captcha image

A password will be e-mailed to you.
Elektrownia Bełchatów. Fot. Fotopolska.eu/Wikimedia

Raporty klimatyczne mówią jasno: jeśli w ciągu 30 lat nie przestaniemy ZUPEŁNIE emitować dwutlenku węgla, to czeka nas załamanie klimatu. Na razie robimy w tym kierunku zdecydowanie za mało. Zacznijmy od swojego podwórka: naszych domowych emisji CO2 i tego, co emitują nasze elektrownie.

Skąd wiemy, że klimat ledwo zipie? Z regularnych analiz prowadzonych przez IPCC (Intergovernmental Panel on Climate Change), Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu utworzony przez Światową Organizację Meteorologiczną oraz Program Środowiskowy Organizacji Narodów Zjednoczonych, czyli największą na świecie organizację badającą proces globalnego ocieplenia. Ostatni raport IPCC, który ukazał się w październiku 2018 roku, nie pozostawia nam złudzeń.

Żeby zapobiec katastrofie klimatycznej, która m.in. pozbawi nas sporej części plonów czy uczyni rejony podzwrotnikowe niezdatnymi do życia, musimy ograniczyć emisje dwutlenku węgla aż o… 45 proc. Musi się to stać do 2030 roku względem poziomu z 2010 roku. Mamy na to 11 lat. Tylko 11 lat! W 2050 roku antropogeniczne emisje CO2 na świecie powinny być równe… zeru.

Tymczasem mamy w Polsce największego jednostkowego emitenta CO2 w Europie, a nasz kraj jest na trzecim miejscu w zestawieniu emisji dwutlenku węgla per capita w Unii Europejskiej. Jako społeczeństwo nie mamy też zbyt dużej świadomości tego, że oszczędzanie energii jest konieczne i jak je osiągnąć. Naprawdę mamy nad czym pracować, żeby utrzymać klimat w ryzach.

1,5 stopnia Celsjusza

Co oznacza „utrzymanie klimatu w ryzach”? Doprowadzenie do tego, by średnie globalne temperatury nie podniosły się do końca XXI wieku o więcej niż 1,5 °C względem stanu z epoki przedprzemysłowej. To wydaje się niewiele, a tymczasem taki wzrost średniej temperatury na CAŁEJ Ziemi oznaczać będzie śmierć wielu ekosystemów – począwszy od raf koralowych (których stracimy 70-90 proc. przy wzroście o 1,5 °C), na ekosystemie arktycznym kończąc.

Kiedy średnia temperatura globalna wzrośnie o 1,5 °C, to wymrze 70-90 proc. raf koralowych. Jeśli wzrośnie o 2 °C – przestanie istnieć 99 proc. raf na świecie. Fot. Elapied / Wikimedia

Ale to, co się stanie, jeśli klimat się podgrzeje o 1,5 °C, to jeszcze nic przy tym, co będzie się dziać, kiedy temperatury wzrosną do 2 °C i bardziej (a tak się zapewne stanie, bo nie zdołamy w ciągu 30 lat całkiem pozbyć się emisji). Bo to się samo nie zatrzyma – machina ocieplenia będzie się coraz bardziej rozkręcać, chociażby dlatego, że będzie tajać „wieczna” zmarzlina, w której uwięzione są OGROMNE ilości dwutlenku węgla.

Co gorsza, z przewidywanego 1,5 stopnia już osiągnęliśmy 1 °C! Zostało nam więc tylko pół stopnia. I wierzcie mi, już się dużo dzieje.Klimat Arktyki już stał się nieprzewidywalny. No, ale Arktyka jest daleko, a większości z nas poważne skutki globalnego ocieplenia wydają się wciąż odległe.

