captcha image

A password will be e-mailed to you.

Czy o postaci sprzed 500 lat można opowiedzieć tak, byśmy poczuli do niej prawdziwą sympatię albo zakłopotanie? Można, ale zwykle wymaga to popuszczenia wodzy fantazji i odejścia od wiedzy historycznej. Zwykle, ale nie w przypadku książki Waltera Isaacsona „Leonardo da Vinci”, który wspaniale ożywił postać sprzed pół tysiąca lat.

Uwaga – na końcu czeka na Was promocja!

Większość tego, co zrobił w życiu zniknęło bez śladu, bo po prostu nie mogło się zachować. Ogromnej części swoich prac nigdy nie ukończył. Mnóstwa dobrych i opłacalnych zleceń nie przyjął. Za swoje najsłynniejsze dzieło nigdy nie dostał zapłaty, bo przez 16 lat, aż do śmierci, nie mógł ukończyć Mony Lisy.

Walter Isaacson wyspecjalizował się w opisywaniu ludzi tak niezwykłych, że śmiało można nazwać ich geniuszami. Albert Einstein, Benjamin Franklin, Henry Kissinger (to akurat postać fascynująca, ale i kontrowersyjna). A przede wszystkim Steve Jobs, którego biografia przyniosła Isaacsonowi największą sławę. Właściwie archetyp współczesnych geniuszy, Leonardo da Vinci, wydawał się więc naturalnym wyborem.

Problem w tym, że pisanie o kimś, kto żył 500 lat temu to zupełnie inne wyzwanie. Żyjący współcześnie, a przynajmniej w dobrze już udokumentowanych czasach, pozostawiają po sobie wiele delikatnych śladów – wspomnienia ludzi, którzy ich znali, nagrania, anegdoty, wywiady. Na tej podstawie można napisać coś o prawdziwym człowieku, nie tylko o jego oficjalnym obrazie. Tak zresztą zbudowana była choćby biografia Steve Jobsa.

Tu sytuacja jest trudniejsza. Relacji bezpośrednich brak, pozostały dzieła i… coś szczególnego. 7000 stron notatek i szkiców. Walter Isaacson zadał sobie ogromny trud analizy tego materiału i wyciągnął z niego, co tylko się dało. Ot choćby to, że da Vinci, który nie odebrał porządnego wykształcenia, postanowił sam nauczyć się łaciny. Najwyraźniej mozolne przepisywanie koniugacji było mu równie niemiłe, co współczesnym uczniom. A co się robi z notatkami, które są nudne? Ozdabia jakimiś bazgrołami. Tyle, że jeśli jest się Leonardem da Vinci, to te bazgroły stają się fantastycznymi dziełami sztuki. Przez całe życie artysta umieszczał wśród swoich szkiców dwie postacie – androgenicznego młodzieńca i starca o grubych rysach. Pomiędzy rzędami łacińskich słówek pojawia się szybki szkic głowy starucha. Jego naburmuszona mina mówi sama za siebie, co da Vinci myślał o nauce łaciny. Ostatecznie Leonardo nigdy porządnie nie opanował tego języka.

Właśnie z takich drobnych obserwacji Isaacson buduje obraz człowieka, który żył tak dawno. Gdy sam przeglądałem szkice Leonarda da Vinci, wydawały mi się po prostu piękne. Ale przejrzeć 7000 stron pięknych szkiców, to zbyt wiele. Zupełnie inaczej zacząłem na nie patrzeć, gdy dowiedziałem się, na co zwracać uwagę – powtarzane przez lata motywy, czy świadectwa perfekcjonizmu, który był największą siłą i słabością artysty.

Świetne ilustracje to wielka zaleta tej książki

Bo Leonardo był specjalistą od niekończenia roboty. Zwykle przeszkadzał mu zbyt ambitny projekt połączony z szybko gasnącym entuzjazmem. Z czasem stał się z tego tak znany, że kolejni zleceniodawcy zawierali z nim umowy skonstruowane tak, by artysta zmuszony był ukończyć pracę. Musiał więc sam kupować materiały, a zapłatę otrzymywał po skończeniu dzieła. Mimo tego mnóstwa swoich prac nie ukończył pozostawiając je w różnych stadiach „rozgrzebania”.

