captcha image

A password will be e-mailed to you.

Dostaliśmy już sporo wiadomości zawierających tytułowe pytanie. No bo przecież grudzień 2017 roku miał być przełomem w medycynie i transplantologii. Przynajmniej tak zapowiadał Sergio Canavero, chirurg, który od ponad dwóch lat zapowiada przeszczepienie ludzkiej głowy. I co?

Sergio Canavero w 2015 roku zapewniał solennie, że do końca 2017 roku przeprowadzi taki zabieg, a nawet wskazał pierwszego pacjenta. To rosyjski informatyk, Waleri Spiridonow cierpiący na rdzeniowy zanik mięśni typu I. Jeszcze rok temu grudniowy termin zabiegu był potwierdzany.

I co? I nic. Minął grudzień 2017, styczeń 2018 i zabieg się nie odbył. Zamiast tego pod koniec listopada 2017 roku Canavero na konferencji prasowej (to charakterystyczne!) ogłosił „wielki sukces” – „przeszczepienie” głowy… ludzkim zwłokom. Kilka dni później Waleri Spiridonow poinformował, że nie będzie pierwszym pacjentem, bo włoskiemu chirurgowi zaplecze techniczne zaoferowali Chińczycy i to Chińczyk ma być pierwszym pacjentem.

Zawaleni tą masą informacji zróbmy krok wstecz i przyjrzyjmy się całej sprawie z dystansu.

Nie potrafimy

Przede wszystkim nikt nie potrafi zrobić przeszczepu głowy. Nie tylko u człowieka – u jakiegokolwiek ssaka. To znaczy odciąć głowę od ciała i przyszyć ją do innego oczywiście da się, ale nie umiemy ani skutecznie „podłączyć” takiej głowy do unerwienia ciała ani utrzymać całości przy życiu przez sensowny czas. Rekord (raczej niechlubny) należy do Roberta White’a, który w 1970 roku przyszył głowę jednego rezusa drugiemu. Nie połączono rdzenia kręgowego, więc zwierzę „wynikowe” było sparaliżowane. Umarło po 9 dniach od przeszczepu w wyniku odrzucenia głowy przez system immunologiczny ciała.

Nie potrafimy zespolić rdzenia kręgowegomimo eksperymentalnych terapii, które są raczej szansą na przyszłość, niż sprawdzoną procedurą medyczną. Sergio Canavero twierdzi, że potrafi to zrobić przy pomocy tajemniczego „protokołu GEMINI”, ale nigdzie nie opublikowano przebiegu tej rewolucyjnej procedury. Gdyby faktycznie potrafił, to pewnie już dawno zbijałby fortunę na łączeniu rdzeni bogatych ludzi sparaliżowanych po wypadkach.

Nie potrafimy uchronić głowy przed odrzuceniem – już przeszczep twarzy wymaga niezwykle intensywnej terapii immunosupresyjnej, które „ogłupia” układ immunologiczny. W przypadku całej głowy trzeba by niemal wyłączyć ochronny system człowieka, co skończyłoby się śmiercią z powodu pierwszej lepszej infekcji.

Nie wiemy też, jak mózg zniósłby totalną zmianę tysięcy biochemicznych szczegółów różniących stare i nowe ciało. Jest bardzo prawdopodobne, że po prostu by nie zniósł i wyłączył swoją najbardziej zaawansowaną funkcję – świadomość.

Sztuką nie jest tu odcięcie głowy i przyszycie jej do drugiego ciała tak, by owa głowa odzyskała świadomość. Chodzi o przywrócenie przynajmniej częściowej sprawności i utrzymanie pacjenta przy życiu przez czas nie krótszy niż rok.

Przy tym wszystkim drobiazgiem zdaje się być fakt, że przeszczep głowy wymagałby niespotykanych dotąd środków: liczącego nawet 300 osób zespołu specjalnie przygotowanych specjalistów, doskonale wyposażonej kliniki i przynajmniej kilkunastu milionów euro.

Nie powinniśmy

Niebagatelne znacznie ma tu aspekt etyczny. O opinię poprosiłem bioetyka i filozofa z Centrum Bioetyki i Bioprawa Uniwersytetu Warszawskiego, Jakuba Zawiłę-Niedźwieckiego:

Po pierwsze badania tego rodzaju z pierwszym zastosowaniem jakiejś techniki u człowieka, tzw. “first-in-human trials”, muszą być poparte wynikami na adekwatnych modelach opublikowanymi w literaturze naukowej – takich wyników do dzisiaj nie ma.

Po drugie cała ta działalność nosi znamiona robienia show a nie nauki, choćby robienie konferencji prasowych zamiast publikowania recenzowanych prac. A podstawową zasadą etyki badań naukowych jest to że zła nauka jest zawsze nieetyczna.

Po trzecie problematyczny jest sam sposób komunikowania tego przedsięwzięcia. Pisze się o tym – czy też mówi o tym tak badacz – by podsycić coś co nazywa się złudzeniem terapeutycznym [therapeutic misconception] to znaczy przekonaniem uczestnika badań czy też opinii publicznej, że chodzi o pomoc osobie chorej, a przecież szanse czegoś co można rozsądnie uznać za sukces w pierwszy raz przeprowadzanych złożonych procedurach chirurgicznych są znikome. Szczególny mój sprzeciw budzi robienie fałszywej nadziei osobom chorym na straszliwe choroby.

Wszystko wskazuje więc na to, że zabieg Sergio Canavero bardzo długo jeszcze się nie odbędzie, ale odbyć się nawet nie miał. Canavero jest znakomitym showmanem, a jego obietnice dają mu nie tylko sławę, ale i pieniądze.

Czego u nas szukaliście?

Nie ma więcej wpisów