captcha image

A password will be e-mailed to you.
Fot. Crazy Nauka

Jeśli chcielibyście dostać do rąk przystępne kompendium wiedzy o kosmosie, jego pełnej trudów eksploracji, o wybuchach supernowych i tajnikach ewolucji Wszechświata, a wreszcie o możliwościach podboju innych światów – to ta książka jest właśnie dla Was. Wszystko opowiedziane z werwą przez fizyka, a jednocześnie szefa jednej z największych polskich firm kosmicznych i byłego szefa Polskiej Agencji Kosmicznej. Czyta się to świetnie!

Są takie tematy, które przyciągają mnie jak magnes, a wśród nich kosmos zajmuje jedno z najważniejszych miejsc. Są tacy ludzie, którzy mają wiedzę i taki dar opowiadania, że dech zapiera. Na styku fascynującej tematyki i osobowości powstała książka „Człowiek – istota kosmiczna” autorstwa Eweliny Zambrzyckiej i dr Grzegorza Brony, którą Wam gorąco polecam.

Kim jest dr Grzegorz Brona?

Na początek trochę historii, bo dzięki niej współtwórca tej książki, dr Grzegorz Brona, przestanie być „byłym szefem Polskiej Agencji Kosmicznej”, jak napisano na okładce, a stanie się postacią z krwi i kości. Dlaczego to właśnie z nim dziennikarka Ewelina Zambrzycka przeprowadziła wywiad-rzekę? Ostatecznie nie każdy były szef agencji kosmicznej ma do powiedzenia tyle, żeby warto było o tym pisać książkę. Ale ten ma. Na przykład to, że sprawdzał równania widoczne w tle w serialu „The Big Bang Theory” i okazało się, że są najzupełniej poprawne i zgodne ze współczesną wiedzą fizyczną. Albo to, że w 1969 roku, kiedy astronauci misjo Apollo 11 spacerowali po Księżycu, w Krakowie stanął pomnik Neila Armstronga ukazanego na Srebrnym Globie, a PRL-owskie władze natychmiast go zdemontowały.

Dr. Bronę, fizyka i przedsiębiorcę, poznałam kilka lat temu jako dziennikarka zajmująca się nowymi technologiami. Tworząc artykuł o polskim przemyśle kosmicznym, wprosiłam się do cleanroomu zarządzanej przez niego spółki Creotech Instruments. Siedziba firmy znajduje się niemal po sąsiedzku z moim domem, więc nie lada szokiem było dla mnie to, że w moim rodzinnym Piasecznie mieściło się jedyne wówczas w Polsce certyfikowane „czyste pomieszczenie”, w którym można składać satelity bądź wyposażenie dla Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS).

I faktycznie już wtedy, w 2015 roku, Creotech dostarczał komponenty elektroniczne do sprzętu, który rok później trafił na ISS. Warto pamiętać, że działo się to raptem niespełna trzy lata po przystąpieniu Polski do Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), dzięki czemu nasze rodzime firmy zyskały wreszcie szerszą możliwość zaistnienia w sektorze kosmicznym. Dziś trudno o ważny projekt z tej dziedziny realizowany w Polsce, w którym nie byłoby Creotechu. Nie zdziwiło mnie więc i to, że Grzegorz Brona został w ubiegłym roku prezesem Polskiej Agencji Kosmicznej, bo to był rzeczywiście właściwy człowiek na właściwym miejscu. Dlaczego zrezygnował z tej funkcji? Nie wiem i nie wnikam w politykę. Natomiast cieszę się, że dał radę odpowiedzieć na wnikliwe pytania Eweliny Zambrzyckiej, bo dzięki temu dowiedziałam się, że ma nie tylko wiedzę z zakresu astrofizyki, ale też o fascynującej mnie historii eksploracji kosmosu. A do tego umie o tym wciągająco opowiadać.

Wojna na błędy

Dzisiaj przypada 50. rocznica pierwszego lądowania na Księżycu i oczywiście to nie przypadek, że właśnie tuż przed tą datą została wydana ta książka. Lądowanie to było szczytowym osiągnięciem załogowych lotów kosmicznych i dziś tak mocno dominuje nasze wyobrażenie o tym, jak naprawdę zdobywano kosmos, że zapominamy o tym, iż poprzedziły je całe lata prób, błędów, a przede wszystkim – niepowodzeń. Warto sobie uświadomić, że były to czasy zażartego wyścigu między Stanami Zjednoczonymi a ZSRR i obaj przeciwnicy byli gotowi niemal na wszystko, aby osiągnąć dominację w kosmosie. To wyłącznie wskutek tej wytężonej rywalizacji w ogóle doszło do lądowania na Księżycu.

