Są z nami od zawsze. Teorie spiskowe, które zakładają, że ktoś (zwykle jakaś grupa) działają w tajemnicy na swoją korzyść i zazwyczaj czyjąś niekorzyść. Co prawda starzeją się, ale na ich miejsce zaraz powstają nowe. Mało kto traktuje dziś z pełną powagą „Protokoły Mędrców Syjonu” czy wierzy, że Paul Paul McCartney w 1966 roku został zastąpiony sobowtórem. Za to na fali popularności znajdują się (wciąż) teorie o zamachach 11 września przeprowadzonych przez rząd USA, nieskuteczności i/lub szkodliwości szczepionek czy (tak, już) zamachach w Bostonie przygotowanych przez ekipę Obamy.
Przez wiele lat ludzi wierzących w teorie spiskowe nie traktowano poważnie. Uważano ich za paranoików i półgłówków, a psycholodzy nawet nie schylali się, by porządnie zbadać skąd właściwie tak duża popularność tej szczególnej mitologii spisków.
Sprawę zaczęto brać na serio być może dopiero dzięki internetowi. To w sieci teorie spiskowe nabrały rumieńców i wagi. Rodzą się z błyskawicznej komunikacji na Facebooku czy Twitterze i rosną na forach dyskusyjnych lub fanpagach.
Co udało się wyśledzić socjologom i psychologom? Na przykład to, że ludzie, którzy wierzą w jedną teorię spiskową są bardziej skłonni uznać za prawdziwe również inne. Wygląda więc na to, że chodzi tu raczej o pewien typ patrzenia na świat, niż po prostu uznanie argumentów dotyczących pojedynczej sprawy. Ale bliższe spojrzenie pokazało coś jeszcze ciekawszego.
Otóż wiara nie słabnie, jeśli dwie teorie spiskowe wzajemnie się wykluczają. Badacze z brytyjskiego University of Kent stwierdzili, że ci sami ludzie wierzą w to, że Osama Bin Laden nadal żyje oraz w to, że był już martwy, gdy do jego kryjówki przybył oddział specjalny. Bez sensu? Nie, jeśli uznamy, że wiara w teorie spiskowe wynika raczej z poglądów wyższego rzędu.
To co usystematyzowali brytyjscy badacze potwierdza się też na naszym fanpage’u. W komentarzach często pojawiają się ludzie, którzy posługują się pewnym pakietem poglądów. Często to na przykład zestaw „szczepionki to zło”, „GMO szkodzi ludziom”, „homeopatia działa”. Żaden z tych poglądów nie znajduje potwierdzenia naukowego, nieliczne prace popierające te tezy są albo już obalone, albo nie znajdują potwierdzenia skonfrontowane z szerszymi badaniami. Ale (i tu znowu ukłon w stronę University of Kent) to przecież nic dziwnego, bo brak potwierdzenia naukowego to zmowa.
Ten konflikt między nauką a wiarą w teorie spiskowe potwierdzają badania opublikowane w Psychological Science. Wnioski z tej pracy nie mogą bezpośrednio odnosić się do całej populacji, ale widać tam niepokojącą tendencję – im ktoś bardziej skłonny do wiary w teorie spiskowe, tym mniej chętnie przyjmuje do wiadomości naukowe fakty (również te niezwiązane z teoriami spiskowymi).
Skąd jednak w ogóle skłonność do wiary w światowe spiski? Być może da się ją wyjaśnić naturalną skłonnością ludzkiego mózgu do poszukiwania reguł nawet tam, gdzie ich nie ma. Efektem jest choćby zjawisko zwane w psychologii podstawowym błędem atrybucji. Chodzi o to, że naturalnie jesteśmy skłonni wyjaśniać zachowania innych ich cechami charakteru i świadomymi decyzjami nie doceniając wpływów zewnętrznych i przypadku. Czyli jeśli ktoś nas potrąci w korytarzu, to pewnie zrobił to specjalnie i miał coś złego na myśli.
Na tej samej zasadzie katastrofę będącą splotem przypadków, błędnych decyzji chwili czy warunków zewnętrznych łatwiej nam jest oswoić jeśli założymy, że jej przyczyną było celowe działanie – zamach czy karygodna beztroska jednego człowieka. Nawet faktyczne zamachy staramy się w naszych głowach „uporządkować” nadając im coś na kształt wyższego sensu i wplatając je w skomplikowane schematy, za pomocą których nasz mózg porządkuje świat. Takie działanie umysłu jest bardzo cenne jeśli chodzi o porządkowanie świata i zapewne stało się ono jednym z motorów napędowych cywilizacji. Trzeba jednak uważać i nie dać się tej naturalnej tendencji zaprowadzić na manowce.
Tekst powstał m.in. na podstawie Scientific American
You must be logged in to post a comment.