captcha image

A password will be e-mailed to you.

Czy powinno się zakazywać sprzedaży plastikowych słomek, skoro potrzebują ich ludzie chorzy i dzieci? Jaki procent plastikowych śmieci stanowią jednorazowe słomki? I czy wyeliminowanie ich z obiegu faktycznie ma sens?

Zdarzył się nieszczęśliwy wypadek. 60-letnia Brytyjka upadła, niosąc szklankę z metalową rurką, która fatalnym zbiegiem okoliczności wbiła jej się w oko, powodując śmiertelne obrażenia mózgu. Przykra historia. I to zdarzenie pobudziło na nowo dyskusję o zasadności wprowadzania zakazów sprzedaży plastikowych słomek.

Przecież ludzie chorzy potrzebują plastikowych słomek

Co roku wielu ludzi na świecie ginie w rozmaitych nieszczęśliwych przypadkach. Np. CDC podaje, że w latach 1999-2014 niemal 1000 Amerykanów zmarło z powodu „kontaktu z kosiarką elektryczną”. Niebezpiecznymi narzędziami są noże i widelce, a jednak nikt nie postuluje używania wyłącznie plastikowych sztućców.

Prasa informowała, że Brytyjka, która zmarła wskutek nabicia się na metalową słomkę, cierpiała na skoliozę, czyli skrzywienie kręgosłupa, wskutek czego była bardziej podatna na upadki. Podniosły się więc głosy twierdzące, że ludzie chorzy i z niepełnosprawnościami potrzebują plastikowych słomek i że w związku z tym nie można zakazywać ich stosowania. Jest jednak proste rozwiązanie tego problemu: niech plastikowe słomki będą dostępne w aptekach dla chorych ludzi, a niedostępne w knajpach czy barach.

I tu pojawia się drugi problem: chodzi o dzieci, które ranią sobie usta metalowymi rurkami do napojów. W 2016 roku Starbucks wycofał 2,5 mln takich słomek na wniosek amerykańskiej Komisji ds. Bezpieczeństwa Produktów Konsumenckich. Czy jednak dzieci muszą pić napoje przez słomki? Czy w ogóle ktokolwiek, wyjąwszy ludzi chorych, starszych i niepełnosprawnych, musi używać słomek? Moje dzieci nie tak dawno były małe, więc korzystały z kubeczków z dziubkiem. Kiedy urosły na tyle, że już nie musiałam wszędzie taszczyć ze sobą takiego kubeczka, to potrafiły już pić prosto ze zwykłego kubka.

Uważam, że przeświadczenie o powszechnej konieczności używania przez dzieci słomek to problem pierwszego świata. Jeśliby jednak ktoś koniecznie potrzebował plastikowych słomek dla swoich dzieci, mógłby je przecież kupować w aptece. No, ale przecież istnieją też rurki z bambusa czy kartonu, więc to ich można by używać zamiast plastiku.

O co chodzi z tym zakazywaniem stosowania jednorazowego plastiku?

Nieszczęśliwy wypadek Brytyjki rozpatrywany jest w mediach w kontekście decyzji o zakazie sprzedaży plastikowych słomek w Wielkiej Brytanii, który ma wejść w życie w 2020 roku. W Stanach Zjednoczonych podobne zakazy już wprowadziło kilka miast i stanów. Z kolei w Unii Europejskiej sprzedaż jednorazowych plastików stanie się nielegalna w 2021 roku.

Chodzi o to, żeby drastycznie ograniczyć ilość wyrzucanego plastiku. Do mórz i oceanów na świecie co roku trafia ponad 8 mln ton plastiku, bez uwzględnienia sieci rybackich i narzędzi połowowych. Jeśli utrzymamy dotychczasowe tempo wzrostu konsumpcji i liczebności populacji, to ta liczba do 2025 roku podwoi się, osiągając 17,5 mln ton plastiku na rok. O tym, jak dużym problemem dla środowiska są jednorazowe plastiki, pisałam szeroko w tym artykule. W innym tekście opisałam również to, jak ograniczyć ilość zużywanego plastiku w swoim otoczeniu.

Czy rzeczywiście słomki z plastiku stanowią aż tak duży problem dla środowiska?

Plastikowe słomki nie stanowią dużego odsetka plastikowych śmieci trafiających do oceanów. Powiedziałabym nawet, że stanowią niezwykle mały odsetek tychże śmieci. I tu niestety trudno o wiarygodne źródło, bo jakoś nikt nie jest w stanie zliczyć, ile dokładnie słomek produkuje i wyrzuca świat.

Mnóstwo anglojęzycznych artykułów podaje, że słomki stanowią 0,03 proc. odpadków z tworzyw sztucznych, powołując się przy tym na obliczenia australijskich naukowców podane w tym artykule naukowym. Mimo najszczerszych chęci nie udało mi się znaleźć w tej publikacji takiej liczby ani żadnej innej, która mogłaby mnie na nią naprowadzić. W żadnej innej publikacji naukowej – a na poszukiwaniach spędziłam naprawdę sporo czasu – nie znalazłam danych nt. tego, ile słomek co roku produkowanych czy wyrzucanych jest na świecie.

Europejskie kraje zużywające najwięcej plastikowych słomek – w miliardach na rok.

