captcha image

A password will be e-mailed to you.

Od kropli na blacie kuchennym, przez fale w kałuży, stawie, rzece Kolorado i na Oceanie Spokojnym – książka „Jak czytać wodę” Tristana Gooleya odkrywa fascynujące właściwości substancji, którą mamy niemal zawsze w zasięgu ręki, a mimo to nie wiemy o niej niemal nic.

Czy wiecie, czym jest ta nieregularna kratka na zdjęciu poniżej? To wbrew pozorom nie fantazyjna ogrodowa podpora do pnącego groszku, tylko rebbelib – tradycyjna mapa nawigacyjna pokazująca układ najważniejszych fal w archipelagu, używana dawniej przez mieszkańców mikronezyjskich Wysp Marshalla.

Fot. Historical Museum of Bern

Z jej pomocą żeglarze nawigowali w canoe po Pacyfiku, bezbłędnie odnajdując cel podróży bez GPS, kompasów czy sekstantów. Map nie zabierali ze sobą na morze, ale służyły one jedynie do szkolenia młodych adeptów żeglarstwa w sztuce czytania fal. Kluczowa była zwłaszcza umiejętność rozpoznawania martwej fali tworzącej się po zawietrznej stronie wysp, bo to głównie ona pomagała zlokalizować ląd na bezkresie morza. Marszalezi uczyli się tego od dziecka, a ponieważ znali kierunki wiatru najczęściej wiejącego na tym akwenie, jako doświadczeni nawigatorzy potrafili stworzyć w swoich głowach bardzo precyzyjne mapy fal, których interferencje, węzły, doliny i wierzchołki wyznaczały im pewne trasy między wyspami.

Odczytywali te wskazówki w dużej mierze dzięki ruchom łodzi, a były to sygnały niezawodne, które służyły wielu pokoleniom wyspiarzy z różnych plemion przez setki lat, aż do lat 40 XX wieku. Wtedy to w zetknięciu ze zdobyczami naszej cywilizacji sztuka czytania fal przestała być niezbędna do poruszania się po archipelagu.

Pomimo że z pewnością nikt z nas nigdy nawet nie zbliży się do poziomu wyspiarskiego kunsztu nawigacyjnego, to poznanie absolutnych podstaw czytania fal może nam otworzyć oczy na naprawdę zaskakujący świat, który mamy tuż przed swoim nosem, a w ogóle go nie dostrzegamy! I nie trzeba w tym celu płynąć na Wyspy Marshalla (choć to by z pewnością dodało kolorytu), żeby zobaczyć, jak to działa – wystarczy przyjrzeć się rozchodzeniu się i nakładaniu fal wokół kamienia na zwyczajnym podmiejskim stawie. Tam działają dokładnie te same prawa fizyki co na Oceanie Spokojnym. Nawet zwykła kałuża może być modelem podróży Marszalezów po Pacyfiku, jeśli się wie, jak odczytać z niej odpowiednie znaki. Gwarantuję Wam, że po przeczytaniu tej książki już nigdy nie spojrzycie na mijaną w przydrożnym rowie wodę tak obojętnie jak do tej pory.

Najdziwniejsza substancja w przyrodzie

Tristan Gooley, autor książki „Jak czytać wodę”, to prawdziwy naukowiec nawiązujący do XIX-wiecznych tradycji przyrodniczych, który całego siebie wkłada w obserwacje terenowe. Dałam się porwać jego pasji, zwłaszcza że okrasza narrację mnóstwem historii z dziejów świata i z własnych badań prowadzonych na Pacyfiku czy w stawie koło domu.

Fot. Bryce Bradford/Flickr

A woda jest fascynująca właściwie z każdej strony, z jakiej na nią spojrzeć. Z punktu widzenia fizyki jest to jedna z najdziwniejszych substancji w przyrodzie! Większość cieczy gęstnieje wraz ze spadkiem temperatury. Ale nie woda. Ona osiąga największą gęstość w temperaturze ok. 4 st. C, a w zakresie od 4 st. C do 0 st. C zachodzi proces odwrotny – woda traci gęstość. Dzięki temu lód nie tonie, tylko pływa na jej powierzchni. Ma to ogromne znaczenie dla istnienia życia, bo zapobiega zamarzaniu zbiorników do samego dna. Dzięki temu, że przy dnie woda ma największą gęstość i dłużej utrzymuje ciepło, wodne zwierzęta mogą przetrwać mrozy pod warstwą lodu.

Kiedy woda płynie do góry

Woda ma też wyjątkowo duże napięcie powierzchniowe. Dzięki niemu tworzy się menisk wypukły, a nartnik jest w stanie pomykać po tafli stawu, nie tonąc. A my możemy przeprowadzić doświadczenie, w ramach którego na powierzchni wody położymy stalową igłę i ona się na tej powierzchni utrzyma! Takich domowych eksperymentów w miarę lektury tej książki mamy szansę przeprowadzić całe mnóstwo: we własnym zlewie czy na blacie kuchennym albo już w terenie, grasując w szuwarach z siatką na ryby czy podpatrując górskie wodospady. Dajcie się namówić Tristanowi Gooleyowi chociaż na niektóre z nich, zwłaszcza jeśli możecie je robić wspólnie z dziećmi – to naprawdę wspaniała zabawa 🙂

Pewnie się zdziwicie, jeśli Wam powiem, że napięcie powierzchniowe może być odpowiedzialne również za niektóre… powodzie. Jest ono motorem zjawisk kapilarnych, wykorzystywanych do transportowania wody z gleby przez rośliny. Ale nie tylko, bo zjawiska te zachodzą również w samej glebie, w której mikrokanaliki zasysają ku górze wodę z rzek czy stawów, stąd zjawisko nasiąkania brzegów znacznie powyżej lustra wody.

Ale skąd tu powodzie? Otóż, ilość wody płynącej ku powierzchni ziemi zależna jest m.in. od ciśnienia, a kiedy ono gwałtownie spada „na przykład przed nadciągającą burzą, gleba nie jest w stanie utrzymać wód kapilarnych, które bardzo szybko odpływają wtedy do pobliskich strumieni, jeszcze bardziej zwiększając ryzyko wystąpienia powodzi w następstwie burzy” – pisze Gooley. Ta wiedza może nam pomóc zdobyć miano „zaklinacza deszczu”, który po rosnącym poziomie morza będzie w stanie „przepowiedzieć” rychłą burzę lub nawet powódź.

Jeśli chcecie zyskać taką opinię albo po prostu łyknąć całe mnóstwo fascynującej wiedzy o procesach zachodzących w naszym najbliższym otoczeniu, a mimo to z reguły niezauważanych – przeczytajcie tę książkę. To prawdziwy rarytas dla ludzi ciekawych świata.

Jeśli macie ochotę kupić książkę “Jak czytać wodę”, to wejdźcie na stronę Wydawnictwa Otwartego i w zakładce “Kup książkę” wybierzcie sobie e-księgarnię, w której dokonacie zakupu (polecam Bonito, bo tam ceny należą do najniższych). Uwaga: cena, którą widzicie na wstępie, jest ceną katalogową, na którą każda z dostępnych księgarń daje solidne zniżki!

„Jak czytać wodę”

Autor: Tristan Googley

Wydawca: Wydawnictwo Otwarte

 

Nie ma więcej wpisów