Prove your humanity


captcha image

A password will be e-mailed to you.

Warszawa to nie tylko klasyczne zabytki i obowiązkowe punkty zwiedzania. Przygotowaliśmy dla Was przewodnik szczególny, bo skupiający się na naukowych śladach w stolicy.

Nasz przewodnik to efekt spaceru, jaki załoga Crazy Nauki odbyła z Hanką Warszawianką – przewodniczką, która od 10 lat pokazuje Warszawę tak, że chce się tu wracać i wciąż odkrywać tajemnice miasta.

My naszą wyprawę odbyliśmy z dziećmi – 11-letnią Leną i 7-letnim Adamem. Staraliśmy się więc, by opowieść była dla nich interesująca. Ale naukowa Warszawa jest ciekawa niezależnie od wieku.

Jak korzystać z naszego przewodnika? Najprościej wziąć ze sobą telefon i otworzyć naszą stronę podczas wędrówki. Załączony film pomoże zorientować się, gdzie warto stanąć, by zobaczyć to, co najciekawsze. Cała trasa ułożona jest tak, żeby dało się ją przejść w ciągu około 3 godzin wliczając w to postoje. Do pokonania są 4 kilometry, po drodze jest gdzie usiąść i odpocząć. Trzeba tylko pamiętać, że to główny warszawski szlak turystyczny, więc ceny w knajpach są często odwrotnie proporcjonalne do jakości podawanego jedzenia.

Pomocą może być mapa – celowo nie zaznaczamy tras przejścia między punktami, bo ze smartfonem zgubić się nie sposób. Tu link do niej:

Mapa Naukowej Warszawy

Pałac Kultury i Nauki widziany od północy. Fot. Crazy Nauka

Pałac Kultury i Nauki widziany od północy. Fot. Crazy Nauka

Pałac Kultury i Nauki

Pałac budzi skrajne uczucia – dla jednych to wciąż symbol zniewolenia przez Związek Radziecki czy paskudztwo niszczące środek miasta. Dla innych normalny element warszawskiego krajobrazu, a nawet jeden z najważniejszych symboli miasta.

My jednak zostawimy tę dyskusję i spojrzymy na Pałac Kultury i Nauki (no właśnie, NAUKI) z innego punktu widzenia. Nauki jest w nim mnóstwo – od Polskiej Akademii Nauk przez Collegium Civitas i Pałac Młodzieży aż po Muzeum Ewolucji. Ale zanim pójdziemy do tego ostatniego, wejdźmy na chwilę głównym wejściem do Pałacu (to to od strony ulicy Marszałkowskiej) i spójrzmy na podłogę i ściany. Wejdźmy też dalej, po schodach na wprost i skręćmy w lewo, by przez szklane drzwi zajrzeć do Sali Marmurowej. To swoisty przegląd geologiczny – mamy tu granit ze Strzegomia, marmury ze Sławniowic czy wapień pińczowski będący niczym innym, jak osadami z dna tropikalnego morza, które 15 mln lat temu pokrywało sporą część obszaru Polski. Jeśli chcemy znaleźć ten kawałek morskiego dna na Pałacu, to spójrzmy choćby na balustrady czy detale fasady budynku.

Skoro już odpłynęliśmy 15 mln lat wstecz, to idźmy dalej. Kierujemy się do wejścia od północnego zachodu, od ulicy Świętokrzyskiej. Tędy wchodzi się do Pałacu Młodzieży, do którego mamy sporo sentymentu – Ola chodziła tu na zajęcia z żeglarstwa, Piotrek – z zoologii i informatyki. Ale zostawmy wspomnienia. Ruszamy do…

Crazy Nauka i Hanka Warszawianka. Fot. Crazy Nauka

Crazy Nauka i Hanka Warszawianka. Fot. Crazy Nauka

Muzeum Ewolucji

Po przejściu przez ogromne drzwi wejściowe w holu skręcamy w lewo i idąc za strzałkami po schodach w dół. Wejście to dosłownie kilka złotych od osoby. Wewnątrz czeka nas tylko kilka sal, ale warto przeznaczyć na nie przynajmniej godzinę. Dzięki temu nie przelecimy tylko wzrokiem, ale poznamy kilka ciekawych elementów.

