captcha image

A password will be e-mailed to you.

Po 8 latach Amerykanie mają szansę stać się niezależni od Rosji. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, już w lecie będą mogli sami wysyłać ludzi w kosmos.

W sobotę rano polskiego czasu firma SpaceX wystrzeliła na orbitę testowy statek Crew Dragon. Jego wyjątkowość polega na tym, że jest przystosowany do transportu ludzi na niską orbitę okołoziemską czyli do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). A to właśnie rzecz, z którą Amerykanie mają ogromny problem – od 8 lat, czyli od czasu zakończenia programu lotów wahadłowców, żaden statek USA nie jest w stanie zawieźć na ani zabrać ludzi z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Tym samym mocarstwo technologiczne i gospodarcze, za jakie uważają się Stany Zjednoczone pozostaje całkowicie zależne w załogowej eksploracji kosmosu od swojego głównego rywala – Rosji. Wszystkie załogowe loty odbywają się dzięki rosyjskim (a raczej radzieckim) statkom Sojuz.

Rosjanie skwapliwie z tego korzystają i stale podnoszą ceny lotów w kosmos. W 2011 roku za jednego astronautę liczyli sobie 40 mln dolarów. Tymczasem zeszłoroczne loty kosztowały już ponad 80 mln dolarów od głowy. Poza pieniędzmi cała sprawa ma znaczenie strategiczne. Mając taki atut w ręku Rosja ma naprawdę mocny argument w różnych pozakulisowych negocjacjach. Wystarczy wyobrazić sobie reakcję obywateli USA na wieść, że ich rząd nie jest w stanie ściągnąć na Ziemię astronautów w sytuacji, gdy Rosjanie z jakichś „technicznych powodów” zawieszają na długo loty Sojuzów.

Nic więc dziwnego, że NASA od dawna stara się załatać tę dziurę. Ale tym razem agencja nie zamierza budować „krótkodystansowych” statków – zamiast tego ma skupić się na lotach na Księżyc i na Marsa.

Statek Crew Dragon Fot. SpaceX

Misję powierzono podmiotom prywatnym i obecnie swoje pojazdy opracowują SpaceX i Boeing. NASA z każdą z tych firm podpisała kontrakt na 6 lotów orbitalnych, ale warunkiem jest przeprowadzenie dwóch testowych lotów. Pierwszego bez załogi, drugiego z dwuosobową załogą testującą statek.

Pierwszy zdążył właśnie SpaceX ze swoim Crew Dragonem. Firma ma już spore doświadczenie, bo od 7 lat bezzałogowe Dragony wożą na Międzynarodową Stację Kosmiczną zaopatrzenie.

Crew Dragon, który wystartował w sobotę i dotarł do ISS w niedzielę, różni się oczywiście od wersji transportowej. Jego hermetyzowana część może zmieścić 7 astronautów, pod nią znajduje się część transportowa. Pojazd wyposażono w 8 specjalnych silniczków SuperDraco, których zadaniem jest oddzielenie i ewakuacja kapsuły z załogą w razie awarii rakiety, która wynosi statek na orbitę.

Na pokładzie poleciał tylko jeden „pasażer”. Pamiętacie, jak SpaceX wysłało w stronę Marsa samochód Tesla z manekinem za kierownicą? Podobny manekin odziany w skafander kosmiczny SpaceX siedzi w kapsule. Jego ciało naszpikowane jest czujnikami, których zadaniem było przekazywanie wszelkich parametrów, które będą miały znaczenie dla przyszłych pasażerów.

Wnętrze kapsuły Crew Dragon przed wejściem na pokład załogi ISS. Fot. NASA

Sobotni start wyglądał nieco inaczej, niż loty transportowe. Trajektoria lotu była mniej stroma, by – w razie konieczności przerwania misji i oddzielenia kapsuły – nie narażać załogi na duże przeciążenia. Rakieta po oddzieleniu się od kapsuły odwróciła się i z powodzeniem wylądowała na barce.

W niedzielę o 11:51 czasu polskiego Crew Dragon zadokował do ISS, a o 14:07 na jego pokład weszli astronauci przebywający na Stacji.

Statek pozostanie zadokowany do 7 marca. Wówczas rozpocznie powrotną podróż na Ziemię symulując powrót z astronautami powracającymi z ISS. 8 marca kapsuła ma wodować na Atlantyku wyhamowując przy pomocy spadochronów. To ryzykowny etap, bo statek poddany jest bardzo wysokim temperaturom i obciążeniom. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, wkrótce odbędzie się misja z załogą testową, a już latem Crew Dragon zacznie latać na ISS przewożąc normalną załogę. A dla USA zakończy się niechlubny okres kosmicznej

Nie ma więcej wpisów