Niedawno na Facebooku przypomnieliśmy nasz tekst z czerwca 2017 roku dotyczący mitu szkodliwości Wi-Fi. Wśród kilkunastu komentarzy pojawił się też taki, w którym autor powoływał się na materiały z “II Międzynarodowego Forum Ochrony Środowiska Przed Zanieczyszczeniem Polami Elektromagnetycznymi” zorganizowanego przez Radę Miasta Krakowa pod patronatem Prezydenta Jacka Majchrowskiego, które odbyło się w listopadzie 2017 roku. Forum stanowiło interesujący przykład tego, jak można zorganizować cykl wykładów, z których następnie zostanie wysnuty nieuzasadniony wniosek, tj. (cytat z opisu wideo na YT https://www.youtube.com/watch?v=iMngJt991Jc):
Dobrze, że wreszcie głos na arenie międzynarodowej zabierają poważni naukowcy, którzy usiłują się przeciwstawić publikując rzetelne, dobrze udokumentowane badania naukowe o szkodliwości emisji Wi-Fi, anten sieci telefonii komórkowej i ogólnie promieniowania elektromagnetycznego.
Wniosek ten dodatkowo miał uzasadniać fakt, że we Francji zabroniono używania nadajników Wi-Fi w szkołach i przedszkolach (cytat z opisu wideo na YT https://www.youtube.com/watch?v=du3Xxvd15Vg):
Francja wysuwa się na czoło krajów, które podejmują realne działania w zakresie regulacji zapisów prawnych mających na celu poprawę bezpieczeństwa swoich obywateli, a w szczególności dzieci przed szkodliwym wpływem promieniowania elektromagnetycznego ze szczególnym uwzględnieniem telefonii komórkowej i sieci Wi-Fi.
W ramach Forum profesor Dominique Belpomne (Francja) wygłosił wykład nt. “Diagnozowania, leczenia oraz zapobiegania negatywnym skutkom oddziaływania pól elektromagnetycznych u dorosłych i dzieci”. Natomiast wykład na temat: “Aspekty prawne ochrony mieszkańców przed zanieczyszczeniem polami elektromagnetycznymi – na przykładzie Francji” wygłosił profesor Olivier Cachard (również Francja). Podczas forum miał także krótką prezentację Prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski, jej temat to “Postępowanie administracyjne związane z budową i funkcjonowaniem stacji bazowych telefonii komórkowej”.
Na paskach materiału wideo z wykładu profesora Belpomne, wykładowca jest opisywany jako profesor Uniwersytetu Kartezjusza w Paryżu. Dodatkowo, zapowiadająca go radna Marta Patena, opisuje go jako lekarza specjalistę onkologii klinicznej pracującego w szpitalu Georges-Pompidou w tymże mieście. Niepokoi fakt, że ani strona Uniwersytetu Kartezjusza, ani rzeczonego szpitala nie potwierdzają, jakoby ich pracownikiem był ktoś o takim nazwisku.
https://www.youtube.com/watch?v=iMngJt991Jc
Brak badań, brak dowodów
Profesor zaczyna wykład od slajdu, na którym przestawiony jest wykres, a na nim wraz z upływem lat (przedział 1900-2000) wzrasta ekspozycja na fale elektromagnetyczne. Na krzywej wykresu widać rysunki kolejnych urządzeń emitujących pola elektryczne, a tuż obok nich rysunki sugerujące, że ma to wypływ na występowanie nowotworów. Profesor oprócz zdawkowego:
“z tym rozwojem myśli technologicznej wiążą się różnego typu choroby, które były opisywane przez naukę od ponad 100 lat: na początku porażenie prądem, ale dalej różnego typu nowotwory, choroby związane z narażaniem na działanie radarów, również telewizji, potem choroby skórne,[…] często opisywane poronienia, guzy mózgowe, oraz elektrowrażliwość, o której coraz więcej się dzisiaj mówi“
nie przytacza żadnych badań potwierdzających te rewelacje. Posiłkuje się za to zwrotami typu “coraz więcej ostatnio badań naukowych pokazuje“.
Belpomne powołuje się też na fakt sklasyfikowania przez WHO w 2013 roku fal elektromagnetycznych (tzw. zakres radiowy) jako możliwie kancerogennych. Jeśli jednak przyjrzeć się dokumentowi WHO, to można w nim wyczytać m.in.