Na początek proponujemy trzecią salę po prawej – tą, w której stoi potężny szkielet dinozaura przypominającego tyranozaura. Podobieństwo nie jest przypadkowe – początkowo tarbozaury zaliczano właśnie do tyranozaurów. W sali zobaczymy płaski odlew szkieletu tarbozaura w dziwnej, wygiętej pozycji. Wywołało ją pośmiertne kurczenie się tkanek. Odlew jest wiernym odwzorowaniem tego, co znaleziono na pustyni Gobi. Natomiast wydobyte z niego kości widać po lewej, gdzie ułożono z nich szkielet młodego osobnika. Dorobiony jest tylko ogon, którego nigdy nie znaleziono. Ten młody tarbozaur jest bardziej wyprostowany, niż stojący w tej samej sali szkielet dorosłego. Najnowsze badania wskazują, że i tarbozaury i tyranozaury poruszały się właśnie w takiej pozycji – nisko łeb, wysoko ogon.

W ten samej sali znajdziemy w gablocie kilka kości, które same w sobie nie zachwycają, ale warto zwrócić uwagę, że to prawdziwy Smok wawelski. Taką bowiem nazwę gatunkową nosi archozaur, którego szczątki znaleziono w Lisowicach niedaleko Częstochowy.

Koniecznie zobaczcie też nową, wciąż powstającą wystawę poświęconą ewolucji w morzach. Szczególnie warto przyjrzeć się globusom przedstawiającym ułożenie kontynentów w różnych okresach istnienia Ziemi oraz rekonstrukcjom wodnych gadów, ryb i ssaków. No i dziesiątkom drobnych, pięknych skamielin.

Po wyjściu z Muzeum Ewolucji idziemy na wschód, ku skrzyżowaniu ulic Jasnej i Boduena. Kiedyś tego skrzyżowania nie było, bo cały ten teren zajmował szpital, a jego częścią był…

Dom Pod Orłami u zbiegu Jasnej i Zgody. Tu przed ponad 100 laty mieściły się teatr anatomiczny i prosektorium Szpitala Dzieciątka Jezus. Fot. Crazy Nauka

Dom Pod Orłami u zbiegu Jasnej i Zgody. Tu przed ponad 100 laty mieściły się teatr anatomiczny i prosektorium Szpitala Dzieciątka Jezus. Fot. Crazy Nauka

Teatr Anatomiczny

Tam, gdzie dziś stoi Dom Pod Orłami przy ul. Zgoda, od XVIII wieku wznosiły się dwie owiane złą sławą budowle: prosektorium i półkolisty teatr anatomiczny Szpitala Dzieciątka Jezus. W prosektorium badano zwłoki, zaś w teatrze anatomicznym lekarze wykonywali pokazowe sekcje zwłok dla studentów medycyny (oraz dociekliwych artystów), którzy w ten sposób mogli zapoznać się z tajnikami anatomii ludzkiego ciała. Oba budynki były częścią szpitala, którego założycielem był francuski ksiądz Gabrielem Baudouin (dziś biegnie tędy ul. Boduena).. Kiedy przybył do Warszawy, zaobserwował nagminny zwyczaj porzucania niechcianych noworodków na ulicy. W związku z tym w 1732 roku otworzył Dom Podrzutków pełniący rolę czegoś na kształt pierwszego w tym mieście okna życia. Co najważniejsze, działa on aż do dziś przy ul. Nowogrodzkiej 75 pod nazwą Domu Dziecka nr 15 im. ks. G. P. Baudouina i jest najstarszym sierocińcem w Warszawie.

Od 1757 roku Dom Podrzutków (znajdujący się dotąd w nieistniejącym pałacu Karasia na Krakowskim Przedmieściu) połączono ze Szpitalem Generalnym zlokalizowanym w okolicach dzisiejszego placu Powstańców. Tak powstałej placówce nadano wspólną nazwę Szpitala Dzieciątka Jezus.

I to właśnie tu, przez brak urządzeń chłodniczych, z prosektorium unosił się nieznośny fetor, który odstraszał przechodniów. Ostatecznie prosektorium i teatr anatomiczny zburzono w 1903 roku, kiedy miasto zaczęło się przesuwać na południe. Wtedy został przeniesiony za al. Jerozolimskie, na (dzisiejszą) ul. Lindleya.