Jedyną w miarę wiarygodną informacją jest to, że w Unii Europejskiej rocznie zużywanych jest 23,5 mld słomek, którą to liczbę serwis Statista estymował na podstawie zużycia słomek w sieciach McDonald’s w Wielkiej Brytanii. To z jednej strony bardzo dużo, a z drugiej – niewiele w porównaniu z ogromnym strumieniem innych plastikowych śmieci. W 2015 roku UE wytworzyła łącznie 49 mln ton tych ostatnich, z czego niemal 40 proc. stanowiły jednorazowe plastiki – ale wszystkie, a nie tylko słomki.

Martwy albatros w atolu Midway. Fot. Chris Jordan / Wikimedia

Plastikowe słomki stanowią niewielki odsetek wszystkich plastikowych śmieci trafiających do oceanów, ale mimo to są poważnym zagrożeniem dla zwierząt morskich. Słomki są lekkie, łatwo unoszą się na wodzie, docierają w związku z tym w odległe zakątki globu, gdzie są zjadane przez zwierzęta albo szkodzą im w inny sposób.

W 2015 roku świat obiegło wideo, na którym widać akcję ratowania żółwia morskiego, któremu słomka utkwiła w nosie.

Ponadto, pod wpływem promieniowania UV plastiki rozpadają się na mniejsze kawałki i stają się groźnymi dla zdrowia mikroplastikami.

Czy plastikowe słomki to przypadkiem nie wydumany problem?

I teraz przechodzę do sedna problemu. Plastikowe słomki prowokują dyskusję, bo to artykuł zbytku, którego możemy się łatwo wyrzec, nie ponosząc przy tym odczuwalnych kosztów (w przeciwieństwie np. do segregacji śmieci, która wymaga codziennego wysiłku i staranności). Ponadto w wielu barach czy restauracjach słomki są dodawane do napojów, czy tego chcemy, czy nie. Tak więc bojkot słomek wydaje się uzasadniony i ważny.

I rzeczywiście, jest ważny – nie tylko z punktu widzenia ratowania żółwi morskich, ale też jako symbol walki z jednorazowym plastikiem. Potrzebujemy takich symboli – ale nie po to, by bojkotując słomki, osiąść na laurach, ale dlatego, by dzięki nim móc szerzej spojrzeć na problem plastiku w naszym otoczeniu. Bo odmowa użycia słomki w restauracjach to naprawdę wyłącznie pusty gest. Pustym gestem nie będzie jednak odmowa użycia słomki będąca JEDNYM Z ELEMENTÓW zachowań prośrodowiskowych, do których należy też segregacja śmieci i ograniczenie zużycia jednorazowych plastików, w tym toreb czy butelek. Zróbmy więc coś, co naprawdę ma znaczenie.

Fot. Joel Bombardier / Flickr

Słomka jako ruch pozorny

Istnieje jeszcze jedno niebezpieczeństwo związane z plastikowymi słomkami. Otóż, właścicielom fast foodowych restauracji bardzo łatwo przychodzi wycofywanie plastikowych słomek ze swojej oferty. To czysta oszczędność (wszak słomki rozdawane są na koszt restauracji), a zarazem marketingowy chwyt, który mówi klientom: „przecież dbamy o środowisko, robimy dla niego bardzo wiele”.  A tymczasem wycofanie słomek ze sprzedaży to kropla w morzu jednorazowego plastiku, który przepływa stale przez sieci fast food.

Podsumowując: nie można dać sobie zamydlić oczu tanimi gestami wycofywania słomek z fast foodów. Za tym MUSI iść ograniczenie zużycia również innych jednorazowych plastików, dużo bardziej uciążliwych dla środowiska. W przeciwnym razie wycofanie słomek będzie dla restauracji tylko ruchem pozornym.

Śmieci w oceanach to przecież wina Chińczyków

I wreszcie kwestia spływania plastikowych śmieci do oceanów – przecież ona nas kompletnie nie dotyczy! Niemal 95 proc. plastikowych zanieczyszczeń, które wpadają do oceanów, pochodzi z 10 azjatyckich i afrykańskich rzek. Owszem, tak jest.

Tym niemniej nasze plastiki to nasz problem, bezpośrednio dotyczący nas i naszego otoczenia oraz środowiska, w którym żyjemy. Nasz plastik trafia na nasze wysypiska, a stamtąd w postaci mikroplastiku do łańcucha pokarmowego w naszym bezpośrednim sąsiedztwie. Jeśli myślicie, że mikroplastiki to problem wyłącznie Azjatów i Afrykanów, to Was rozczaruję, bo wykryto je również w naszych polskich stolcach.

Moja rada jest taka: nie oglądajcie się na innych, tylko zacznijcie zmiany od siebie. To na pewno nie zaszkodzi, a śmiem twierdzić, że nawet pomoże. Plusem będzie chociażby to, że pokażemy dzieciom (obecnym czy przyszłym), że mimo iż nasze pokolenie zniszczyło im środowisko i klimat, to jednak staramy się coś z tym zrobić. Że jednak warto o to walczyć. Porady, jak to zrobić, znajdziecie tutaj.

Nie ma więcej wpisów