captcha image

A password will be e-mailed to you.
Islandzki hamburger z 2009 roku

Islandzki hamburger z 2009 roku

Dlaczego hamburgery z McDonalda nie pleśnieją w przeciwieństwie do innych tego typu kanapek? Od lat krążą po internecie filmy, na których widać bardzo starego hamburgera z McDonalda wyglądającego tak, jakby był zrobiony wczoraj. Problem ten niedawno znów stał się głośny za sprawą kilku znamiennych publikacji. 

W sieci pojawiły się nawet przekazy wideo pokazujące na żywo niepsujące się hamburgery spod szyldu wielkiego M. Dwa tygodnie temu prestiżowy magazyn „The Verge” udostępnił takie wideo z sugestią, że oto mamy do czynienia z wyrobem z kuchni Frankensteina.

Historia rzeczywiście wygląda na kuriozalną: w 2009 roku, tuż przed zamknięciem ostatniej w Islandii restauracji McDonald’s, Islandczyk Hjörtur Smárason kupił sobie hamburgera, którego trzymał latami w garażu. W 2014 roku tylko trochę nieświeżo wyglądającą kanapkę przekazał Muzeum Narodowemu Islandii, a teraz wystawiona jest na widok publiczny i można ją na okrągło podglądać przez internet.

Przed Hjörturem na podobny pomysł przetrzymania hamburgera wpadło wiele innych osób. Modę tę zapoczątkowała w 1996 roku Karen Hanrahan, którą hamburger z McDonalda przeraził swoją niezniszczalnością. W ślad za nią spora rzesza internautów zaczęła spekulować, dlaczego kanapki tej sieci nie pokrywają się pleśnią jak każde inne przyzwoite jedzenie, tylko trwają latami w niemal niezmienionym stanie. Za winowajcę szybko uznano konserwanty i inne dodatki sypane łopatami do wysoko przetworzonej żywności. Jednak czy to prawda?

W tym miejscu należy się wyjaśnienie: nie bronię jakości potraw z McDonalda, od długiego czasu nie jadam tych wyrobów i nie jestem opłacana przez sieć restauracji z demonicznym klaunem w tle. Chcę jedynie, by to, co sądzimy o fast foodzie tej firmy, było zgodne z naukową wykładnią, a nie opierało się na szerzących się w sieci mitach.

Znamienne jest wideo pokazujące proces starzenia się hamburgerów z kilku różnych sieci fastfoodowych. Oprócz wyrobu McDonalda w filmie „wystąpiły” też m.in. kanapki z Burger Kinga czy Wendy’s. Wszystkie one po 30 dniach pokryły się pleśnią. Wszystkie oprócz tej z McDonalda – ta po miesiącu wyglądała, jakby dopiero co ją zrobiono.

Sami to zobaczcie:

I tutaj nasuwa się pytanie, ile trzeba by wsypać do hamburgera środków zapobiegających rozwojowi pleśni, żeby osiągnąć taki efekt? Sęk w tym, że w kotletach McDonalda nie ma konserwantów. Jak mało która sieć restauracji McDonald’s jest wystawiony na publiczną krytykę i wzmożoną kontrolę ze strony Departamentu Rolnictwa USA (USDA), dlatego, chcąc nie chcąc, trzyma się restrykcyjnych reguł przyrządzania posiłków. I do mięsa nie dodaje konserwantów, tego dowodzą kontrole USDA.

Co zatem sprawia, że hamburger z McDonalda nie pokrywa się pleśnią? Okazuje się, że zawiera on zbyt mało wilgoci, żeby pleśń mogła się rozwinąć. Standardowo w hamburgerach tej marki używa się mocno spłaszczonych, wysmażonych w bardzo wysokiej temperaturze kotletów. Taki sposób ich przyrządzania powoduje ich wysychanie, zanim zdąży się zalęgnąć w nich pleśń – oczywiście mówimy o sytuacji, kiedy hamburger starzeje się na powietrzu, a nie w zamkniętym opakowaniu. Pleśnieniu mięsa zapobiega również wysoka zawartość tłuszczu, która znacząco zmniejsza jego wilgotność (tłuszcz w plastrach wołowiny stanowi 37-54 proc. całkowitej zawartości kalorii).

