captcha image

A password will be e-mailed to you.

Po pożarach buszu w Australii nagłówki krzyczą o „funkcjonalnym wyginięciu” koali, których 80 proc. siedlisk pochłonął ogień. Są to nieprawdziwe informacje, choć statusu koali – gatunku narażonego na wyginięcie – w żadnym wypadku nie należy bagatelizować, zwłaszcza po katastrofie, jakiej doświadczyły w ostatnich tygodniach.

Co to znaczy, że gatunek jest „funkcjonalnie wymarły”? Następuje to wtedy, kiedy populacja staje się tak niewielka, że poszczególne osobniki nie są w stanie się rozmnażać, a jeśli już do tego dochodzi, to zawężona pula genowa czyni potomstwo podatnym na choroby i zmniejsza jego szanse na przetrwanie.

Czy koale są w aż tak wielkim niebezpieczeństwie? Nie. Mimo to ich byt jest poważnie zagrożony, a przyszłość gatunku – wysoce niepewna. Pozwólcie, że to szczegółowo wyjaśnię, powołując się na naukowe źródła.

Co jest prawdą, a co fałszem?

Bardzo porusza mnie zły los dzikich zwierząt w środowisku, które ludzie albo niszczą bezpośrednio, albo poprzez katastrofę klimatyczną, jaką fundują Ziemi. Bo większa podatność australijskiego buszu na pożary i wynikająca z tego większa częstotliwość pojawiania się tychże pożarów to skutek zachodzącej na naszych oczach zmiany klimatu, podobnie jak monstrualne pożary w Arktyce czy Amazonii, które opisywałam kilka miesięcy temu.

Jednak zwracanie uwagi opinii publicznej na zagrożenie zwierząt poprzez głoszenie fałszywych informacji na ich temat jest moim zdaniem szkodliwym nadużyciem, zmniejszającym zaufanie do naukowców i działań, jakie prowadzą na rzecz ochrony przyrody. A informacja o „funkcjonalnym wyginięciu” koali jest niestety przykładem takiego fake newsa. Nieprawdą jest również to, że aż 80 proc. siedlisk tych zwierząt została zniszczona w pożarach.

Źródło fake newsa o „funkcjonalnym wyginięciu”

Wiadomość o tym, że koale MOGĄ być gatunkiem „funkcjonalnie wymarłym” po raz pierwszy pojawiła się 10 maja 2019 roku w informacji prasowej wydanej przez Australian Koala Foundation, w której ta organizacja wzywa władze Australii do podjęcia działań na rzecz ochrony tego gatunku. W tej nocie autorzy podali, że liczba pozostałych przy życiu koali wynosi zaledwie 80 tysięcy, nie tłumacząc jednak, jaką metodą zwierzęta były liczone. A to byłaby cenna informacja, zważywszy na to, że liczenie przeprowadzone w 2016 roku przez naukowców w ramach projektu, w który zaangażowanych było kilka australijskich uniwersytetów i instytucji naukowych, oszacowało liczbę australijskich koali na ok. 330 tysięcy.

Kierująca liczeniem koali dr Christine Adams-Hosking z University of Queensland powiedziała gazecie „New Scientist”, że zwierzęta te nie są „funkcjonalnie wymarłe”, chociaż „liczebność wielu ich populacji gwałtownie spada z powodu utraty siedlisk i globalnego ocieplenia”.

Dlaczego więc Australian Koala Foundation ogłosiła taką informację?

Badaczka uważa, że organizacja ta, wydając oświadczenie o możliwym „funkcjonalnym wyginięciu” koali, chciała – w okresie przed wyborami parlamentarnymi – zwrócić uwagę na zagrożenie dla środowiska wynikające z ocieplenia klimatu i tym samym zmusić polityków do podjęcia realnych działań.

Bo problem faktycznie istnieje: fakty są takie, że skala wymierania zwierząt w Australii należy do najwyższych na świecie, a koale są w poważnym niebezpieczeństwie i w niedalekiej przyszłości może im grozić wyginięcie. W ciągu trzech ostatnich pokoleń zaobserwowano średnio 24-procentowy spadek liczebności tego gatunku. Obecny status koali w Czerwonej księdze gatunków zagrożonych to „narażony na wyginięcie”, co oznacza gatunki, które mogą wymrzeć stosunkowo niedługo, choć nie tak szybko jak zagrożone.

