Ta książka nie nauczy cię Bardzo Ważnych Rzeczy. Nie sprawi, że Twoja Wiedza Ogromnie Się Poszerzy. Ale z całą pewnością będziesz się doskonale bawić oraz – zapewne – podniesie się twoja samoocena. Jak dla mnie to w zupełności wystarczająca rekomendacja.
„Pi razy oko. Komedia matematycznych pomyłek” Matta Pakera jest bowiem wspaniałym zbiorem matematycznych pomyłek. Bez obaw – nie chodzi o absolutnie nerdowskie żarciki w stylu „Co to jest macierz Kanaka? Macierz k×k.” Chodzi o liczne przykłady z codziennego życia, które doprowadziły do mniej lub bardziej spektakularnych awarii, problemów lub wręcz katastrof. A przynajmniej nieporozumień lub śmiesznych pomyłek.
Dlaczego ma to podnieść czyjąś samoocenę? Cóż – powiedzmy to sobie szczerze. Znaczna część z nas (ok, zaryzykuję twierdzenie – większość z nas) nie czuje do matematyki zbytniej sympatii. Posługujemy się nią mniej lub bardziej wprawnie tam, gdzie to niezbędne (głównie przy wydawaniu reszty w sklepie), ale większość szkolnej wiedzy matematycznej ulatuje bez śladu.
Jeśli ktoś czuje się z tego powodu winny lub wstydzi się swojej ignorancji, to być może „Pi razy oko” pocieszy go pokazując, że matematyczne pomyłki zdarzają się zawsze i wszędzie. Również wszelkiej maści fachowcom.
Bo komu jak komu, ale programistom tworzącym software dla amerykańskich supermyśliwców F-22 Raptor można chyba zaufać? W końcu ich praca jest wiele razy sprawdzana, a systemy bezpieczeństwa mają wielopoziomowe zabezpieczenia. No więc… nie całkiem. Raptory weszły do służby w 2005 roku, więc nie mówimy o jakichś zabytkach. I już w dwa lata po premierze 6 takich maszyn leciało sobie z Hawajów do Japonii. Aż nagle, zupełnie niespodziewanie, we wszystkich F-22 wysiadła większość elektroniki – w tym nawigacja. Co gorsze nie udało się systemów zrestartować i przywrócić do życia. Szczęśliwie samoloty zdołały wylądować. Okazało się, że komputery pokładowe zgłupiały w chwili przekroczenia linii zmiany daty. W sumie to się im nawet nie dziwię – koncepcja polegająca na tym, że jest sobie taka stała linia, po której jednej stronie jest dziś, a po drugiej jutro (albo – po jednej wczoraj, a po drugiej dziś) jest mocno pokręcona. Na tyle mocno, że programiści prawdopodobnie nie do końca ją zrozumieli i sprawili, że komputerom czas przeskoczył o cały dzień, więc zgłupiały i się wyłączyły.
Kolejna historia nie była tak dramatyczna, choć – przez pewien czas – nie mniej tajemnicza. Otóż pewien pracownik Sun Microsystems zawsze znikał z firmowej bazy danych. Za każdym razem, gdy to odkrywano wpisywano go tam od nowa, a on za każdym razem znikał. Ów pechowiec nazywał się Steve Null. Jeśli ktoś miał nieco do czynienia z bazami danych, już wie, o co chodzi. Otóż ‘null’ w SQL-u, języku używanym do obsługi baz danych, oznacza ‘nic’. Nawet nie zero, bo zero to całkiem godna wartość. Nic, zupełne nic, brak jakichkolwiek danych. Gdy więc w polu nazwiska pojawiała się pozycja ‘null’, baza danych uznawała, że pozostałe dane z tym polem związane nie powinny tam istnieć i elegancko czyściła całość. Oczywiście takiemu błędowi łatwo zaradzić i współczesne bazy danych są przed nim zabezpieczone. No OK, powinny być zabezpieczone. Albo raczej – chcę wierzyć, że są zabezpieczone.
