captcha image

A password will be e-mailed to you.

Jest mały, ma zawadiacką minę i świecące oczy. Spodziewałem się po nim prostej rozrywki dla dzieci, a tymczasem wciągnął całą rodzinę i jeszcze pomógł nam poznać tajniki informatyki

Nasze dzieci są w znamiennym wieku. Lena ma 12 lat, a więc staje się już nastolatką „pełną gębą”. Wiadomo – to wiąże się z koniecznością bycia sceptycznym i dystansowania się do dawno minionego dzieciństwa. Adam ma 8 lat, więc z jednej strony lubi wciąż zabawy na wskroś dziecięce, ale z drugiej docenia coraz bardziej te poważne. Czasami wręcz mamy wrażenie, że to my z Olą jesteśmy najbardziej rozbrykaną częścią rodziny…

I w to gwałtownie poważniejące towarzystwo wkroczył Magic Jinn Super firmy Dumel. Zabawka dla dzieci od lat 5. Przyznam, że początkowo byłem sceptyczny – plastikowy typek o zawadiackiej mordce na pewno wyglądał sympatycznie, ale nasze dzieci nie bawiły się niczym podobnym od dobrych dwóch lat. I tu właśnie tkwił mój błąd. „Niczym podobnym”. Jinn (jak go będę dla uproszczenia nazywał) nie jest podobny do zabawek, którymi bawili się Lena i Adam. Nie jest, bo jego działanie opiera się o najbardziej naturalną interakcję – głos. Jinn zadaje pytania, my na nie odpowiadamy. Tak po prostu.

Ale pytania to tylko narzędzie. Bo zabawa polega na tym, że Jinn wciąga nas w zabawę w coś na kształt 20 pytań. „Coś na kształt”, bo liczby pytań tu nie pilnujemy, ale odpowiadamy „tak”, „nie”, „nie wiem” lub „to zależy”. I w ten sposób sprawdzamy, czy sympatyczny typek (wygląda na krzyżówkę kota z lemurem) zdoła odgadnąć obiekt, który mamy na myśli. Magic Jinn występuje w trzech wersjach: jeden umie zgadywać przedmioty, drugi zwierzęta a trzeci, z przydomkiem „Super”, ogarnia pięć tematów: owoce lub warzywa, sporty, nazwy zawodów, ubrania i instrumenty muzyczne.

Obsługa jest tak prosta, jak to możliwe. By zacząć, naciskamy na nos Jinna. Ten wygłasza wstępną formułkę (o niej za chwilę) i prosi o wybranie tematu. Potem mamy chwilę na wymyślenie hasła i zaczynają się pytania. Zwykle po kilku, kilkunastu Jinn podejmuje próbę odgadnięcia tego, co mamy na myśli. I zwykle… mu się to udaje.

Proste? Bardzo. Wciągające? Jak nie wiem co!

Z pewną taką nieśmiałością wyjęliśmy Jinna z pudełka i podsunęliśmy Adamowi. No i… nieźle się wciągnął. Tak skoncentrowanego syna widuję chyba tylko przy jego najukochańszym zadaniu – budowaniu makiet i miniatur różnych rzeczy. W sumie nic dziwnego, bo Jinn przechwala się swoją wiedzą we wręcz nieprzyzwoity sposób, więc czujesz się, jakby rzucał ci wyzwanie i za wszelką cenę starasz się wymyślić coś takiego, na czym konus polegnie.

Oczywiście słuchając Adama sam nerwowo się wierciłem planując, czym tu zagnę Jinna. Powiem tak – łatwo nie było. Grabarz zajął nam dobre 15 minut, ale udało się. Co więcej okazało się, że to całkiem niezła rodzinna zabawa, bo i Adam i Lena przywabiona dziwnym dialogiem siedzieli i słuchali co i raz przygadując albo mi albo Jinnowi.

No i naprawdę zaskoczyło mnie to, że Lena przejęła gadającego ludka i zaczęła sama testować jego wiedzę. Chyba raz czy dwa udało się go zresztą zagiąć – poległ m.in. na kategorii ubrania nie odgadując rajstop. Doszedł co prawda do pończoch, ale uznaliśmy że to się nie liczy.

