captcha image

A password will be e-mailed to you.

Rozpędzonej machiny klimatycznej w pojedynkę nie zatrzymam, ale zamiast przyczyniać się do jej nakręcania, mogę spróbować ją nieco przyhamować. Że wysiłki jednostki nic nie znaczą wobec ogromu tego zjawiska? Kiedy jednostek robi się wiele, zaczyna to mieć znaczenie. Alternatywą jest nie robić nic i biernie patrzeć, jak nam się klimat załamuje.

Kiedy ubiegłej zimy napisałam tekst „Właśnie teraz w Arktyce załamuje się klimat. I co z tego wynika?”, dostałam wiele sygnałów o tym, że zamiast płakać nad rozlanym mlekiem, powinnam wskazać, co możemy i powinniśmy zrobić, żeby walczyć z globalnym ociepleniem. W tym samym czasie jeszcze więcej osób stwierdziło, że już wszystko stracone, klimat jest na równi pochyłej, a nasze jednostkowe, maleńkie wysiłki są niczym wobec skali tego zjawiska.

I w tym miejscu muszę uczynić zastrzeżenie dla tych, którzy kwestionują decydującą rolę człowieka w obecnie trwającym globalnym ociepleniu: niech po prostu przestaną czytać ten artykuł. Twardych przeciwników antropogenicznych przyczyn zmian klimatycznych zapewne w żaden sposób do swoich racji nie przekonam (wiem to z doświadczenia), a tych, którzy mają wątpliwości, odsyłam do artykułu Piotrka: “A co jeżeli to 3% naukowców ma rację, a 97% się myli w sprawie zmian klimatu?!”.

Wracając do tematu: czy rzeczywiście nic nie można zrobić, by powstrzymać rozpędzanie się globalnego ocieplenia? W takich chwilach przypominam sobie, dlaczego w polskich sklepach zaczęły się pojawiać jaja od kur nietrzymanych w klatkach. Polacy, naród praktyczny i starannie liczący wydatki, dał się namówić do kupowania droższych jaj dzięki kampanii na rzecz humanitarnego traktowania zwierząt. Sieć Żabka niedawno ogłosiła, że maksymalnie do 2025 roku całkowicie wycofa ze swoich sklepów jaja klatkowe. Wcześniej takie deklaracje złożyły m.in. Lidl, Biedronka, Tesco i Carrefour.

Walka z ociepleniem klimatu jest oczywiście daleko bardziej skomplikowana niż bojkot chowu klatkowego. Tym niemniej możemy ograniczyć nasze własne codzienne emisje dwutlenku węgla i tym samym zmniejszyć ślad węglowy, jaki za sobą zostawiamy. I to będzie miało znaczenie – jeśli zaczniemy to robić masowo.

Co to jest ślad węglowy?

To ogół emisji gazów cieplarnianych wywołanych bezpośrednio lub pośrednio przez daną osobę, organizację, wydarzenie lub produkt. Wśród tych gazów największą rolę odgrywa dwutlenek węgla, którego emisje mają też największy wpływ na obecne ocieplenie klimatu. Na kolejnych miejscach są metan i podtlenek azotu. Miarą śladu węglowego jest tCO2e – tona ekwiwalentu dwutlenku węgla.

Co ze źródłami naukowymi?

Dużym problemem podczas pisania tego tekstu okazał się dla mnie brak lub niedobór stricte naukowych badań dotyczących przełożenia konkretnych oszczędności z naszej strony na ograniczenie śladu węglowego. Jak pewnie wiecie, na naszym blogu z upierdliwą precyzją odwołujemy się do źródeł, podpinając linki do konkretnych prac naukowych przy każdej podawanej liczbie czy hipotezie. Tymczasem tematyka ograniczenia śladu węglowego jest domeną organizacji pozarządowych i instytucji rządowych odpowiedzialnych za ochronę środowiska i to one opracowują broszury i ekspertyzy, z których można czerpać informacje na ten temat. Tym samym zaznaczam, że większość liczb podanych w tym tekście pochodzi właśnie z tych źródeł i należy je traktować orientacyjnie, jako wskazanie kierunku zmian.

