieje się, gdy potrząśniesz butelką gazowanego napoju, tu jednak, zamiast masy małych bąbelków, utworzyłby się jeden ogromny.

Bomba zalałaby okoliczną magmę, kamienie i ziemię promieniowaniem jonizującym, jednocześnie w ekspresowym tempie budując wysokie ciśnienie. A wtedy cała ta magma wraz z gazem musiałyby gdzieś wyjść: na zewnątrz.

Część wyrzucanego na powierzchnię materiału byłoby lawą, ale nie to byłoby najgorsze. Zabójcze byłyby tumany popiołu. Przykładowo, islandzki wulkan Eyjafjallajökull doprowadził do czasowego zatrzymania całego ruchu lotniczego nad Europą, gdy zakrył niebo popiołem. Wtedy chmura powędrowała aż do Włoch czy Rosji, zahaczając o południowe wybrzeże Ameryki. W przypadku naszego nuklearnego testu popiół byłby dodatkowo radioaktywny. A siła reakcji łańcuchowej pozwoliłaby rozrzucić go jeszcze dalej, pokrywając nim otoczenie na dłużej, doprowadzając nawet do globalnej katastrofy.

Skoro już zaczęliśmy, jaki jest możliwie najgorszy ze scenariuszy?

Zrzucenie bomby Car – najpotężniejszej bomby nuklearnej testowanej przez Rosję (50 megaton) – do superwulkanu w Parku Yellowstone.

Fot. Smartage

Bomba Car. Fot. Smartage

Ten wulkan nie jest stożkiem, tylko ogromnym bąblem magmy, ukrytym pod powierzchnią parku narodowego Yellowstone. Potęga wybuchu superwulkanu po prostu roześmiałaby się w twarz drobnostce, jaką jest bomba Car. Jednak coś musi zapoczątkować erupcję i nuklearna eksplozja wystarczyłaby, aby do niej doprowadzić.

Fot. Wikimedia

Bąbel magmy w Yellowstone. Fot. Wikimedia

Jak mówi Dr Andrews:

Gdyby w Yellowstone zakopać wystarczająco głęboko bombę o wystarczającej sile, mogłoby to wystarczyć do otwarcia komory z magmą. Spowodowalibyśmy zdarzenie mogące doprowadzić do wymarcia ludzkości na Ziemi. A wtedy bomba nuklearna byłaby najmniejszym z naszych problemów.

Lawa z erupcji superwulkanu pozostałaby prawdopodobnie na obszarze parku, jednak to nie lawy powinniśmy się obawiać. Gęsta powłoka popiołu pokryłaby ląd na setki kilometrów dookoła, a chmura pyłu otoczyłaby całą Ziemię. Zniszczyłaby roślinność, zatrzymała komunikację powietrzną, odizolowałaby wszystkie kraje od siebie. O problemach zdrowotnych i żywieniowych z jej powodu nie wspominamy. A do tego ten popiół byłby radioaktywny. Super.

źródło: I Fucking Love Science

 

Nie ma więcej wpisów