Wydawało mi się, że pisząc od 25 lat o technologiach sporo wiem o Samsungu. Po przeczytaniu tej książki zdałem sobie sprawę jak wielkim byłem błędzie. Nie tylko nie znałem historii koreańskiego giganta, ale nie miałem pojęcia o wielu smaczkach, do których dotarł Geoffrey Cain w bardzo sprawnie napisanym reportażu-gigancie.
Gdybyśmy zrobili ankietę z pytaniem „Z czym kojarzy Ci się Samsung?” pewnie większość z Was odpowiedziałaby: „Z telefonami”, choć dziś koncern równie dobrze jest znany większości z nas jako producent telewizorów, lodówek, pralek czy odkurzaczy. Być może właśnie dlatego Geoffrey Cain zamiast opowiadać historię azjatyckiego tygrysa od jego początków (o czym za chwilę) zaczyna swoją książkę od 2016 roku i wybuchowej historii Galaxy Note 7.
Muszę przyznać, że to bardzo ciekawy zabieg i zarazem mocny akcent. Autor niczym jak w powieści sensacyjnej przenosi nas na pokład samolotu linii Southwest lot 994, w którym tuż przed startem w kieszeni jednego z pasażerów zaczyna palić się topowy smartfon Samsunga.
Oczywiście o fikcji tu nie mam mowy. Już pierwszych kilka stron książki „Republika Samsunga. Azjatycki tygrys, który podbił świat technologii” pokazuje, że mamy do czynienia z bardzo sprawnie napisanym reportażem, od którego trudno się oderwać. Ale nie tylko to. Rozpoczęcie historii od takiego, a nie innego momentu pokazuje, że cała książka nie będzie (i nie jest) jedynie laurką wystawioną jednemu z technologicznych gigantów. Przeczytacie tutaj niezwykle wartko napisaną historię firmy, w której dowiecie się o tytanicznej pracy, geniuszu Lee Byung-chula pierwszego prezesa i założyciela Samsunga, o wzlotach, pomyłkach, ale też o korupcji i tym jak w Korei Południowej funkcjonowały czebole, czyli wspierane przez wojsko i rząd konglomeraty.
Nie chcę napisać więcej, żeby nie odbierać Wam przyjemności poznawania tej historii, ale chcę podzielić się z Wami kilkoma ciekawostkami na temat firmy, która na działania marketingowe wydawała więcej niż wynosi budżet Islandii.
Sprzedawali warzywa. Teraz robią̨ smartfony.
Te dwa zdania, które w najbardziej lakoniczny sposób opisują historię Samsunga, wypowiada jedna z rozmówczyń Geoffrey’a Caina. „Po tym, jak w 1937 roku zmuszono Lee Byung-chula do zamknięcia nieudanego interesu związanego z handlem ryżem, wybrał się̨ on w roczną podróż po Chinach i Korei, by lepiej poznać rynki. Dostrzegł potencjał w branży świeżych produktów. W marcu 1938 roku otworzył sklep z warzywami i suszonymi rybami. Zatrudniał 19 pracowników, sprowadzał świeże produkty z terenów wiejskich i wysyłał je do Chin i Mandżurii. Rok później poszerzył pole działania, kupując założony przez Japończyków browar Chosun, który sprzedał po latach za dużą sumę̨ pieniędzy.”
„Fortuna [Lee Byung-chula] rosła i w 1953 roku założył cukrownię, a rok później z pomocą̨ Japończyków i Niemców z RFN przędzalnię wełny. Wpływy z tych interesów przeznaczył na zakup akcji banku (w 1957 roku), firmy ubezpieczeniowej, domu towarowego i konfucjańskiego Uniwersytetu Sungkyunkwan założonego w 1398 roku. Pod koniec dekady był już podobno najbogatszym Koreańczykiem. Ale stał się̨ także symbolem południowokoreańskiej korupcji.”
Co wspólnego ma Samsung z Mitsubishi
Pierwsza firma Lee Byung-chula, czyli wspomniany warzywny biznes, nazywała się „Samsung Sanghoe” – sklep trzech gwiazd. „Sam wybrałem nazwę̨ dla mojego nowego biznesu, w którym pokładałem spore nadzieje. Sam [»trzy«] w słowie »Samsung« symbolizuje wielkość, mnogość i siłę̨. Jest to też cyfra szczególnie lubiana przez nasz lud. Sung [»gwiazda«] oznacza jasne światło wysoko na niebie”. Geoffrey Cain jako pewną etymologię tej nazwy wskazuje zafascynowanie pierwszego prezesa Samsunga japońskimi firmami. W tym konkretnym przypadku źródłem inspiracji jest Mitsubishi, co po japońsku znaczy „trzy diamenty”.
Czytanie mowy ciała
Pierwszy prezes Samsunga cenił dozgonną lojalność, „przykładał dużą wagę̨ do procesu zatrudniania każdej nowej osoby. Osobiście uczestniczył w niemal każdej rozmowie o pracę – za czasów jego rządów w firmie odbyło się̨ podobno około 100 tysięcy takich rozmów. Zatrudniał specjalistów od fizjonomiki – sztuki czytania z twarzy – którzy pomagali mu interpretować zachowania kandydatów: ich oczy, nos, usta, uszy i twarz. W ten sposób przekonywał się o ich intencjach. […]
Podczas gdy amerykańskie firmy chciały pozyskiwać specjalistów z dziedzin technicznych, powierzając im krótkoterminowe projekty oraz oferując równie krótkoterminowe zachęty, Samsung (jak wiele innych firm we wschodniej Azji) wykazywał obsesję na punkcie kształtowania dożywotnich pracowników o szerokiej specjalizacji – takie osoby nazywano Ludźmi Samsunga – zamiast zatrudniać na krótkie umowy pracowników, którzy co kilka lat otrzymywaliby od potężnego działu zasobów ludzkich nowe zadania.”