Co więc można zrobić, by zmniejszyć swój ślad węglowy?

Po pierwsze i zasadnicze: głosować w wyborach na polityków i partie przedstawiające klarowny, przyjazny klimatowi i środowisku program wyborczy. I pilnować, by się wywiązywali z tych obietnic. Podpisywać petycje i protestować, kiedy rządzący przedkładają swój interes ponad interesy nas wszystkich. Naciskać na ustawodawcę, żeby uchwalał przepisy chroniące planetę i bijące w koncerny przejadające masowo ziemskie zasoby naturalne. Naciskać na samorządy lokalne, by preferowały rozwiązania proklimatyczne, sprzeciwiać się betonozie i wycinkom drzew.

Powyższe działania nie mogą istnieć w oderwaniu od naszego codziennego postępowania w kwestii klimatu. Aby wymagać od innych, należy najpierw wymagać od siebie. W przeciwnym razie będzie to hipokryzja.

Aby ułatwić Wam lekturę mojego artykułu, tekst podzieliłam na dwie części:

  1. Codzienne oszczędności
  2. Większe inwestycje

1. Codzienne oszczędności

Fot. Mike Deal/Flickr

Oszczędzaj światło

25-30 proc. ogółu zużywanej energii przeznaczana jest na oświetlenie, więc jest co robić w tej sprawie. Pierwszą zasadą powinno być oczywiście dbanie o to, by światło było wyłączone w pomieszczeniach, w których akurat nikt nie przebywa. Druga, a nawet ważniejsza porada dotyczy typu oświetlenia, jakiego używamy.

Warto więc wymienić oświetlenie na diody LED, za wynalezienie których przyznano nawet niedawno nagrodę Nobla z fizyki. Zalety? Mogą pracować ponad sto razy dłużej niż żarówki oparte na żarzącym się wolframowym włóknie (ponad 20 lat), a jednocześnie zużywają znacznie mniej energii. W trakcie, kiedy pisałam ten tekst, IKEA wypuściła swój poradnik “Dom przyjazny dla planety”, gdzie podaje informację, że wymiana oświetlenia na LED może pozwolić na zaoszczędzenie nawet 85 proc. kosztów energii w domu.

Warto też pamiętać, że kurz osiadający na żarówkach czy diodach może aż o połowę zmniejszyć skuteczność świecenia. Zamiast więc montować dodatkowe lampy, te już istniejące odkurz od czasu do czasu.

Ogranicz podróże samolotem

Wiem, że to brzmi jak problem pierwszego świata: „Och, co mam zrobić dla świata?”. „Nie lataj co tydzień do SPA pod Paryżem”…

Ale przecież już za 100-200 zł można tanimi liniami polecieć do Krakowa czy Wrocławia, więc być może ta porada nie jest całkiem bez sensu. A warto wiedzieć, że transport lotniczy stanowi największy komponent śladu węglowego u osób, które samolotami latają naprawdę często. Jeden lot do Stanów i z powrotem stanowi niemal jedną czwartą rocznego śladu węglowego u przeciętnego człowieka, który tylko z rzadka korzysta z transportu lotniczego. Zatem do Krakowa czy Wrocławia jedźmy raczej samochodem lub pociągiem.

Oszczędzaj na dojazdach

Najmniejszy ślad węglowy pozostawia chodzenie pieszo i jeżdżenie na rowerze, choć można się spotkać z opiniami, że wytwarzanie jedzenia (dla cyklistów czy pieszych) jest dziś tak energochłonne, że te oszczędności zaczynają być dyskusyjne. Wiadomo, że szeroki ślad węglowy pozostawia produkcja czerwonego mięsa i transport żywności z odległych krajów, ale o tym za chwilę. Teraz skupmy się jednak na środkach transportu.

W tej akurat dziedzinie przeprowadzono naukowe analizy, na które się poniżej powołuję – przeprowadzili je naukowcy z dwóch organizacji non-profit: amerykańskiej International Institute for Applied Systems Analysis (IIASA) oraz norweskiej Center for International Climate and Environmental Research (CICERO), a wyniki badań opublikowali w piśmie “Environmental Science and Technology”. Badacze przeanalizowali przełożenie podróży różnymi środkami transportu na dystansie 500-1000 km na emisje dwutlenku węgla.