Efekty krótkoterminowe
[…]W wielu badaniach badano ochotników pod kątem wpływu pól o częstotliwościach radiowych na aktywność elektryczną mózgu, funkcje poznawcze, sen, częstość akcji serca oraz ciśnienie krwi. Do tej pory wyniki badań nie implikują żadnych spójnych dowodów na negatywne skutki zdrowotne wynikające z narażenia na pola o częstotliwościach radiowych na poziomach poniżej tych, które powodują nagrzewanie tkanek. Co więcej, badania nie były w stanie potwierdzić związku przyczynowego między narażeniem na pola elektromagnetyczne, a zgłaszanymi przez badanych czy to objawami, czy “nadwrażliwością elektromagnetyczną”.[…]
Efekty długoterminowe
[…]Badania epidemiologiczne badające potencjalne długoterminowe ryzyko związane z ekspozycją na częstotliwości radiowe w większości szukały związku między guzami mózgu, a używaniem telefonów komórkowych. Jednakże, ponieważ wiele nowotworów nie jest wykrywalnych przez wiele lat po interakcjach, które doprowadziły do powstania guza, a telefony komórkowe nie były szeroko stosowane aż do wczesnych lat 90-tych, badania epidemiologiczne w chwili obecnej mogą jedynie ocenić te nowotwory, które ujawniają się w krótszym czasie. Jednak wyniki badań na zwierzętach konsekwentnie nie wykazują zwiększonego ryzyka raka w przypadku długotrwałego narażenia na pola o częstotliwościach radiowych. […]
Międzynarodowa zbiorcza analiza danych zebranych z 13 uczestniczących krajów nie wykazała zwiększonego ryzyka wystąpienia glejaka lub oponiaka wskutek korzystania z telefonu komórkowego przez ponad 10 lat. Istnieją pewne oznaki zwiększonego ryzyka glejaka dla tych, którzy zgłosili najwyższe 10% łącznych godzin korzystania z telefonów komórkowych, chociaż nie było stałego trendu zwiększania ryzyka przy dłuższym używaniu. Naukowcy doszli do wniosku, że stronniczość (w interpretacji wyników) oraz błędy, ograniczają wagę tych wniosków i uniemożliwiają interpretację przyczynową.
Opierając się w dużej mierze na tych danych, IARC zaklasyfikowała pola elektromagnetyczne o częstotliwości radiowej jako ewentualnie rakotwórcze dla ludzi (Grupa 2B), kategorię stosowaną, gdy związek przyczynowy jest uważany za wiarygodny, ale gdy nie można wykluczyć przypadku stronniczości czy pomyłki z uzasadnioną pewnością.
Wynika z tego, że ponieważ nie uzyskano pewności co do szkodliwości wpływu fal elektromagnetycznych, bezpieczniej jest przyjąć, że taka szkodliwość może jednak mieć miejsce i czekać na moment, kiedy zostanie albo potwierdzona, albo odrzucona w wyniku kolejnych badań. Tu warto przytoczyć fragment wspomnianego przeze mnie na wstępie artykułu Crazy Nauka z czerwca 2017:
Jednak zaistniałe wcześniej wątpliwości wystarczyły, by Międzynarodowa Agencja Badań nad Rakiem (IARC, będąca agendą WHO) zaklasyfikowała promieniowanie elektromagnetyczne niskich częstotliwości, emitowane przez urządzenia bezprzewodowe, jako ewentualnie/możliwie rakotwórcze dla ludzi (grupa 2B). Brzmi groźnie, ale w tej samej kategorii znalazły się m.in. zawód stolarza, ekstrakt z aloesu czy benzyna.
Polaryzacja?! Ale o co tu chodzi?