Przy okazji trzeba przyznać, że to niezłe ćwiczenie wyobraźni. Przypominasz sobie wszystkie znane ci obiekty z danej kategorii, by po chwili odrzucić te najprostsze i najbardziej oczywiste. Sweter? Kurtka? Skarpetki? No bez żartów – tu trzeba czegoś w stylu szlafmycy czy żakietu. Polecam ten sposób na odkopanie z pamięci dawno zapomnianych słów.

Ostatecznie stanęło na tym, że z Jinnem dyskutowała cała rodzina. Dzieci odkrywały granice jego niewiedzy, my bawiliśmy się wyciągając coraz bardziej absurdalne, choć nadal zgodne z regułami, pomysły.

Ale to nie wszystko. Kiedy po kilku dniach radosnego zagadywania Jinn nam nieco spowszedniał, wypłynęło pytanie „Tato, ale jak on to właściwie robi?”. I faktycznie – intuicyjnie to wiemy, bo każdy chyba bawił się w 20 pytań (a jak je, to koniecznie powinien). Ale jak zamknąć wiedzę taką jak ludzka w małym plasticzaku z mikrofonem w pyszczku i głośnikiem gdzieś nad pośladkami?

I to jest dobry moment na to, żeby 8-latkowi (bo 12-latka już zna temat) opowiedzieć o algorytmach. Wyrysowaliśmy sobie poniższy schemat.

To wersja prosta i całkiem podstawowa – jak odgadnąć, o którego członka rodziny mi chodzi. Jasne, że w takim przypadku można pytać o każdego członka rodziny po kolei: „czy to mama?”, „czy to tata?”. Ale specjalnie zaczynamy od prostego przykładu, by stopniowo wprowadzać coraz więcej możliwych odpowiedzi i coraz więcej cech. Kolejne podejście to warzywa i owoce. I kolejny schemat:

Teraz warto wspólnie narysować (najlepiej kolorowymi kredkami) cały schemat takiej rozmowy. Pokazać, że nasz Jinn sprytnie najpierw zadaje takie pytania, na które odpowiedź eliminuje jak największą liczbę rozwiązań. A więc nie zaczyna od pytania „czy to słowo zaczyna się na literę W” tylko raczej od „czy masz na myśli warzywo?”. W ten sposób w kilku pytaniach można bardzo szybko  zawęzić możliwe odpowiedzi. Przy okazji doczytaliśmy na pudełku, że Jinn rozumie też polecenia „powtórz” i „wróć”, więc można cofnąć się o krok w pytaniach i skorygować nasz błąd.

Jinn ma ogromną bazę odpowiedzi i naprawdę trudno go zagiąć. Ale przy okazji obejrzeliśmy systemy takie jak Akinator, które potrafią swoją bazę wiedzy rozbudowywać. Ostatecznie z pozornie prostej zabawy dla dziecka 5+ zrobiła się rodzinna rozrywka i fajna okazja do pogadania o całkiem poważnych i złożonych zagadnieniach.

Na koniec jeszcze kilka słów o samym Magic Jinn Super. Bardzo dobrze radzi sobie ze słowami, które wymawiamy, ale najlepiej mówić do niego z odległości metra-dwóch, bo z bardzo bliska czasem prosi o powtórzenie odpowiedzi. Na początku przydługi wstęp po włączeniu Jinna bawi, ale po kilku uruchomieniach chciałoby się móc go ominąć. No i zmieniłbym niektóre sformułowania wypowiadane przez zabawkę. Mówienie do odbiorcy per „maluchu” nie ma większego sensu – każde dziecko, czy małe, czy średnie, czy duże lubi być traktowane poważnie i nazywanie go maluchem jest jednak nieco protekcjonalne.

To jednak szczegóły. W dodatku łatwe do naprawienia, więc producent, firma Dumel, może chyba pomyśleć o aktualizacji programu.

U nas w domu Jinn sprawdził się zaskakująco dobrze. Nie dość, że wszystkich wciągnął (nasi goście też podejmowali wyzwania), to jeszcze stał się pretekstem do fajnej rozmowy z wątkiem naukowym. To ja poproszę więcej tak wymyślonych zabawek ?

 

Wpis jest elementem współpracy z firmą Dumel. Partner nie miał wpływu na nasze opinie.

Nie ma więcej wpisów