Co by było, gdyby nagle wszyscy ludzie zniknęli z powierzchni Ziemi?
Wiemy, jaki nastąpiłby wówczas scenariusz – podpowiada nam to historia miasta Prypeć, położonego cztery kilometry od elektrowni atomowej w Czarnobylu, z którego w ciągu doby ewakuowano 45 tysięcy ludzi w obawie przed skażeniem. Dziś, po 27 latach, Prypeć znów jest we władaniu przyrody.
Jak więc wygląda miasto pozbawione ludzi?
Po czterech-pięciu latach wyrosłoby tam wiele nowych drzew. Skorzystałyby z warstwy gleby powstałej wskutek pękania i kruszenia się betonu i asfaltu, co jest efektem zamarzania i rozmarzania wody rozsadzającej najmniejsze szczeliny.
Szybko zniknęłyby kwaśne deszcze i smog. Dzięki temu ściany budynków pokryłyby się porostami, które przyspieszyłyby ich rozpad. Sypiąca się zaprawa i tynk podnosiłyby pH gleby i sprzyjały rozwojowi pnączy, które jeszcze szybciej niszczyłyby ściany.
Żyjące niegdyś przy ludziach psy i koty częściowo wyginęłyby, ale niektóre zdziczałyby i zaczęły polować. Szybko zatarłyby się różnice między rasami zwłaszcza u psów i zacząłby dominować kundel być może częściowo podobny do ich wspólnego przodka, którego dzieliły z wilkami.
Wraz z nami zniknęłyby karaluchy i prusaki i inne robactwo domowe, które w większości przypadków wywodzi się ze strefy równikowej i nie znosi zimnego klimatu. Bardzo skurczyłaby się też populacja szczurów, bo głównym źródłem ich pożywienia są wyrzucane przez nas odpadki, a te skończyłyby się najwyżej po kilku latach. Za to gwałtownie zaczęłyby się rozmnażać zwierzęta, które zepchnęliśmy do lasów: jelenie, sarny, dziki czy wilki.
Po 50-60 latach korozja przeżarłaby metalowe elementy budynków czy mostów. Wody gruntowe, które podmywają fundamenty, przyspieszyły ich rozpad. Jednocześnie pod ciężarem liści i śniegu zaczęłyby się zapadać dachy budynków. Gdy przerdzewieją piorunochrony, zaczną się pożary pełnych drewna i papieru mieszkań. I proces rozkładu nabierze jeszcze większego tempa.
Po 100 latach niektóre rośliny uprawne i zwierzęta hodowlane krzyżując się ze swoimi dzikimi kuzynami straciłyby swoje cechy, które były pożądane przez człowieka. Część z nich wróciłaby do stanu zbliżonego do tego sprzed udomowienia, wiele całkiem by wyginęło. Tyle wystarczyłoby też, żeby na niegdyś zurbanizowane tereny wrócił las, który po kilkuset latach stałby się mieszaną puszczą, jaka kiedyś pokrywała niemal całą Europę. Po kilkuset latach zniknęłyby ślady większości ludzkich budowli. Najszybciej stałoby się to na terenach aktywnych sejsmicznie.
Kilkaset lat zajęłoby też względne przywrócenie równowagi gatunkowej na świecie, a więc odzyskanie dominującej roli przez miejscową florę i faunę.
Po około 10-15 tysiącach lat zniknęłaby większość plastikowych opakowań. Większość, bo np. produkowane jeszcze 10 lat temu kubeczki do jogurtu rozkładać się będą nawet przez 25 tysięcy lat.
Korzystaliśmy m.in. z tekstu Alana Weismana „Earth Without People” z pisma „Discover” 02/2005
Rys. Kenn Brown/www.mondoart.net (publikacja za zgodą autora)
[25 listopada 2014 – do tekstu wprowadziliśmy zmiany zasugerowane przez prof. Krzysztofa Spalika z Zakładu Systematyki i Geografii Roślin Uniwersytetu Warszawskiego]
You must be logged in to post a comment.