Kolejny spacer, niecałe 900 metrów, zaprowadzi nas do pomnika, przy którym będziemy patrzeć pod nogi. Chodzi oczywiście o…

Pomnik Kopernika na Krakowskim Przedmieściu i nasze odbicia w bombce. Fot. Crazy Nauka

Pomnik Kopernika na Krakowskim Przedmieściu i nasze odbicia w bombce. Fot. Crazy Nauka

Pomnik Kopernika

Pamiętasz o wyrzucanych na bruk warszawskich noworodkach? Wyobraź sobie, że pierwsze okno życia było właśnie tu, w nieistniejącym pałacu Karasia. Ale dość tej medycyny. Teraz pora na spojrzenie w gwiazdy. Ale ale – nie tylko: za plecami Mikołaja Kopernika wznosi się przecież, ni mniej nie więcej, tylko Polska Akademia Nauk. Nieprzypadkowo: właśnie nauka była (no, może oprócz kobiet) największą pasją właściciela pałacu, Stanisława Staszica. W końcu cenne zbiory (w tym potężna kolekcja geologiczna) przestały mieścić się w kamienicy Staszica na Kanonii i wówczas przedsiębiorczy ksiądz postanowił wybudować pałac, który stał się siedzibą Królewskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Kopernika również ustawiono tu w XIX wieku, a jego autorem był słynny duński rzeźbiarz Bertel Thorvaldsen. Na karty podręczników pomnik trafił podczas okupacji, kiedy z cokołu harcerz Alek Dawidowski odkręcił niemiecką tablicę. O tym, ile potrzeba było do tego odwagi niech świadczy fakt, że naprzeciwko mieścił się komisariat policji. Kiedy Niemcy zorientowali się, co się stało, ukarali warszawiaków usunięciem z ulic miasta pomnika Kilińskiego. Wtedy powstała rymowanka:

„Nad straconą kennkartą warszawiak się biedzi
bo astronom zawinił, a szewc za to siedzi.”

A kiedy po wojnie zdewastowany pomnik wracał do Warszawy, w dokumentach przewozowych zanotowano: obywatel Kopernik i… obywatel Jezus (spod kościoła Św. Krzyża). Określenie “pan Jezus” nie przechodziło przez usta państwowym oficjelom.

Dziś pomnik Kopernika otacza wyznaczony na bruku model Układu Słonecznego, oczywiście niezachowujący skali wielkości ciał niebieskich i odległości między nimi. W oczy rzuca się to, że Słońce jest zbyt małe względem planet. Gdyby Słońce było wielkości piłki plażowej (nieco ponad 50 cm – mniej więcej tyle, ile jego reprezentacja wpuszczona w bruk przed Kopernikiem), to Ziemia byłaby wielkości ziarna grochu (4,5 mm) i znajdowałaby się w odległości około 55 metrów od Słońca, co raczej nie dałoby się ukazać na jednym pomniku.

Kopernik trzyma w dłoniach cyrkiel i sferę armilarną, znaną też jako sferyczne astrolabium – przyrząd astronomiczny będący modelem sfery niebieskiej i służący do określania współrzędnych astronomicznych. Używany był od starożytności do XVI wieku.

Kolejny kawałek wędrówki Krakowskim Przedmieściem prowadzi nas prawie na Plac Zamkowy. Prawie, bo tuż przed nim, po prawej stronie czeka na nas…

Na Mariensztacie, pod Skarpą i kościołem świętej Anny. Fot. Crazy Nauka

Na Mariensztacie, pod Skarpą i kościołem świętej Anny. Fot. Crazy Nauka

Kościół św. Anny

Zachwycasz się czasem bogactwem dekoracji kościołów Rzymu, albo bliżej – Krakowa? W takim razie musisz kiedyś przyjść do warszawskiej św. Anny, gdzie zachowało się kompletne rokokowe wyposażenie. Ale to nie wszystko, ta świątynia (a stoi tu już od średniowiecza) co pewien czas… starszy warszawiaków. Jak? Ano… próbuje zsunąć się po skarpie. Zwykle jest to spowodowane działalnością człowieka: ostatnie szczeliny w jej murach powstały wtedy, gdy remontowano torowisko na sąsiedniej trasie W-Z.