Oczywiście niekwestionowanym i negatywnym liderem pozostają podróże samolotem. A co zamiast niego: pociąg czy własny samochód? Odpowiedź brzmi: to zależy.

Podczas pokonywania dystansu 1000 km samotnie w dużym aucie emitujemy aż 250 kg dwutlenku węgla. Z kolei podróżując pociągiem lub małym samochodem (nie dieslem) z trzema współpasażerami, zmniejszamy emisje do 50 kg dwutlenku węgla na osobę. Jeśli więc nie mamy współpasażerów do naszego auta, wybierajmy raczej publiczne środki transportu naziemnego, łącznie z autobusami i promami.

W kwestii samochodów wystrzegajmy się zwłaszcza diesli, bo ich negatywny wpływ na środowisko jest największy.

A co z autami hybrydowymi i elektrycznymi?

Hybrydy są wyposażone zarówno w silniki spalinowe, jak i wspierające je silniki elektryczne. Energia potrzebna do naładowania akumulatorów pozyskiwana (czy raczej “odzyskiwana”) jest w czasie hamowania, poprzez przetworzenie energii kinetycznej na energię elektryczną. Ta energia wykorzystywana jest następnie do zasilenia silnika elektrycznego, który wspomaga pojazd m.in. przy ruszaniu. Dzięki temu hybrydy spalają mniej paliwa niż zwykłe samochody. Trzeba jednak zaznaczyć, że wyprodukowanie auta hybrydowego pochłania znacznie więcej energii niż wyprodukowanie samochodu spalinowego. Koszt ten podwyższają zwłaszcza akumulatory, których wytwarzanie wiąże się z dużymi emisjami nie tylko dwutlenku węgla, ale też tlenku siarki.

Kiedy jednak weźmiemy pod uwagę nie tylko produkcję, ale i wykorzystanie samochodu, bilans wychodzi na korzyść hybrydy. Oszczędności w zużyciu energii i emisji gazów cieplarnianych podczas jeżdżenia tym autem znacznie przewyższają koszty jego wyprodukowania i rozliczenie to wypada korzystniej dla środowiska w porównaniu z podobnym rozliczeniem dla samochodu spalinowego.  

W przypadku samochodów elektrycznych kosztowna emisyjnie pozostaje ich produkcja. Jeśli zaś chodzi o użytkowanie, to auta te bazują na energii z gniazdka elektrycznego, no a przecież prąd ten trzeba wyprodukować w elektrowni, co w polskich realiach polega na spalaniu węgla. Na pierwszy rzut oka nie wygląda więc to dobrze, ale w ogólnym rozrachunku użytkowanie takiego auta jest nawet mniej obciążające dla środowiska niż jeżdżenie hybrydą, nie mówiąc już o zwykłym samochodzie spalinowym. Wynika to przede wszystkim z łatwiejszego i skuteczniejszego filtrowania zanieczyszczeń emitowanych przez elektrownie w porównaniu z filtrowaniem spalin samochodowych.

Jedz mniej mięsa

Przemysłowa hodowla jest nie tylko przyczyną cierpienia zwierząt, ale też źródłem emisji gazów cieplarnianych. I tutaj ważna uwaga: mimo że w powszechnym przekonaniu głównym zagrożeniem dla atmosfery są emisje z układów trawiennych zwierząt hodowlanych (innymi słowy “zwierzęcych pierdnięć”), to stanowią one zaledwie kilka procent antropogenicznych emisji gazów cieplarnianych. Tymczasem hodowla zwierząt odpowiada aż za ok. 18 proc. tych emisji i największa tego część pochodzi z wylesiania. Do tego trzeba jeszcze dorzucić emisje pochodzące z gnojowicy, produkcji paszy czy transportu żywych zwierząt lub mięsa.

Dlatego w ograniczeniu śladu węglowego pomaga wyeliminowanie z diety czerwonego mięsa lub znaczące ograniczenie jego spożycia. Gdyby całkowicie usunąć z diety mięso i nabiał, można by ograniczyć ślad węglowy aż o 20 proc.