Ale różowo niestety nie jest. Do złej sytuacji koali przyczyniły się polowania prowadzone w latach 20. XX wieku, podczas których zabito setki tysięcy tych zwierząt. Stopniowo kurczą się ich siedliska, pocięte na kawałki wskutek urbanizacji, a więc rozwoju dróg, linii kolejowych i miast. To doprowadziło do odcięcia od siebie poszczególnych populacji, które stopniowo tracą różnorodność genetyczną, stając się bardziej podatne na choroby takie jak chlamydia. Kurczenie się siedlisk skutkuje też zmniejszeniem się ilości dostępnego pożywienia. Koale cierpią również z powodu coraz częstszych susz, wypadków samochodowych czy ataków psów. Niektóre lokalne populacje z tego powodu całkiem znikły, inne wciąż trzymają się dobrze, jak twierdzi dr Adams-Hosking.

Czy zniszczone zostało 80 procent siedlisk koali?

Obecne pożary pogorszyły i tak trudne warunki życia tych zwierząt. Czy jednak ogień naprawdę zniszczył aż 80 procent siedlisk koali? Dr Diana Fisher, profesor w School of Biological Sciences University of Queensland, odpowiada, że nie.

„Zasięg koali jest duży i obejmuje całe wschodnie wybrzeże Australii. Fisher twierdzi, że niedawne pożary buszu w Nowej Południowej Walii i Queensland obejmują około miliona hektarów (a niektóre szacunki wskazują nawet na 2,5 miliona hektarów), ale powierzchnia lasu we wschodniej Australii, gdzie mogą żyć koale, wynosi ponad 100 milionów hektarów” – pisze „National Geographic”.

Magazyn cytuje też innego naukowca, dr. Granta Williamsona z University of Tasmania, który twierdzi, że fakt, iż dany obszar został dotknięty pożarem, wcale nie oznacza, że został zniszczony i utracony jako siedlisko dla koali.

Fake news zmniejszają zaufanie do zbiórek na rzecz zwierząt

W mediach – klasycznych i społecznościowych – w ostatnich tygodniach rozeszły się dramatyczne informacje o ginących w pożarze koalach. Najbardziej sugestywne były filmy i zdjęcia pokazujące poparzone, cierpiące zwierzęta wynoszone z płonącego buszu. Kiedy więc szpital Port Macquarie Koala, zajmujący się ratowaniem tych zwierząt, założył internetową zbiórkę na rzecz niesienia pomocy koalom (tym bez dostępu do wody pitnej), w rekordowym czasie wpłynęło na nią niemal 1,8 mln dolarów (dane z 28.11.2019).

Czy w zebraniu tej kwoty pomogła informacja o „funkcjonalnym wyginięciu” koali? Zapewne w jakimś stopniu tak. Czy ludzie przez to chętniej dawali pieniądze? Prawdopodobnie tak.

I nie mówię tego po to, by udowodnić, że zbiórka była nieuzasadniona czy nie służyła dobrej sprawie. Bo była uzasadniona i służyła dobrej sprawie. Mówię o tym, że szerzenie nieprawdziwych, przesadzonych informacji o losie zwierząt może w przyszłości zaszkodzić kolejnym akcjom ratowania tego czy innych gatunków, bo następnym razem ludzie być może nie będą już chcieli uwierzyć w alarmistyczne doniesienia i będą mniej chętnie sięgać do portfeli.

Wiadomo, że my wszyscy chętniej pomagamy gatunkom charyzmatycznym, takim jak koale czy tygrysy, aniżeli np. ginącym pajęczakom, jaszczurkom czy wymarłym niedawno szczurzynkom koralowym, mało spektakularnym gryzoniom z odległych wysp. To rozpoznawalne, ikoniczne gatunki stają się ambasadorami akcji na rzecz ochrony całych ekosystemów. Dzięki temu, że ludzie wpłacają pieniądze dla koali, również inne zwierzęta będą mogły skorzystać z instalowanych przez szpital Port Macquarie Koala poideł, do których stale będzie dostarczana świeża woda. To dobra wiadomość.  

Tym niemniej informacja o „funkcjonalnym wyginięciu” koali, która tak bardzo poruszyła ludzi, jest niestety fake newsem. I wiele osób, gdy o tym usłyszy, może poczuć się oszukana. Dlatego wołając o pomoc dla potrzebujących zwierząt, trzeba trzymać się faktów. W innym przypadku pomaganie zwierzętom robi się wątpliwe pod względem etycznym.

Na koniec film, który najbardziej poruszył internautów. Niestety, uratowane z ognia zwierzę zostało uśpione przez weterynarzy. Jego oparzenia okazały się zbyt rozległe. Film zawiera drastyczne sceny.

Nie ma więcej wpisów