Reszta wykładu (a właściwie przeważająca jego część) poświęcona jest badaniu objawów (metody, wyniki badań), które profesor Belpomne klasyfikuje jako elektrowrażliwość (chorobę nieuznawaną przez WHO, o czym zresztą wspomina). W żaden sposób jednak nie wykazuje on, że przyczyną tych objawów są fale elektromagnetyczne (zatem może nią być cokolwiek). W pewnym momencie ucieka się wprawdzie do czegoś co ma wyglądać jak argument, ale… zresztą zacytuję:
Wiemy, że mamy te antropogeniczne pola elektromagnetyczne, które są spolaryzowane i pulsujące. Podczas gdy pola naturalne nie są spolaryzowane, to oznacza, że te fale mają “góry” i “dołki” w różnych płaszczyznach. My ze względów technicznych stosujemy pola spolaryzowane i fale są tam ułożone w jednej płaszczyźnie i te fale są bardzo toksyczne. I nie jest to też pole elektromagnetyczne ciągłe, takie jak naturalne pole magnetyczne Ziemi, ale jest to pulsujące pole. I te dwa powody wyjaśniają dlaczego bardziej toksyczne są antropogeniczne pola elektromagnetyczne
Czyli wg profesora Belpomne fakt polaryzacji fali elektromagnetycznej świadczy o jej toksyczności. Profesor nie podaje, w jaki sposób fakt, że fala jest spolaryzowana wpływa na organizm, czyli w jakie interakcje fala wchodzi z ludzkim organizmem. A należałoby się spodziewać właśnie takiego argumentu. Choćby dlatego że tak tłumaczy się wpływ promieniowania radioaktywnego (tak, to też fala elektromagnetyczna) czy wpływ mikrofal – podaje się konkretne zjawiska fizyczne, które wywołują one w tkankach. Tu natomiast brak informacji, jak polaryzacja czy też owe “górki” i “dołki” wpływają na tkanki, komórki lub narządy.
Co ciekawe światło (to też przecież fala elektromagnetyczna) nie jest jedynie “antropogeniczne” (czyli nie wytwarza go tylko człowiek), posiada “górki” i “dołki” (bo ma je każda fala elektromagnetyczna) i bywa spolaryzowane (np. przez wodę lub szkło). A jednak nie jest szkodliwe w rozsądnych dawkach i zakresach częstotliwości. No i wracając do polaryzacji, to gdyby rzeczywiście była ona “bardzo toksyczna”, oglądanie filmów 3D (okulary polaryzują światło) skończyłoby się chorobą. Warto też na koniec zauważyć, że polaryzacja powoduje, iż z wiązki fal elektromagnetycznych eliminowane są te drgające w innych płaszczyznach. Czyli wiązka ta staje się uboższa (patrz zdjęcie poniżej), co oznacza że jej “moc” jest mniejsza. W jaki sposób miałaby być zatem bardziej groźna?
O ile dużo można zarzucić powyższemu wykładowi, to wykład profesora Oliviera Cacharda jest akurat bardzo ciekawy i wyjaśnia jedną z najistotniejszych spraw, tj. dlaczego we Francji wycofano Wi-Fi z placówek oświatowych. Otóż okazuje się, że we francuskim prawodawstwie funkcjonuje coś takiego jak “zasada ostrożności”. Została ona wpisana do francuskiej konstytucji przez Jacquesa Chiraca i ma następujące brzmienie (cytat za slajdem z wykładu):
W przypadku, w którym powstała szkoda, chociaż niepewna w danym stanie wiedzy naukowej, mogłaby mieć wpływ w sposób poważny i nieodwracalny na środowisko, wszystkie władze publiczne na zasadzie ostrożności w zakresie kompetencji, wdrażają procedury oceny ryzyka i przyjmują proporcjonalne środki w celu zapobieżenia powstaniu szkody.
Wynika z niej, że jeśli nauka nie daje pewności, co do szkodliwości danej technologii, to można przyjąć dowolne kryterium pozamerytoryczne (bo jak inaczej ustalić czy coś jest czy nie jest szkodliwe, skoro brak miarodajnych, naukowych dowodów?) i na jego podstawie zawyrokować czy jest szkodliwość czy jej nie ma. Jest to więc podejście typu “chuchania na zimne”, a przecież władze publiczne, o których mowa w przepisie, z całą pewnością nie wezmą na siebie odpowiedzialności, na wypadek zgłoszenia przez kogoś dolegliwości (które mogą być tylko efektem nocebo), tym bardziej że zawsze mają na uwadze następne wybory. Dlatego też wolą prewencyjnie usunąć wszelkie źródła promieniowania elektromagnetycznego z miejsc, które podlegają ich jurysdykcji. Owo wycofanie nie będzie jednak dowodem na szkodliwość fal elektromagnetycznych (i Wi-Fi), a jedynie dowodem na zastosowanie zasady ostrożności.