Ale mięso mięsu nierówne – oto przykłady najbardziej nieprzyjaznych dla środowiska rodzajów mięsa i produktów odzwierzęcych (emisja dwutlenku węgla wyrażona w kg na 1 kg produktu):

Baranina: 39,2 kg

Wołowina: 27 kg

Ser: 13,5 kg

Wieprzowina: 12,1 kg

Mięso indyka: 10,9 kg

Mięso kurczaka: 6,9 kg

Jaja kurze: 4,8 kg

Inaczej ma się sprawa z mięsem ryb. W przypadku ryb hodowlanych, takich jak łosoś (11,9 kg dwutlenku węgla na 1 kg mięsa), głównym obciążeniem dla środowiska jest produkcja paszy oraz zużycie energii elektrycznej i paliwa na farmach. Jeśli chodzi o dzikie ryby łowione w morzach, to największe emisje powodują połowy, w tym spalanie oleju napędowego na łodziach rybackich. W procesie produkcji i dystrybucji tuńczyka w puszce (6,1 kg dwutlenku węgla na 1 kg mięsa) spalanie paliw stanowi niemal 70 proc. emisji. Reszta to głównie przetwarzanie i pakowanie ryb, a także ich transport.

Kupuj z głową

Każdy produkt żywnościowy, zanim dotrze na nasze stoły, ma swoją – niekiedy długą – historię. Jest wytwarzany, transportowany, przechowywany, sprzedawany, ewentualnie przetwarzany w domach czy restauracjach i częściowo marnowany. Każdy z tych etapów zwiększa ślad węglowy jedzenia na naszych stołach.

Zanim więc zrobisz zakupy, zastanów się, jaką drogę musiał do Ciebie przebyć dany towar. Bardzo ogólna zasada mówi, że im dłuższa jest ta droga, tym większy ślad węglowy jej towarzyszy. Wszystko jest jednak względne, a poniżej kilka przykładów.

Świeże owoce morza i ryby z ciepłych mórz przylatują do Polski samolotami, więc pozostawiają za sobą naprawdę szeroki węglowy ślad. Z tego samego powodu unikaj szybko psujących się tropikalnych owoców.

Z kolei banany i inne produkty transportowane na statkach nie będą aż tak dużym obciążeniem dla środowiska, jakby się początkowo wydawało – analizy pokazują, że ich ślad węglowy to od kilkuset gramów do ponad 1 kg ekwiwalentu dwutlenku węgla na każdy kilogram, czyli nie aż tak wiele. Ale też niemało.

Z tego punktu widzenia najlepiej jest więc kupować owoce i warzywa sezonowe prosto z samochodu rolnika, który je uprawiał. To oczywiście ideał, jednak prawda jest taka, że jeśli wiezie on niewielką ilość towaru palącym jak smok dostawczakiem-dieslem, to nie mamy co oczekiwać znaczących ulg dla środowiska.

Zasada najmniejszego dystansu dotyczy również ubrań i innych przedmiotów codziennego użytku, które często przypływają do nas statkami (choć po prawdzie to naprawdę niełatwo dziś kupić ubranie czy elektronikę od lokalnego wytwórcy). Pojedynczy T-shirt mógł na przykład spowodować emisję równą typowemu zużyciu energii przez jedną osobę w ciągu dwóch-trzech dni. Z kolei wyglądający na lokalny wyrób garnitur z owczej wełny to prawdziwy rekordzista w kwestii śladu węglowego. Jego ekwiwalent dwutlenku węgla jest zbliżony do miesięcznego zużycia prądu w domu jednorodzinnym!

Zanim więc coś kupisz, zastanów się nad historią tego produktu i przeczytaj jego etykietę.

Unikaj plastiku

Do wyprodukowania każdej torebki foliowej, każdej plastikowej butelki czy łyżeczki zużywane są produkty pochodzące z ropy naftowej, które – podobnie jak benzyna, olej napędowy czy gaz ziemny – są głównym źródłem emisji dwutlenku węgla na świecie.