Na pewno Leonardo da Vinci może zostać uznany za patrona prokrastynacji – do mistrzostwa doprowadził zajmowanie się wszystkim, poza tym, co faktycznie musiał zrobić. Czym to tłumaczyć? Zdaniem Isaacsona to skutek niezwykle szerokich zainteresowań Leonarda, który do każdej rzeczy podchodził z obsesyjnym wręcz perfekcjonizmem. Gdy miał namalować twarz, studiował optykę, by dobrze oddać odbicie światła w gałce ocznej. Odwzorowanie uśmiechu wymagało poznania szczegółowej anatomii – od budowy szczęki i ustawienia zębów po poznanie każdego z mięśni naciągających skórę. Oczywiście takie podejście miało też zalety, bo gdy wreszcie udało się Leonardowi coś namalować czy wyrzeźbić, wrażenie realizmu było obezwładniające.

800 stron. Jest co czytać

Oczywiście artysta musiał z czegoś żyć, a niedostawanie pieniędzy za nieukończone dzieła to słaby sposób na zapewnienie sobie jedzenia i mieszkania. I to jest powodem, dla którego znamy stosunkowo niewiele prac tego twórcy. Imał się bowiem zadań, których po prostu nie mógł przeciągać w nieskończoność. Należało do nich m.in. przygotowywanie niezwykle efektownych przedstawień i pokazów, które uświetniały śluby czy inne uroczystości. Tu po prostu nie dało się przekroczyć terminu i cyzelować detali w nieskończoność – na dany dzień wszystko musiało być gotowe. I to się sprawdzało – inżynieryjna pasja Leonarda da Vinci w zestawieniu z jego fantastycznym malarstwem i wielkim talentem muzycznym sprawiały, że przygotowywane przez artystę pokazy zapierały dech w piersiach. Rozstępujące się na scenie wzgórza, otwierające przejścia, płomienie, bębny i cała gama innych środków robiły na współczesnych mu tak ogromne wrażenie, że relacje z tych wydarzeń przetrwały do dziś. Jeśli umiemy powiązać te opowieści z odpowiednimi szkicami z notatników Leonarda, możemy wyobrazić sobie, jak wspaniałe były to przedstawienia. Tyle, że… nic z nich do dziś nie pozostało.

Nasza Fala poleca szczególnie rozdział o sekcji zwłok i anatomii!

Isaacson nie zaniedbuje też tego, z czego Leonardo da Vinci jest dziś najbardziej znany – Mony Lisy, Ostatniej wieczerzy czy Damy z gronostajem. Każde z tych dzieł omawiane jest szczegółowo, z kontekstem historycznym i szczegółami technicznymi. I są to jedne z moich ulubionych fragmentów książki – fantastycznie analizuje się pozornie dobrze znane dzieło, odkrywając jego niuanse i historyczne detale (choćby przedziwną fryzurę Damy z gronostajem czy fakt, że modelka miała 15 lat).

Walterowi Isaacsonowi udało się osiągnąć coś niezwykłego – w trakcie lektury da Vinci staje się nam naprawdę bliski. I świetnie do jego postaci pasuje fakt, że w młodości uwielbiał nosić różowe i zdecydowanie za krótkie na tamte czasy tuniki. Z wiekiem zapuścił efektowną i zawsze niezwykle zadbaną brodę. Prawdziwy hipster renesansu!

Jeśli chcecie sami przejrzeć książkę (warto!), poniżej znajdziecie jej obszerny fragment:

Czas na zapowiadaną promocję. Na stronie Empiku możecie kupić książkę “Leonardo da Vinci” Waltera Isaacsona w cenie o 35% niższej od okładkowej. Czyli zapłacicie 32,49 zł. Wystarczy przy zakupie podać kod crazynauka. Uwaga! Promocja trwa do 23 maja!

Leonardo da Vinci
Walter Isaacson
wyd. Insignis

Jesteśmy dumnym patronem medialnym książki!

Nie ma więcej wpisów