Tu taka dygresja, że gdyby zastosować zasadę ostrożności w czasach budowy kolei żelaznej, to nigdy by ona nie powstała, bo przecież wieszczono, że pędzące pociągi będą powodować masowy pomóc bydła przerażonego buchającymi parą żelaznymi potworami.
Oczywiście wykład profesora Oliviera Cacharda nie ogranicza się tylko do powyższej kwestii, ale te pozostałe dotyczą wyłącznie aspektów prawnych związanych ze zdobywaniem zezwoleń na budowę stacji przekaźnikowych przez dostawców telefonii komórkowej.
Tematykę podobną do wykładu profesora Cacharda porusza Prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski. Z jego prezentacji (20 minut) istotny dla kwestii szkodliwości fal elektromagnetycznych, a dokładnie mikrofal, bo te stosowane są w telefonii komórkowej, jest fragment, w którym omawia on brak istnienia w polskim prawodawstwie przepisów dotyczących zwiększania mocy już istniejących nadajników GSM. Otóż obecnie jest tak, że operator nie musi w takim wypadku dostarczać pomiarów natężenia mikrofal nadajnika do właściwego urzędu, co może skutkować przekraczaniem norm. Zatem maszt, który kiedyś był nieszkodliwy może przestać takim być. I to akurat jest aspekt, który warto mieć na uwadze, jeśli w bezpośrednim otoczeniu znajduje się nadajnik telefonii GSM.
Teza, której nie udało się obronić
Pora na podsumowanie. Czy z tych trzech opisanych powyżej wystąpień można wysnuć wniosek, że fale elektromagnetyczne są “toksyczne” (w tym te z Wi-Fi)? Czy dostarczyły one na to dowodów? Dwa wystąpienia omawiały tak naprawdę stan prawny (tak we Francji jak i Polsce) dotyczący budowy infrastruktury telefonii komórkowej, przy okazji unaoczniając, że Francja wycofując Wi-Fi z placówek sprawujących opiekę nad dziećmi tak naprawdę “chucha na zimne” – zatem nie może to stanowić dowodu na szkodliwość Wi-Fi. Zaś wykład dotyczący elektrowrażliwości, tak naprawdę był przedstawieniem sposobów diagnozowania różnorakich problemów pacjentów, które postanowiono uznać, bez żadnych dowodów na przyczynę tychże objawów, jako rzeczoną elektrowrażliwość.
Bezzasadne byłoby negowanie tego, że pacjenci profesora Belpomne rzeczywiście skarżyli się na prezentowane w ramach wykładu objawy czy że profesor rejestrował stosowną aparaturą diagnostyczną zmiany w organach, co potwierdzało zasadność tychże objawów. Tak, pacjenci profesora Belpomne cierpieli na te dolegliwości i profesor potwierdził, że nie są to urojenia. Rzecz jednak w tym, że profesor nie wykazał przyczynowości pomiędzy ekspozycją na fale elektromagnetyczne, a potwierdzanymi objawami. To bowiem że pacjenci byli wystawieni na taką ekspozycję wynikało z … deklaracji samych pacjentów, a profesor w ramach wykładu nie wykazał, że fala elektromagnetyczna wchodzi w interakcje z ludzkim organizmem i w jaki sposób to następuje.
Dlatego jeśli kiedyś zdarzy się wam brać udział lub oglądać w Internecie jakiekolwiek wykłady, cały czas zadawajcie sobie pytanie czy wykładowca mówi na temat lub czy to co mówi, potwierdza tezę postawioną na wstępie wykładu. Bądźcie czujni, abyście nie skończyli jak ów anegdotyczny, radziecki uczony, który przeprowadzał eksperyment polegający na urywaniu pająkowi kolejnych nóg, przy czym po każdej amputacji rozkazywał mu iść, co pająk ochoczo czynił, chcąc uciec przed oprawcą. Kiedy urwał mu już wszystkie nogi, a pająk nie reagował na polecenie wysnuł jedyny “logiczny” wniosek: po urwaniu wszystkich nóg pająk traci słuch.
You must be logged in to post a comment.