Kolejna wpadka jest czysto graficzna. Chodzi o plakat z hasłem „Edukacja działa dobrze, gdy wszystkie jej elementy działają”. Trzy koła zębate z napisami ‘nauczyciele’, ‘uczniowie’, ‘rodzice’
Na wszelki wypadek podpowiadam – spróbujcie zakręcić którymkolwiek z kół zębatych. Nie da się. Obracają się w przeciwnych kierunkach. Swoją drogą to niezmiernie celny opis niektórych systemów edukacyjnych, prawda?
I na koniec jeszcze jeden błąd, a właściwie złe wykorzystanie narzędzia. Wzorem i niemal symbolem wszystkich arkuszy kalkulacyjnych jest Excel. Narzędzie wspaniałe, niezwykle pomocne i wszechstronne. Ale to arkusz KALKULACYJNY. Służy do liczenia, a nie do gromadzenia i przechowywania informacji. Jednak Excela i inne podobne programy nagminnie wykorzystuje się jako proste bazy danych – układ kolumn i wierszy jest faktycznie bardzo wygodny do prowadzenia spisów i sortowania informacji. Kłopot w tym, że Excel stara się być bardzo pomocny i odgadywać nasze zamiary. Więc jeśli wpiszemy coś, co przypomina np. datę, to program uzna, że to właśnie datę mieliśmy na myśli i tak właśnie przekształci wpisaną informację. Pech (a może brak rozwagi) chciał, że jeden z ludzkich genów został nazwany MARCH5. Czujecie nadchodzącą katastrofę? Oczywiście Excel (z anglojęzycznymi ustawieniami) usłużnie przerabia taki zapis na 5 marca. Podobnie czyni np. z genem SEPT1. W sumie jest 27 genów z tak problematycznymi nazwami, które arkusz przerabia wedle własnego uznania. Wykorzystywanie Excela jako bazy danych może więc prowadzić do zniekształcenia i utraty mnóstwa informacji. O tym, że problem nie jest wydumany świadczy decyzja podjęta w sierpniu 2020 roku (tego akurat w „Pi razy oko” nie ma, potraktujcie to więc jako bonus_ – otóż genetycy zdecydowali, że zmienią nazwy genów. Mamy więc MARCHF1 i SEPTIN1. Okazało się to łatwiejsze, niż wprowadzenie zmian w kodzie Excela.
No dobra, mógłbym tak długo. „Pi razy oko” pełna jest podobnych opowieści. Niektóre nie mają happy endu – głupie (naprawdę głupie) błędy konstrukcyjne doprowadziły do śmierci wielu osób. Inne naraziły ludzi na ogromne koszty. I niestety nie zawsze uczymy się na własnych błędach. Miało już nie być historyjek, ale jedna, szybka, na koniec.
Otóż latem 2013 roku wieżowiec znajdujący się przy 20 Fenchurch Street w Londynie zaczął przypalać okolicę. Wklęsła fasada skupiała promienie słońca tak, że nadtopiła zaparkowany samochód i przypaliła wycieraczkę przed zakładem fryzjerskim. OK, dramatu nie było. Kto mógł się spodziewać, że wklęsła fasada akurat tak zadziała? Hmm… Może architekt budynku, Rafael Viñoly, którego inny projekt, hotel Vdara w Las Vegas, poparzył 3 lata wcześniej gości odpoczywających przy basenie?
Teraz już naprawdę kończę. „Pi razy oko” to świetna zabawa. Ale i ostrzeżenie – po przeczytaniu o tak wielu wpadkach przynajmniej niektórzy mają szansę uniknąć jednego czy drugiego głupstwa. Za co mocno trzymam kciuki książkę szczerze polecając.
“Pi razy oko”
Matt Parker
wyd. Insignis
Jesteśmy patronem medialnym książki
You must be logged in to post a comment.