Fot. Kanko/Flickr

Fot. Kanko/Flickr

Podobnie jest z równie odpornymi na pleśń frytkami. Blisko połowa z 250 kcal zawartych w małej porcji frytek pochodzi właśnie z tłuszczu. Co więcej, frytki z McDonalda są wyjątkowo cienkie, dzięki czemu podczas smażenia usuwana jest z nich niemal cała wilgoć, a ponadto zawierają kwas cytrynowy, który je dodatkowo konserwuje – stwierdzili naukowcy z Wydziału Nauki o Żywieniu Uniwersytetu Stanowego w Waszyngtonie. Nie można zapomnieć i o wysokiej zawartości soli w jedzeniu z McDonalda, która również ogranicza rozwój patogenów i grzybów.

Wróćmy jeszcze do hamburgerów. McDonald’s stwierdził co prawda, że nie dodaje konserwantów do mięsa, ale nie odnosi się to do bułek, sera czy sosu. Wiadomo, że hamburgerowe bułki z sezamem zawierają konserwanty takie jak jak propionian wapnia i propionian sodu, które działają przeciwpleśniowo i przeciwbakteryjnie. Wiadomo też, że dodatki te nie są ani wyjątkowo niebezpieczne, ani rzadkie na rynku – standardowo znaleźć je można w wielu innych rodzajach pieczywa, nie tylko w bułkach z McDonalda. Co nie znaczy oczywiście, że są zdrowe i pożądane.

W tym miejscu warto wspomnieć, że kontrola Sanapidu w jednej z lubelskich restauracji McDonalda w 2011 roku znalazła w kuchni opakowanie bułek pokrytych pleśnią. Trudno mi ocenić tę informację: powinnam cieszyć się, że u nas produkty tej firmy są bardziej “naturalne”, czy też smucić się, że w Polsce wyśrubowane amerykańskie standardy nie są zachowywane? Pozostawię to do Waszej refleksji.

Kiedy więc już odarłam niezniszczalnego hamburgera z aury demoniczności, czas przejść do konkretów, a więc prawdziwie szkodliwych aspektów jedzenia z McDonalda. Po pierwsze, hamburger czy frytki zawierają wyjątkowo dużo tłuszczu, o czym już wspominałam przed chwilą. Średnia porcja frytek to jedna czwarta dziennego limitu tłuszczów, jaki możemy spożyć według zaleceń WHO. To jednak nie fenomen McDonalda, tylko właściwość posiłków preparowanych w głębokim tłuszczu. Frytki przygotowane od początku do końca w domu będą prawdopodobnie jeszcze bardziej tłuste. Taka ich uroda.

Warto też wiedzieć o tym, że każda z serwowanych w McDonaldzie kanapek (również wrapów) dostarcza nam ponad połowę dopuszczalnej dziennej dawki sodu, głównie za sprawą dużej ilości soli. Uważać też trzeba na słodzone napoje – w szklance coca-coli wchłaniamy 5 łyżeczek cukru, co daje około 100 kcal. A skoro już przy kaloriach jesteśmy, to klasyczny hamburger zawiera 254 kcal, zaś wypasiony Big Mac aż 509 kcal, a więc pod względem ilości dostarczanej energii jest równoważny z jednym posiłkiem (co nie znaczy, że dostarcza wszystkich tych wartości odżywczych, których powinien dostarczyć pełnowartościowy posiłek). Po dokładne informacje o kaloryczności potraw sięgnijcie do publicznie dostępnych tabel McDonalda – tam to wszystko widać czarno na białym.

 

Polecamy też:

Co jest najbardziej kaloryczne?

Dieta bezglutenowa – jak sami siebie oszukujemy? 

 

Nie ma więcej wpisów