captcha image

A password will be e-mailed to you.

31 stycznia Księżyc ma być krwawy, niebieski, superduży, a do tego czeka nas jeszcze jego całkowite zaćmienie – donoszą z emfazą internetowe nagłówki. Temat jest tak mocno rozdmuchany, że możecie poczuć się rozczarowani tym, co naprawdę zobaczycie.

Obserwacje nocnego nieba poszerzają horyzonty i są świetnym sposobem na wspólne spędzanie czasu. Jak najbardziej wspieramy taką aktywność i sami się w nią wkręciliśmy. Tym niemniej, kiedy widzę w sieci anonsy, że oto nadchodzi wiekopomne wydarzenie nazywane „Krwawo-Niebieskim Superksiężycem” (wszystko koniecznie z wielkiej litery), a ma to niewiele wspólnego z naszą polską rzeczywistością, to czuję się w obowiązku wyjaśnić, o co właściwie chodzi. Żebyście nie czuli się rozczarowani tym, co zobaczycie. Albo raczej tym, czego nie zobaczycie.

Po pierwsze: co to jest Superksiężyc?

Zacznijmy od dobrych wiadomości. 31 stycznia 2018 faktycznie zobaczymy Superksiężyc (jeśli oczywiście pogoda dopisze), czyli Księżyc w pełni, którego tarcza będzie dla nas, obserwatorów z Ziemi, nieco większa i o około 14 proc. jaśniejsza niż zazwyczaj. Oczywiście nie tak OGROMNA jak na zdjęciach o dużej ogniskowej, od których zapewne znów się zaroi w sieci. Takich jak na przykład to:

Superksiężyc 15 listopada 2016 roku. Fot. Betty Wills (Atsme)/Wikimedia

Nazwa Superksiężyc oznacza Księżyc w pełni w chwili, gdy znajduje się najbliżej Ziemi na swojej orbicie. Orbita ta ma kształt eliptyczny, lekko wydłużony, wobec czego odległość Srebrnego Globu od naszej planety waha się od około 406 tys. km (jest wówczas najdalej, czyli w apogeum) do 356-357 tys. km (najbliżej – perygeum). Tak się składa, że 30 stycznia 2018 Księżyc znajdzie się dokładnie 358,993 tys. km od nas, a więc bliżej niż zazwyczaj w perygeum.

Zrobiłoby to na nas zapewne większe wrażenie, gdyby nie to, że nie dalej jak 1 stycznia 2018 i 4 grudnia 2017 byliśmy świadkami jeszcze większych zbliżeń Księżyca i Ziemi (odpowiednio 356 565 i 357 492 km odległości). Tak więc po prostu czekamy teraz na fajną, nieco jaśniejszą pełnię.

Po drugie: co z tym zaćmieniem?

I tu mam już gorszą wiadomość, bo całkowite zaćmienie Księżyca zapowiadane na 31 stycznia 2018 niestety nie będzie widoczne z obszaru Polski 🙁 Będą mogli je podziwiać mieszkańcy Azji, Australii i części Ameryki Północnej. O tym serwisy donoszące o tym sensacyjnym zjawisku („pierwszym takim od 152 lat!”) wspominają wstydliwie na samym końcu.

Jak pisze Polski Astrobloger, faza całkowita zaćmienia zakończy się o godz. 15:07 polskiego czasu, na ponad godzinę-półtorej przed wschodem Księżyca. Powtórna faza częściowa (wciąż widoczna nieuzbrojonym okiem) potrwa do 16:11. Wówczas rozpocznie się powtórna faza półcieniowa, już znacznie trudniejsza do dostrzeżenia nieuzbrojonym okiem, a widoczna tym lepiej, im wyżej Księżyc znajdzie się na niebie. Sęk w tym, że w Polsce centralnej wzejdzie on dopiero około godz. 16.25, a więc zbyt późno, aby móc zobaczyć nawet tę ostatnią fazę zaćmienia.

Po trzecie: dlaczego „krwawy”?

Ci szczęśliwcy w Azji, Australii i Ameryce Północnej, którzy będą mogli oglądać całkowite zaćmienie, ujrzą też „krwawy Księżyc”, bo właśnie taką barwę tarcza naszego naturalnego satelity przybiera podczas zaćmienia. Tylko dlaczego?

Krwawy Księżyc podczas zaćmienia 5 lutego 2012 roku. Fot. Juan lacruz/Wikimedia

Przypomnijmy, że zaćmienie ma miejsce wtedy, kiedy Księżyc, Ziemia i Słońce, kolejno, znajdą się na jednej linii, a oświetlana przez Słońce Ziemia rzuca cień na Księżyc. Kiedy na tarczę Księżyca nasuwa się głęboki cień Ziemi (a więc rozpoczyna się zaćmienie całkowite), promienie słoneczne padające na nasz glob od przeciwległej strony względem Księżyca ulegają załamaniu w ziemskiej atmosferze – podobnie jak to ma miejsce podczas wschodu i zachodu Słońca. Promienie słoneczne padają pod małym kątem w stosunku do powierzchni naszej planety, przechodząc przez grubszą warstwę powietrza niż w ciągu dnia. W tym świetle fale o mniejszej długości (kolor niebieski i fioletowy) są rozproszone i nie docierają do naszych oczu, a widoczne pozostają dla nas fale o największej długości – czerwone. Są one rozpraszane w atmosferze, co nadaje powietrzu i chmurom czerwonopomarańczowy odcień. Właśnie takie przefiltrowane przez atmosferę światło jest jedynym, które pada na Księżyc podczas całkowitego zaćmienia. To ono nadaje jego tarczy „krwawą” barwę.

I po czwarte: dlaczego „niebieski”?

Z tym określeniem jest najwięcej zabawy, bo brzmi ono dumnie, sugerując, że Księżyc zrobi się wtedy niebieski (co w połączeniu z „krwawym” zabarwieniem dałoby kolor fioletowy, czyż nie? ;-). Tak naprawdę nazwa ta oznacza po prostu drugą pełnię występującą w jednym miesiącu kalendarzowym (pierwsza była 1 stycznia 2018), co jest zjawiskiem dość rzadkim. I rzeczywiście, cykl Księżyca trwa średnio 29,5 dnia, więc nieczęsto zdarza się, by dwie pełnie wystąpiły w tym samym miesiącu.

To dlatego o tej drugiej pełni po angielsku mówi się “Blue Moon”, co jest pochodną idiomu “once in a blue moon”, a można to przetłumaczyć jako “od wielkiego dzwonu“.

A tu możecie obejrzeć, co zobaczą na niebie 31 stycznia szczęśliwi mieszkańcy Azji, Australii i północnych krańców Ameryki Północnej:

Nie ma więcej wpisów