Wytwarzanie plastikowych opakowań jest tanie, ale generuje ogromne obciążenie dla środowiska – zarówno ze strony emitowanych gazów cieplarnianych, jak i zanieczyszczenia przyrody. Jeśli więc nie musimy, nie korzystajmy w torebek foliowych czy jednorazowych naczyń. Chodźmy na zakupy z własnymi torbami, segregujmy śmieci i oddawajmy plastik do recyklingu. Oczywiście papier i szkło również.

2) Większe inwestycje

Używaj energooszczędnych sprzętów AGD

Najlepiej byłoby korzystać ze sprzętów AGD mających klasę efektywności energetycznej A+++, co oznacza dużą oszczędność energii elektrycznej i – w przypadku pralek i zmywarek – również wody (ale też wyższe koszty zakupu). Warto wiedzieć, że obecnie w sklepach rzadko kiedy można już kupić sprzęt o klasie energetycznej niższej niż A+. A im więcej plusików przy A, tym większe są oszczędności w zużyciu energii.

O tym, do jakiej klasy energetycznej należy dany sprzęt, informuje oznaczenie na czarnej strzałce po prawej stronie naklejki. Poniżej mamy informację o bezwzględnym zużyciu energii elektrycznej wyrażoną w kilowatogodzinach na rok. Pozostałe liczby mówią o pojemności i poziomie głośności danego sprzętu.

Nowsze pralki i zmywarki mają programy “eco”, które wspierają nas w oszczędzaniu energii. Należy też podkreślić, że zarówno pralki, jak i zmywarki zużywają znacznie mniej wody niż pranie i zmywanie ręczne.

Warto pamiętać i o tym, że aby lodówka działała w sposób energooszczędny, musi być ustawiona z zachowaniem odpowiedniego odstępu od ścian czy zabudowy i nie powinna być zbyt często otwierana.

Kuchenka z termoobiegiem pozwala na jednoczesne pieczenie kilku potraw na różnych piętrach. Warto pamiętać o takiej możliwości zaoszczędzenia energii i czasu.

Kolejnym zagadnieniem jest to, czy zamontować w domu płytę gazową czy indukcyjną. Jeśli chodzi o zużycie energii, to przemawia ono na korzyść płyty indukcyjnej (choć koszty energii zużywanej podczas korzystania z obu technologii będą zbliżone). Na płycie gazowej 10 litrów wody w garnku zagotuje się w ciągu ok. 10 minut, a na indukcyjnej – w ciągu blisko 3 min, ponieważ przy wykorzystaniu tej ostatniej podgrzewane są jedynie garnki stojące na płycie, co przekłada się na niewielkie straty ciepła.

Ogrzewaj dom „czystym” piecem

Piece domowe to nie tylko główni wytwórcy smogu zimą w Polsce (tzw. niska emisja), ale też jeden z najważniejszych komponentów śladu węglowego. W tej kategorii absolutnym rekordzistą jest kocioł węglowy, który samodzielnie wytwarza o ponad połowę WIĘKSZY ślad węglowy (12 700 kg CO2) niż całościowy ślad węglowy przeciętnego Polaka (8000 kg CO2). Dodajmy do tego jeszcze emisje zanieczyszczeń wywołanych złej jakości paliwem (np. miałem, mułem węglowym czy eko-groszkiem). W trosce o zdrowie własne i sąsiadów oraz o stan środowiska należałoby więc pozbyć się jak najszybciej kotłów węglowych. Minimum działań to opalanie wysokiej jakości paliwem.

Znacznie czystszym rozwiązaniem są piece olejowe (7700 kg CO2) lub piece gazowe (5000 kg CO2). Jednak i one z czasem przestają być wydajne. Po 15 latach większość pieców nadaje się do wymiany, nawet jeśli wydaje się, że działają prawidłowo. Po wymianie zużycie paliwa może spaść o jedną trzecią lub więcej, dzięki czemu mają szansę zwrócić się koszty zakupu nowego sprzętu.