Replika Sputnika, pierwszego sztucznego satelity Ziemi, wyniesionego w 1957 roku. Fot. NSSDC, NASA / Wikimedia

Namiętnie oglądam dokumentalne filmy o tym kosmicznym wyścigu zbrojeń, ale one ukazują tę historię niemal wyłącznie z punktu widzenia Amerykanów. Tyle że w tym czasie w przestrzeni pozaziemskiej pod niemal każdym względem prym wiedli Rosjanie. Oni umieścili na orbicie pierwsze sztuczne satelity – Ziemi i Księżyca, oni jako pierwsi wysłali na orbitę naszej planety żywe istoty (psy), a potem człowieka, jako pierwsi uderzyli bezzałogową sondą w Księżyc i jako pierwsi dokonali okrążenia Srebrnego Globu, po czym zaliczyli udane lądowanie z pasażerami – żółwiami, a one stały się pierwszymi żywymi istotami, które przetrwały lot z drugą prędkością kosmiczną.

Swoje sukcesy Rosjanie opłacili ogromnymi stratami. Przed 1969 rokiem, kiedy to Neil Armstrong i Buzz Aldrin stanęli w końcu na Księżycu, ponad 20 radzieckich misji księżycowych nie doszło do skutku w efekcie awarii rakiet nośnych, a w sześciu zawiodły sondy kosmiczne. W 1967 roku, podczas testów pierwszego Sojuza, będącego dziś najbardziej niezawodnym statkiem kosmicznym w historii, zginął Władimir Komarow, który nie poradził sobie z ogromną liczbę awarii na pokładzie i w efekcie kapsuła rozbiła się o ziemię.   

I u Amerykanów próby lotów bezzałogowych w stronę Srebrnego Globu nie wyglądały różowo. Przed lipcem 1969 roku w aż siedmiu przypadkach awarii ulegały rakiety nośne i tyle samo razy zawodziły sondy kosmiczne, które nie realizowały swoich zadań albo epicko roztrzaskiwały się o powierzchnię Księżyca. Kulminacją niepowodzeń był tragiczny wypadek, w którym podczas testów w 1967 roku zginęła cała trzyosobowa załoga misji Apollo 1: Gus Grissom, Edward White i Roger Chaffee.

Buzz Aldrin z załogi Apollo 11 podczas spaceru po Księżycu. Fot. USGov-NASA / Wikimedia

Największy spektakl medialny

Te wszystkie niepowodzenia przyćmiło widowisko pierwszego udanego lądowania na Księżycu. Amerykanie je genialnie wyreżyserowali, a transmisja telewizyjna skupiła przed odbiornikami aż 530 milionów ludzi na całym świecie, czyli 18 proc. ówczesnej populacji. I tu w pełni sprawdziły się wypowiedziane w 1962 roku słowa prezydenta Johna Kennedy’ego, które pchnęły NASA do pracy na zwiększonych obrotach i zapewniły tym wysiłkom poparcie społeczne: „Wierzę, że nasz naród powinien zaangażować się w osiągnięcie celu, którym jest lądowanie człowieka na Księżycu i jego bezpieczny powrót na Ziemię jeszcze przed końcem tej dekady. Żadne przedsięwzięcie nie będzie równie imponujące i żadne nie wywrze większego wpływu na przyszłą eksplorację kosmosu; jednak żadne nie będzie również trudniejsze do realizacji ani bardziej kosztowne”.

Dokładnie tak było. Program kosmiczny Apollo kosztował ponad 25 mld dol., i to w czasach, kiedy dolar miał znacznie wyższą wartość niż obecnie (przy uwzględnieniu inflacji ta kwota dziś jest równoważna co najmniej 100 mld dol.). Z tych wypraw astronauci przywieźli 382 kg próbek księżycowego gruntu, co czyni z niego jeden z najdroższych surowców. Zanim człowiek postawił stopę na Srebrnym Globie, wykonano zaledwie sześć lotów próbnych.

Dzisiaj na Księżyc latają sondy bezzałogowe, które są dużo tańsze, dużo bardziej niezawodne i wszechstronne niż loty załogowe. Cóż z tego, skoro my i tak bardziej podziwiamy tych dzielnych 12 astronautów, którzy, kosztem ogromnego wysiłku tysięcy osób, dotarli na Srebrny Glob na statkach kontrolowanych przez komputery miliony razy wolniejsze niż dzisiejsze smartfony. My, ludzie, uwielbiamy dobre opowieści z happy endem, a do takich należy historia lądowania na Księżycu. Dobrych, mięsistych opowieści jest w książce „Człowiek – istota kosmiczna” jeszcze bardzo wiele. Sądzę, że im się nie oprzecie.

Człowiek – istota kosmiczna

Autor: Grzegorz Brona i Ewelina Zambrzycka

Wydawca: Znak literanova

Premiera: 17 lipca 2019

Nie ma więcej wpisów