captcha image

A password will be e-mailed to you.

Polacy, nie pierwszy już raz, ruszyli do aptek po preparaty jodowe – tabletki jodku potasu lub jego wodny roztwór, czyli płyn Lugola. Tym razem wywołane jest to obawami związanymi z rosyjską agresją na Ukrainę i groźbami związanymi z ewentualnym atakiem na Zaporoską Elektrownię Jądrową. Czy takie działanie ma sens, jakie jest realne zagrożenie i czy powinniśmy sami jakoś się przygotowywać?

Tak naprawdę chodzi o Czarnobyl. A właściwie o to, co na jego temat pamiętamy i wiemy lub raczej wydaje nam się, że pamiętamy lub wiemy. Ci, którzy w 1986 roku chodzili do szkoły czy przedszkola (ja byłem w 5. klasie) pamiętają ohydny smak płynu Lugola. Podawano go dzieciom w ramach akcji uruchomionej przez prof. Zbigniewa Jaworowskiego. To była niespotykana, niesamowicie dobrze przeprowadzona interwencja, której celem było ochrona polskich dzieci przed radioaktywnym jodem, który wydostał się z elektrowni czarnobylskiej.

Po latach, gdy znaliśmy już szczegóły całego wydarzenia, okazało się, że podanie płynu Lugola nie było potrzebne. Ale to nie znaczy, że nie było słuszną decyzją – wiedząc to, co wówczas wiedziano zadziałano prawidłowo.

Teraz, gdy Rosja po napaści na Ukrainę marnie radzi sobie w walce, pojawiły się groźby związane z ukraińskimi elektrowniami jądrowymi. Zwykle nie są jednoznaczne i raczej odwołują się do wciąż obecnego strachu przed powtórką z Czarnobyla. Nie znaczy to jednak, że należy je ignorować.

Do tego dochodzi zagrożenie potencjalnym atakiem jądrowym. Nie mówi się o użyciu głowic strategicznych (czyli o mocy setek czy tysięcy kiloton), a o ładunkach taktycznych mających moc nawet poniżej jednej kilotony. Ich celem jest zaatakowanie konkretnych grup wojska czy struktur, a zasięg zniszczeń ogranicza się zwykle do kilku kilometrów kwadratowych. Choć to zagrożenie wciąż teoretyczne, budzi zrozumiałe obawy.

Dlatego w wielu miejscach rozpoczęto działania, które mają zapobiegać ewentualnym skutkom skażenia izotopami radioaktywnymi – czy to pochodzącymi z elektrowni, czy z wybuchu jądrowego. Chodzi przede wszystkim o dystrybucję tabletek z jodkiem potasu, które trafiły m.in. do samorządów mających zająć się ich dalszą dystrybucją.

Problem w tym, że Polacy wiedzą lepiej. I sami, nie czekając na wytyczne, postanawiają się zabezpieczać. Nie powiem, że nie rozumiem tego, bo polskie władze nie raz pokazywały swoją nieudolność w krytycznych sytuacjach. Tyle, że takie działania mogą być nie tylko nieskuteczne, ale wręcz niebezpieczne.

Zatem po kolei.

Skąd ten jod?

Jod jest normalnym i niezbędnym składnikiem elementem metabolizmu człowieka. Gromadzi się głównie w tarczycy, która wykorzystuje go do wytwarzania hormonów niezbędnych do funkcjonowania organizmu. Trwałym izotopem jest jod 127. I nie, jodowanie soli nie jest straszne.

W reaktorach i ładunkach jądrowych wykorzystuje się uran 235, który reakcji rozszczepienia przekształca się m.in. w jod 131. To radioaktywny izotop o okresie półrozpadu około 8 dni. Jedną z jego cech jest silne promieniowanie.

W przypadku awarii elektrowni jądrowej (uwaga – taka awaria to nie wybuch jądrowy, w Czarnobylu też nie było wybuchu jądrowego) lub użycia broni jądrowej do atmosfery może wydostać się część zawartości reaktora, a wśród niej radioaktywny jod 131. Jeżeli trafi on do organizmu człowieka, gromadzi się w tarczycy i zostaje wbudowany w tworzone tam hormony – organizm nie odróżnia go od stabilnego izotopu 127. Choć okres półrozpadu jest dość krótki, to taka sytuacja powoduje znaczące zagrożenie powstaniem zmian nowotworowych.