Zaizoluj dom

Ogrzanie słabo ocieplonych budynków to duża strata energii. Odczuwamy to wyraźnie zwłaszcza wtedy, kiedy nadchodzą mrozy i ogrzewanie pracuje pełną parą. Przez okna i drzwi tracimy 10-20 proc. ciepła, a przez fundamenty i piwnice 10-15 proc. Już samo położenie zimą dywanu na podłodze i zawieszenie grubszych zasłon w oknach może dać odczuwalne oszczędności.

Z kolei dobra izolacja, szczelność, okna o niskim współczynniku przenikania ciepła czy odpowiednie rozmieszczenie pomieszczeń w domu pozwalają zaoszczędzić nawet do 40 proc. energii, a domy spełniające te kryteria noszą nazwę energooszczędnych. Tylko odpowiednia izolacja dachu może zatrzymać 10-25 proc. ciepła.

Z wyliczeń Narodowego Funduszu Środowiska i Gospodarki Wodnej wynika, że prawdziwie energooszczędny dom (tzn. zbudowany wedle powyższych kryteriów) daje roczne oszczędności na ogrzewaniu do 3600 zł rocznie. Jeszcze wyższa kwota – rzędu 5000 zł – może zostać zaoszczędzona na ogrzewaniu, jeśli zdecydujemy się na budowę domu pasywnego, czyli takiego, który wykorzystuje energię z promieniowania słonecznego w sposób bierny, bez wykorzystania aktywnych rozwiązań instalacyjnych.

Takie domy są oczywiście droższe niż zwykłe budynki – według danych NFŚiGW koszt budowy domu energooszczędnego jest o 50 tys. zł wyższy od kosztu jego budowy przy wykorzystaniu tradycyjnych technologii. W przypadku domu pasywnego koszt jest o 100 tys. zł większy. Jeśli jednak inwestujemy w dom na długie lata (a tak zazwyczaj jest), te koszty mają szansę zwrócić się w ciągu 13-20 lat.

Zainwestuj we własne źródła energii odnawialnej

Można pójść o krok dalej i wyposażyć się we własne źródła energii. O zaletach instalacji fotowoltaicznych pisałam w oddzielnym artykule. Ta technologia pozwala na wytwarzanie czystej energii ze słońca, a intensywność nasłonecznienia w Polsce wystarczy do pokrycia całkowitych potrzeb energetycznych gospodarstwa domowego w 60 proc., a latem nawet w 100 proc. A co z pozostałymi 40 proc.? Te nocami i w pochmurne dni pobierane są z sieci energetycznej, do której w słoneczne dni trafiają nadwyżki wyprodukowanej przez nas energii. My płacimy mniej, a wytworzony na naszym dachu prąd to prawdziwie czysta energia. Jedynym problemem pozostają wciąż wysokie ceny instalacji fotowoltaicznych, które mają szansę zwrócić się po 8-15 latach użytkowania.

Rozwiązaniem o podobnym, choć ograniczonym polu działania są kolektory słoneczne, które mogą pokryć do 70 proc. całkowitego zapotrzebowania na energię potrzebną do ogrzania ciepłej wody użytkowej

Oddzielnym zagadnieniem jest instalacja pomp ciepła, które pobierając jedną jednostkę energii z sieci elektrycznej, dostarczają nam z powietrza lub gruntu aż 3-4 razy więcej energii do ogrzewania domu. Ponieważ do działania tego systemu potrzebna jest energia elektryczna z sieci, nasz ślad węglowy wraz z pompą ciepła nie zmniejszy się tak bardzo jak w przypadku instalacji fotowoltaicznej. Co więcej, tutaj również, podobnie jak w przypadku instalacji fotowoltaicznej i kolektorów słonecznych, znaczącą rolę odgrywają wysokie koszty zakupu tej technologii, których zwrot rozciągnie się na blisko (lub ponad) 10 lat.

Oczywiście nie wszystkie z tych rozwiązań damy radę u siebie wdrożyć i nie wszystkie możliwości oszczędności wymieniłam. Tym niemniej warto zacząć bardziej świadomie podchodzić do kwestii naszych prywatnych emisji – jeśli nie z myślą o środowisku, to chociaż o zasobności własnych kieszeni.

Nie ma więcej wpisów