Zmiany już widać, politycy nie reagują

Czy rzeczywiście są odległe? Pozwólcie, że przytoczę kilka danych. Raport opublikowany rok temu przez European Academies’ Science Advisory Council (EASAC), czyli organizację zrzeszającą akademie nauk z państw Unii Europejskiej oraz ze Szwajcarii i Norwegii, pokazuje, że na świecie od 1980 roku liczba powodzi i innych zdarzeń hydrologicznych wzrosła CZTEROKROTNIE. Dodajmy, że najsilniejszy wzrost liczby tych ekstremalnych zjawisk nastąpił w ostatnich latach – od 2004 roku uległa ona podwojeniu!

W porównaniu z 1980 rokiem Ziemia doświadcza teraz PONADWUKROTNIE WIĘCEJ fal upałów, susz i związanych z nimi pożarów lasów. Liczba burz jest DWUKROTNIE WIĘKSZA niż 38 lat temu. Już samo to robi wrażenie, a przecież to tylko przedsmak tego, co nas czeka.

Niestety, nic nie wskazuje na to, żeby udało nam się utrzymać klimat w ryzach. Psujemy go na kredyt, a płacić za to będą nasze dzieci. Problem w tym, że polityków interesują tylko krótkoterminowe wyniki, poprawiające ich notowania przed następnymi wyborami. Brakuje wizji i odwagi, by podjąć zdecydowane kroki. Dlatego wielu z nich woli raczej zaprzeczać faktowi antropogenicznych źródeł globalnego ocieplenia (o czym mówił Marcin Popkiewicz w rozmowie z nami w Radiu TOK FM), aniżeli narazić się swoim wyborcom i zacząć robić to, co konieczne.

Co każdy może zrobić, żeby emitować mniej CO2?

Przede wszystkim zacząć myśleć o tym, co sami emitujemy na co dzień. Nazywa się to śladem węglowym, który każdy z nas pozostawia za sobą. Niemal wszystko to, co robimy i kupujemy, wpływa na spalanie paliw kopalnych. Wydatnie zwiększa je m.in. latanie samolotem, jeżdżenie do pracy w pojedynkę wielkim SUV-em czy jedzenie codziennie mięsa, w tym głównie baraniny[F1] , wołowiny i wieprzowiny. Oszczędności przynieść może natomiast jeżdżenie komunikacją miejską, korzystanie z energooszczędnego oświetlenia, zdecydowane ograniczenie mięsa w diecie czy segregowanie śmieci.

W obszernym artykule szczegółowo opisałam, co każdy z nas może zrobić, żeby ograniczyć swój ślad węglowy. Serio, wiele z tych zmian można naprawdę łatwo i bezboleśnie wprowadzić – sama nie tak dawno przeorganizowałam dom pod kątem segregacji śmieci i teraz nie wyobrażam sobie, jak można było żyć inaczej.


Mapa państw świata według wielkości śladu węglowego (2007). Źródło:
Jolly Janner / Wikimedia

Co wszyscy w Polsce powinniśmy zrobić?

Jednak nie ma się co łudzić – nasze osobiste emisje to kropla w morzu wszystkich antropogenicznych emisji, które – z czym zgadza się 97 proc. naukowców – są winne obecnemu procesowi ocieplania się klimatu. Konieczne są zmiany systemu energetycznego, które zależą od decyzji polityków. To, co w tej sprawie możemy zrobić my, obywatele, to naciskać na tych polityków, żeby się w końcu wzięli za robotę.

Przede wszystkim polska energetyka musi zacząć odchodzić od spalania węgla. I tu nie chodzi o to, co ja myślę i jaką mam opinię, ale o to, że bez tego w żaden sposób nie zbliżymy się choćby do szansy utrzymania ocieplenia na poziomie 1,5 °C.

