captcha image

A password will be e-mailed to you.

Pandemii nie udało się odwołać. Rezygnacja ze wszystkich obostrzeń, faktyczne zlikwidowanie testowania oraz kwarantanny i izolacji nie spowodowały, że koronawirus przestał zakażać. Ba, wiele wskazuje na to, że taki tryb działania może przynieść gwałtowne pogorszenie sytuacji. Dlaczego?

W tej chwili zaczynają dominować kolejne subwarianty szczepu omicron nazywane BA.4 i BA.5. Zwłaszcza ten drugi budzi szczególne obawy, bo znacznie skuteczniej niż wcześniejsze omija odporność nabytą w wyniku szczepień i/lub przechorowania COVID-19. Szacuje się, że ponowne infekcje są tu nawet ośmiokrotnie częstsze w porównaniu z wcześniejszymi wariantami.

Jak mówi wirusolog, dr hab. Tomasz Dzieciątkowski z Katedry i Zakładu Mikrobiologii Lekarskiej WUM, dwa tygodnie temu subwariant BA.5 odpowiadał w Polsce za około 20% przypadków zachorowań, a dziś ten procent z pewnością jest już wyższy.

W wielu krajach Europy oraz w USA gwałtownie rośnie liczba zakażeń – we Francji liczba potwierdzonych przypadków w ciągu jednego tygodnia skoczyła ze 100 tysięcy do 200 tysięcy.

Słabiej, ale więcej

Nowe warianty, o ile dotychczas wiemy, atakują głównie górne drogi oddechowe. Mniejsze jest więc ryzyko ciężkiego przebiegu choroby związanego z infekcją płuc. Do tego dochodzi fakt, że część osób już przechorowała COVID-19, a część (niestety w Polsce wciąż mała) zaszczepiła się kilkoma dawkami. Wszystko to sprawia, że procentowo liczba zgonów nie jest wysoka. Ale po pierwsze niewielki procent zgonów przy dużej liczbie zachorowań to wciąż duża liczba zgonów. A po drugie nie tylko zgony są problemem – od dawna wiemy, że powikłania po tej chorobie mogą być groźne i długotrwałe.

Wiem, że w czasie wakacji nikomu nie chce się myśleć o koronawirusie. Wiem, że temat wojny w Ukrainie zmył z mediów temat pandemii. Wiem, że przyzwyczailiśmy się już do COVID-19 i przestaliśmy się go bać. Wiem, że mamy dość maseczek i innych utrudniaczy życia.

Wszystko to nie sprawia jednak, że choroba przestaje istnieć czy staje się mniej groźna. A rezygnacja z testowania to wyłącznie chowanie głowy w piasek. Nie dość, że ludzie tak samo chorują jak z testowaniem, to w rzeczywistości nie mamy pojęcia o faktycznej skali problemu, więc nie możemy podjąć działań zapobiegawczych czy planować.

W przypadku omicrona i jego wariantów choroba przypomina mocne przeziębienie – ból gardła, mięśni, głowy. Łatwo to pomylić z innych infekcjami, ale to nadal COVID-19, który wywołuje powikłania i zabija znaczący procent ludzi.

To nadal COVID-19

Wbrew temu, co chętnie piszą niektóre media nie ma nowej choroby COVID-22. To nadal ten sam, choć zmutowany wirus. Twierdzenie, że jest inaczej jest zwyczajnie szkodliwe. Dlaczego? Powody są dwa. Pierwszy – ludzie, którzy się nie zaszczepili zgodnie z zaleceniami trzema dawkami nie zrobią tego, bo uznają, że przy nowej chorobie stare szczepionki nie działają. Tymczasem działają – znacząco zmniejszają ryzyko poważnego przebiegu choroby. Po drugie gadanie o nowym wirusie wywołuje reakcję w rodzaju „O rany, znowu coś wymyślili i gadają o tym głupoty, już mi się nie chce słuchać”. Czyli unikanie wiedzy, która może pomóc uratować zdrowie i życie.

– Wbrew opiniom, które można często usłyszeć, COVID-19 nie jest chorobą sezonową – wyjaśnia dr Dzieciątkowski – Natomiast na liczbę zachorowań ma wpływ jesienne i zimowe osłabienie odporności. Sądzę, że biorąc pod uwagę dynamikę rozprzestrzeniania się subwariantu BA.5 szczytu zachorowań w Polsce możemy się spodziewać na przełomie sierpnia i września.

Czyli jesienią czekają nas poważne problemy. Możemy tylko zgadywać, jak poważne, bo… nie testujemy.

Co mamy robić?

Na decyzje władz bezpośredni wpływ będziemy mieli dopiero podczas wyborów. Ale na razie możemy sami podjąć pewne działania. Jakie?

  1. Zaszczepić się maksymalną możliwą dla nas liczbą dawek szczepionki. To wciąż zabezpiecza częściowo przed zakażeniem i ciężkim przebiegiem choroby.
  2. Nosić maski w miejscach, gdzie jest wiele osób. Szczególnie w sklepach.
  3. Testować się samodzielnie w razie podejrzenia choroby. Testy są powszechnie dostępne i niedrogie.
  4. Samemu izolować się, gdy jest się chorym. Choć to nie obowiązek prawny, to nadal moralny.

Szykowane są nowe szczepionki – pracuje nad nimi zarówno Moderna, jak i Pfizer. Są dwuwalentne czyli podaje się mRNA generujące odpowiedź na dwa szczepy wirusa: pierwotny oraz omicron. Dostępne (przynajmniej w USA) będą prawdopodobnie na jesieni. Dobrze, że będą, ale to za późno, by powstrzymać jesienną falę zachorowań. Pozostają zwykłe środki bezpieczeństwa i nadzieja, że Unia Europejska i Polska możliwie szybko wprowadzą nowe szczepionki do użytku. No i, nieco już nadszarpnięta, nadzieja na rozsądek ludzi, którzy zechcą się szczepić.

Zapewne w facebookowych komentarzach do tego tekstu pojawi się mnóstwo okrzyków, że „temat wojny już spowszedniał, więc znowu straszą covidem” albo że „ludzie uwolnili się od tych ograniczeń i na pewno do nich nie wrócą”. Z jednej strony rozumiem taką nerwowość – od ponad dwóch lat nasze życie zmieniło się w sposób, który jest męczący, trudny, a często dramatyczny. Ale z drugiej są po prostu fakty. COVID-19 nie zniknął, choroba nadal jest obecna i groźna. Możemy pozwolić sobie na okresy wytchnienia i poluzowania obostrzeń, ale całkowita rezygnacja z wszelkich ograniczeń połączona z brakiem testów to bardzo zły pomysł, przez który znowu w Polsce umrze mnóstwo ludzi.

Nie ma więcej wpisów