Co robią tabletki jodowe?

Dlatego w sytuacji bezpośredniego zagrożenia, a więc w przypadku awarii czy użycia broni podaje się tabletki z jodkiem potasu (kiedyś dawano płyn Lugola). Dostarczają one do organizmu dawkę jodu znacznie przekraczającą jego zapotrzebowanie, dzięki czemu tarczyca „zatyka się” i przestaje gromadzić jod z otoczenia. Dodatkowo, jeżeli w organizmie jest już obecny jod 131, to zostaje on „rozcieńczony” i są mniejsze szanse na wbudowanie go w tworzone hormony.

I tu kluczowa uwaga. To nie działa „na zapas”. Nie można brać tabletek jodowych zapobiegawczo. Podaje się je dokładnie wtedy, gdy są potrzebne, a więc gdy wiadomo o istniejącym w środowisku podniesionym poziomie radioaktywnego izotopu jodu. Dlatego tak szybko zorganizowano „akcję jodową” w 1986 roku.

Nie ma więc sensu brać tabletek z jodkiem potasu zapobiegawczo. To nie suplement diety. Nadmiar jodu może być niebezpieczny dla zdrowia i życia. Dotyczy to szczególnie dzieci, gdzie o przedawkowanie jest łatwiej.

Dlatego samodzielne inicjatywy polegające na wykupywaniu tabletek jodowych i wcinaniu ich niczym cukierków to fatalny pomysł. Podobnie jak podawanie dzieciom na wszelki wypadek płynu Lugola, bo przecież „tak zrobili w 86 roku”. Niestety takie pomysły pojawiają się przy każdym doniesieniu o awarii elektrowni jądrowej.

O jaką elektrownię chodzi?

Zanim zaczniemy dramatyzować warto też spojrzeć na mapę. Elektrownia w Czarnobylu leży w linii prostej około 600 km od Warszawy. Zaporoska Elektrownia Jądrowa, którą straszy Rosja leży 1100 km od Warszawy. A to dużo zmienia. Spowodowanie wycieku z niej zagrażałoby przede wszystkim samej Rosji i rejonom przez nią okupowanym. Przy jesiennej i zimowej cyrkulacji powietrza dominują wiatry ze wschodu i południa, a to oznacza, że ewentualna chmura radioaktywnych substancji poleciałaby w stronę Rostowa nad Donem, Wołgogradu i Woroneża, a więc na teren Rosji.

mapa: maps.gooogle.pl

W dodatku jod 131 stanowi niespełna 3 procenty produktów rozpadu uranu. W całej Zaporoskiej Elektrowni jest go za mało, by doleciał do Polski.

Od sytuacji z kwietnia i maja 1986 roku różni nas jeszcze jedno. Wtedy należeliśmy do krajów bloku wschodniego i nie mieliśmy dostępu do wiarygodnych źródeł informacji na temat skażeń. Obecnie w Europie, a w tym w Polsce i Ukrainie, znajduje się rozbudowana sieć czujników, które wykrywają nawet najmniejsze wahnięcia promieniowania. Ba, dostęp do ich odczytów ma każdy, komu zechce się wejść na stronę Państwowej Agencji Atomistyki:

Bieżąca sytuacja radiacyjna w Polsce (tu inna mapa)

Lub na stronę Komisji Europejskiej:

Bieżąca sytuacja radiacyjna w Europie

Nie twierdzę, że nie ma zagrożenia ze strony Rosji. Ale pamiętajmy o dwóch rzeczach: 1. Rosja dobrze zna nasze obawy i cynicznie je rozgrywa. 2. Nie róbmy sobie sami krzywdy – preparatów z jodem nie można zażywać wedle własnego rozeznania i opinii.

Rozmowę na ten temat z chemikiem, dr. Mirosławem Dworniczakiem przeprowadziliśmy w naszej audycji Homo Science


Nie jesteśmy portalem. To blog tworzony przez dwie osoby – Olę i Piotra (ten tekst napisałem ja, czyli Piotr). Jeśli mój tekst Ci się spodobał, do czegoś się przydał lub coś wyjaśnił – to świetnie. Wkładamy w nasze materiały dużo pracy starając się, by były rzetelne i jasne. Jeśli chcesz, możesz w zamian podarować nam wirtualną kawę. Będzie nam bardzo miło. Dziękujemy 🙂

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Nie ma więcej wpisów