Kierunek elektronika, czyli pamięć DRAM na grobie założyciela
Po fiasku związanym z fabryką nawozów [Lee Byung-chul] postanowił w 1969 roku, że firma obierze kurs na znacznie bardziej ryzykowną, ale szybko rozwijającą się̨ dziedzinę̨: elektronikę̨.
W 1974 r. odkupił połowę udziałów w firmie Korea Semiconductor. „Menedżerowie Samsunga ostrzegali go przed tym posunięciem. Produkcja układów scalonych była kosztowna i niesamowicie ryzykowna. Branża półprzewodników nie należała do stabilnych i wymagała olbrzymich inwestycji, a do tego na zwrot poniesionych kosztów trzeba by czekać latami.” Jak się miało okazać – to był dobry ruch.
„Trzy miesiące po śmierci Lee Byung-chula, w lutym 1988 roku Samsung wypuścił produkt, który odniósł największy dotychczasowy sukces w historii przemysłu elektronicznego – czteromegabitową pamięć DRAM. Był to efekt pięciu lat pracy. Firma wciąż pozostawała jakieś pół roku w tyle za japońską konkurencją, ale gdy Samsung rozpoczynał produkcję układów scalonych w 1983 roku, był opóźniony o całe pokolenie i mało kto sadził, że będzie w stanie dogonić stawkę̨. Zrobił to jednak olbrzymimi skokami. Na znak wdzięczności i szacunku pierwszy półprzewodnik, który zszedł z linii produkcyjnej Samsunga, został umieszczony na grobie B.C. Lee.”
I-Phone’a wymyślił Samsung
Pod koniec lat 90. Ted Shin, pracujący jako projektant telefonów komórkowych w elitarnej firmowej grupie, której zadaniem było wymyślanie futurystycznych, szalonych projektów zaprezentował „telefon informacyjny”. Nazwał I-Phone, ale niestety ani nazwa ani sam pomysł się nie przyjęły.
Szorstka relacja z Apple…
27 lat przed wypuszczeniem iPada Jobs miał wizję, że Apple stworzy komputer typu tablet. Żeby ją zrealizować potrzebował dostawcy pamięci i ekranów. Dlatego w 1983 roku wysiadł w brudnej, przemysłowej dzielnicy Suwon, godzinę jazdy na południe od Seulu. Powitał go uroczysty komitet kłaniających się nisko pracowników Samsunga. Według wiedzy Jobsa, wciąż była to mało znana rodzinna firma produkującą tanie mikrofalówki dla GE. Nazywała się̨ co prawda Samsung Electronics, ale nazywano ją „Sam-suck”.
Po wyjeździe założyciela Apple’a prezes Samsunga oznajmił swoim asystentom, że „Jobs to postać, która może sprzeciwić się̨ dominacji IBM”. Niestety dwa lata później został odwołany z Apple’a i do ponownego spotkania trzeba było sporo poczekać.
W 2005 roku to Samsung wybrał się do Jobsa i pokazał mu pamięć NAND (flash), która z czasem miała wyprzeć dyski twarde.
„Właśnie tego potrzebuję”, miał powiedzieć Jobs na temat nowej pamięci flash. Zgodził się̨ podpisać z Samsungiem umowę̨ na wyłączność na dostarczanie pamięci do nowych iPodów.” Na tym nie koniec, bo rok później Samsung nie za bardzo nawet o tym wiedząc, stworzył procesor do pierwszego iPhone’a…
„Steve Jobs był wdzięczny swoim południowokoreańskim partnerom. Na razie.” Na razie, bo w 2010 roku Samsung i Apple rozpoczęły sądowe batalie o patenty oraz zaczęły niezwykle ostro konkurować na rynku smartfonów.
Więcej możecie dowiedzieć się z 13. rozdziału książki, który w całości publikujemy. Wystarczy kliknąć tutaj.
… która zakończyła się symbiozą
Mimo prawie dekady procesów sądowych Apple wciąż polega na częściach Samsunga, który produkuje dla niego wyświetlacze i inne komponenty. Według szacunków „The Wall Street Journal” na samej sprzedaży iPhone’a X, Samsung zarobiła około 4 miliardów dolarów. Już samo to wystarcza, żeby zobaczyć jak firma znana jako tani naśladowca przeistoczyła się w prawdziwego tygrysa.
To tylko kilka „smaczków”. W całym reportażu znajdziecie ich znacznie więcej. Dowiecie się, ile ziarenek ryżu znajduje się w jednym sushi rollsie, co łączy Samsunga z firmą Nike, dlaczego nazwy win są ważne dla telewizorów i telefonów, ile trwało najdłuższe przemówienie jednego z kolejnych prezesów, a także poznacie znaczenie dla Samsunga prezydenckiego apartamentu w hotelu Kempinski Frankfurt Gravenbruch. Wejdziecie w świat procesów z Applem, afer korupcyjnych i wielu innych niewygodnych faktów, pokazujących brudną grę globalnej korporacji, do których dotarł autor. Polecamy.
Recenzja powstała w dużej mierze z fragmentów książki.
Czytelnicy Crazy Nauki mogą kupić książkę z 10% rabatu naliczanym od obecnej ceny. Wystarczy kliknąć tutaj i wpisać kod CRAZY.
You must be logged in to post a comment.