captcha image

A password will be e-mailed to you.

Rok 2016 jest, bądźmy szczerzy, fatalny pod wieloma względami. Ale na koniec mamy też znakomitą wiadomość – udało się opracować skuteczną szczepionkę przeciwko wirusowi Ebola. W czasopiśmie Lancet opublikowano kilka dni temu pracę podsumowującą rezultaty wielkich badań przeprowadzonych z udziałem niemal 12 000 ochotników z Gwinei i Sierra Leone. Są one tak dobre, że zamówiono już 300 000 awaryjnych dawek szczepionki, choć wciąż czeka ona na dopuszczenie do sprzedaży.

Zmarnowane 10 lat

Mamy więc środek na tyle skuteczny, że nie powinno dojść do kolejnej epidemii równie tragicznej, jak ta, która wybuchła w 2014 roku i zabiła ponad 11 000 osób. Kuriozalne w tej całej sytuacji jest to, że szczepionkę mieliśmy już od… 10 lat. Tak, została ona opracowana przez naukowców z Kanady oraz USA dekadę temu, jednak nikomu nie zależało na niej na tyle, by sfinansować konieczne badania. Dwa lata temu ten sam zespół, który obecnie opublikował wyniki w Lancecie raportował o wstępnych badaniach, które były niezwykle obiecujące. Jednak wówczas szczepionka znajdowała się na zbyt wczesnym etapie, by można jej było użyć do powstrzymania afrykańskiej epidemii.

Być może łatwiej będzie zrozumieć ten mechanizm wziąwszy pod uwagę, że od odkrycia wirusa Ebola w 1976 roku do roku 2014w wyniku gorączki krwotocznej przez niego wywołanej zmarło „tylko” 1600 osób. To stosunkowo niewiele, bo epidemie wybuchały w małych, izolowanych wioskach na prowincji. Wystarczyło zwykle wysłać tam grupę specjalistów, którzy izolowali zagrożony rejon i zapewniali niezbędne środki ochronne. Ebola daje tak gwałtowny przebieg, że chorzy umierali zanim zdążyli roznieść chorobę.

Inaczej było w 2014 roku, gdy choroba szybko dotarła do gęsto zaludnionych rejonów i miast. Tu dotychczasowe środki okazywały się nieskuteczne i gorączka krwotoczna rozprzestrzeniała się w zawrotnym tempie. To dlatego w ciągu kilkunastu miesięcy zmarło 7 razy więcej osób niż przez poprzednie 40 lat.

Taki rozwój sytuacji sprawił, że wreszcie znalazły się pieniądze na większe badania. Niewątpliwie swoją rolę odegrał w tym fakt, że do USA trafili pierwsi obywatele tego kraju zakażeni wirusem. Dodatkowo cała sprawa była głośna w mediach, a choroba, której objawem są potężne krwawienia ze wszystkich otworów ciała robi odpowiednio silne wrażenie. Wrócono więc do szczepionki sprzed dekady i porządnie ją przebadano.

Wirus Ebola Fot. CDC

Wirus Ebola Fot. CDC

Chroni w 100 procentach, ale nie jest idealna

Niezwykle skuteczny środek nosi nazwę rVSV-ZEBOV i oparty jest na wirusie VSV (pęcherzykowe zapalenie jamy ustnej). Na „rdzeniu” tego wirusa umieszczono geny kodujące białka powierzchniowe wirusa Ebola. W efekcie organizm otrzymuje białka, na które może się uodpornić, ale które w żadnym razie nie mogą wywołać choroby.

Wyniki badań pokazały, że mimo swojej stuprocentowej skuteczności szczepionka ma sporo wad. Po pierwsze nie daje stałej odporności – wygasa ona po pewnym czasie, wystarczająco jednak długim, by sprawdzić się w razie rozwijającej się epidemii. Po drugie nie chroni przed wszystkimi szczepami wirusa Ebola – daje odporność na dwa najpowszechniejsze, w tym ten, który wywołał ostatnią epidemię. Pojawiają się też umiarkowane efekty uboczne – bóle stawów i bóle głowy.

Wszystko to sprawia, że nowa szczepionka produkowana przez firmę Merck nie nadaje się do masowych szczepień profilaktycznych. Stosowana może być za to wtedy, gdy jej wady są mniej istotne od zalet, a więc w sytuacji zagrożenia zakażeniem. Prowadzone są dalsze prace nad szczepionkami, które można by masowo podawać dzieciom by wytworzyć u nich trwałą odporność. Mówi się o kilku obiecujących rezultatach, jednak prace potrwają jeszcze przynajmniej kilka lat.

Oby tragiczna lekcja odebrana podczas ostatniej epidemii wystarczyła i skłoniła ludzi odpowiedzialnych za finansowanie badań do ich kontynuowania.

 

Nie ma więcej wpisów