captcha image

A password will be e-mailed to you.

 

Fot. Dave Welch/Shutterstock

Fot. Dave Welch/Shutterstock

Australia to dziwne miejsce. Przyroda jest tam często zupełnie inna niż na pozostałych kontynentach. Dotyczy to również owadów. Żyje tam pszczoła z niebieskimi paskami, z gatunku Amegilla cingulata, która podchodzi do kwestii zapylania zupełnie inaczej niż większość jej krewniaczek. Zdobywa pyłek poprzez uderzanie w kwiaty głową 350 razy na sekundę.

Rośliny pylące na całym świecie, również w Australii, wchodzą w symbiozę z zapylaczami, przy czym pszczoły grają tutaj pierwsze skrzypce. Najlepiej znanym Wam przykładem będzie zapewne pszczoła miodna, która podlatuje do kwiatów roślin miododajnych, zbiera z nich pyłek i przenosi do ula, aby zrobić z tego miód i wosk.

Jednak niektóre większe kwiaty wymagają innego podejścia – pszczoła musi najpierw solidnie nimi zatrząść, aby otrzymać upragniony pyłek. Proces ten bywa nazywany zapylanie bzyczeniem (ang. buzz pollination). Trzmiel, jedna z lepiej znanych odmian pszczół posługujących się tą techniką, dosłownie łapie kwiaty za łodygę i potrząsa nimi nawet 240 razy na sekundę, aby wytrząsnąć z nich pyłek. Dotychczas zakładano, że zapewne wszyscy inni zapylacze posługujący się tą techniką korzystają z podobnych metod.

Jednak Amegilla cingulata nie bawi się w takie subtelności. Naukowcy odkryli, że ta australijska pszczoła o niebieskich paskach uruchamia bardziej intensywne bzyczenie – z 240 herców podbija częstotliwość do 350 herców. A zamiast potrząsać swoim ciałem, po prostu uderza prosto w kwiat głową, co okazuje się znacznie lepszą metodą zdobywania pyłku od tej, z której korzystają pozostałe zapylacze.

Podczas badań nie tylko dostrzeżono, że ten gatunek uderzał w kwiaty o wiele częściej od trzmieli, ale też zbierał więcej pyłku za jednym razem, co wymagało rzadszych powrotów do tego samego kwiatu, aby znowu nim potrząsnąć.

Mimo tych zalet, sytuacja Amegilla cingulata pozostaje nieciekawa. Jest to gatunek endemiczny Australii, jednak zagrożeniem są dla niego trzmiele, które coraz częściej są tam sprowadzane, aby pomóc w zapylaniu niektórych roślin. Istnieją więc obawy, że ten owad o niebieskich paskach wyginie, jeżeli populacja trzmieli wymknie się spod kontroli, rozpoczynając swój obchód wśród kwiatów przy niższej temperaturze i w ten sposób stając się dla pszczół poważną konkurencją.

Sytuacja trzmieli w Polsce jest jednak mniej kolorowa. Na przestrzeni ostatnich lat zniknęło ponad 90% trzmieli w naszym kraju z powodu działań człowieka, wypalania traw i rzadszej uprawy koniczyny, łubinu czy komonicy, które są bazą pokarmową tych owadów. Trzmiele są niezastąpione w zapylaniu wielu roślin dzięki ich języczkom (dłuższym niż u innych zapylaczy), więc powinniśmy mieć ich dobro na uwadze – mówi się nawet o próbach objęcia ich  ochroną, przynajmniej do czasu, aż sytuacja nie ulegnie poprawie.

Źródło: IFLS

 

Nie ma więcej wpisów