Elektrownia Bełchatów. Fot.
Fotopolska.eu / Wikimedia

Tutaj na pierwszy plan wysuwa się Elektrownia Bełchatów – prawdziwy gigant emisji CO2. Jest to największa na świecie elektrownia węglowa wytwarzająca energię elektryczną z węgla brunatnego oraz największy w Polsce i w Unii Europejskiej jednostkowy emitent dwutlenku węgla. W 2015 roku Elektrownia Bełchatów była obiektem emitującym najwięcej w UE dwutlenku węgla (ponad 37 mln ton), tlenków azotu (34 mln kg) oraz tlenków siarki (75 mln kg). To właśnie ograniczenia emisji przez elektrownię Bełchatów dotyczy organizowana przez Fundację ClientEarth Prawnicy dla Ziemi kampania #iCO2dalej, pod którą się podpisaliśmy i którą wspieramy.

Takiego giganta jak Elektrownia Bełchatów nie da się oczywiście zamknąć z dnia na dzień, czego zresztą nikt tutaj nie postuluje. Trzeba jednak pomyśleć o stopniowym ograniczaniu spalaniu węgla w Bełchatowie (oraz innych polskich elektrowniach), co można osiągnąć m.in. poprzez wprowadzenie nowocześniejszych bloków węglowych oszczędniej korzystających z tego surowca, i w rezultacie emitujących o wiele mniej CO2. Na pewno warto też zwiększyć udział spalania gazu ziemnego jako czystszego od węgla.

Wycofywanie się z węgla jest logiczne również z innego punktu widzenia. Wydobycie w Polsce węgla brunatnego, mającego mniejszą wartość opałową niż węgiel kamienny, w pełni zaspokaja krajowe potrzeby. Inaczej jest z węglem kamiennym, którego import do Polski rośnie. Jak podaje Eurostat, od stycznia do października 2018 roku nasz kraj sprowadził z zagranicy aż 16 mln ton węgla kamiennego, z czego ponad 11 mln ton z Rosji. Import pokrywa już około jednej czwartej całego zużycia węgla w Polsce. Również z tego powodu nasz kraj powinien czym prędzej przestawić swój system energetyczny na czystsze technologie.

Co w zamian?

Co więc zamiast węgla? Dużo mówi się o OZE, odnawialnych źródłach energii, czyli energetyce wiatrowej, wodnej, spalaniu biopaliw i biogazu. W 2017 roku energia z odnawialnych źródeł stanowiła 11 proc. całej pozyskanej energii w Polsce. Trzeba zdecydowanie pracować nad zwiększeniem udziału OZE w ogólnym zużyciu energii, jednak to niestety nie rozwiąże problemu węglowego w Polsce w takim czasie, który pozwoli zapobiec załamaniu się klimatu.  

Turbiny wiatrowe na Dolnym Śląsku. Fot. Crazy Nauka

Najbardziej wydajnym, choć też najkosztowniejszym rozwiązaniem jest budowa od dawna zapowiadanej elektrowni jądrowej, która mogłaby w dużym stopniu pozwolić Polsce na realne ograniczenia emisji CO2. Niestety, budzi to oparte na antynaukowych argumentach sprzeciwy sporej części społeczeństwa, podsycane przez niektóre organizacje pro-eko. O tym, dlaczego nie należy się obawiać energetyki jądrowej i nie kojarzyć jej z Czarnobylem czy Fukushimą, pisaliśmy u nas na blogu.

Aby zapobiec katastrofie klimatycznej, trzeba więc wyzbyć się antynaukowych przesądów i nie słuchać lobbystów przekonujących, iż Polska WYŁĄCZNIE węglem stoi, tylko zwrócić się ku temu, co na ten temat mówią czyste dane i sama nauka. A mówi tyle, że – bez względu na nasze poglądy czy przekonania – jeśli nie ograniczymy emisji CO2, za kilkadziesiąt lat nie poznamy świata, w którym żyjemy. To jego dobrem się wszyscy kierujmy.

Tekst jest elementem kampanii #iCO2dalej, realizowanej we współpracy z Fundacją ClientEarth Prawnicy dla Ziemi. Partner nie miał wpływu na opinie, które wyrażamy.


Nie ma więcej wpisów