Trasa W-Z – potężna inwestycja będąca jednym z pierwszych dużych elementów odbudowy Warszawy po II WŚ. Do najśmielszych i najlepszych jej elementów należało przebicie tunelu pod Placem Zamkowym. To pozwoliło naprawić błędy z XIX wieku, kiedy cały ruch szedł przez ulicę Miodową i plac Zamkowy i schodził ku Wiśle wiaduktem Pancera. Zniszczony w Powstaniu Warszawskim wiadukt wysadzono i cały ruch poszedł dołem.

Wszystko szło dobrze do czasu, aż w 1948 roku zaczął się walić kościół św. Anny. Wszystkiemu winna geologia – kościół stoi na samej skarpie wiślanej (dobrze to widać od strony Mariensztatu). A skarpa zbudowana jest niczym tort – warstwy przepuszczające wodę (piasek czy żwir) i nieprzepuszczalne iły i gliny. Jak się taki tort przechyli, to wszystko zjeżdża na podłogę. I właśnie w 1948 roku, podczas budowy tunelu trasy W-Z, tort zaczął zjeżdżać – skarpa obsuwała się i kościołowi groziło zawalenie. Całkiem realnie – mury pękały i trzeba było błyskawicznie działać.

Akcja była szybka i skuteczna – wybudowano trzy mury oporowe, w skarpę wbito słupy, które ją ustabilizowały, a fundamenty świątyni opasano wieńcem ze zbrojonego betonu. Zastosowano też polską specjalność – wynalezioną przez Romualda Cebertowicza z Politechniki Gdańskiej metodę elektropetryfikacji czyli zamieniania gruntu w skałę przez nasączanie go substancjami utwardzającymi przy jednoczesnym działaniu prądem.

Ja, Piotrek, mam szczególny stosunek do całej tej akcji, bo mój dziadek, Dariusz Kaczmarzyk, był historykiem sztuki zajmującym się m.in. kościołem św. Anny i jego opowieści o tamtych zdarzeniach były bardzo żywe jeszcze w pół wieku później.

Dziś ślady po tamtych zdarzeniach widoczne są nad jednym z okien kościoła wychodzących na Plac Zamkowy. To ostatnie okno po lewej. Spójrzcie w górę – zobaczycie dziwne przesunięcie krawędzi ściany i namalowanego na niej obrazu. Kawałek kościoła po prostu odjechał zanim zdołano go zatrzymać.

Gdy wyjdziemy z kościoła skierujmy się w prawo i zejdźmy w stronę Wisły. Obchodzimy podnóże Zamku Królewskiego, które od strony Wisły stanowią Arkady Kubickiego. To z nich w górę skarpy wiślanej wspina się dziwny…

W XVII-wiecznym tunelu łączącym Arkady Kubickiego z Zamkiem Królewskim. Fot. Crazy Nauka

W XVII-wiecznym tunelu łączącym Arkady Kubickiego z Zamkiem Królewskim. Fot. Crazy Nauka

Tunel do Zamku Królewskiego

Jednym z najciekawszych i chyba najmniej znanych fragmentów Zamku Królewskiego jest kilkudziesięciometrowy tunel łączący zamek z Arkadami Kubickiego. Można go przemierzyć, jak my, od strony Arkad, docierając w ten sposób do zamkowego zaplecza. Do samego zamku nie zostaliśmy jednak wpuszczeni, bo nie mieliśmy do niego biletów wstępu. Jedyne, co nam pozostało, to zjechać z powrotem do Arkad ruchomymi schodami. Ale samo przejście dziwnym, niepasującym do królewskiej siedziby tunelem było tego warte.

Tunel został odkryty po powstaniu styczniowym przez Rosjan, którzy poszukiwali w podziemiach zamkowych kryjówki Romualda Traugutta, przywódcy powstania. Kryjówki nie znaleźli, ale za to odkryli wysoki na 2 metry korytarz pokryty ceglanym sklepieniem. Okazało się, że jest to XVII-wieczny tunel ściekowy, który dawniej prowadził z zamkowych kuchni aż do samej Wisły. Co ciekawe, do budowy jego stopni użyto starych detali architektonicznych, które można tam zobaczyć do dziś. Ponoć sprzątanie kanału nie było tak niewdzięczną pracą, jakby się obecnie wydawało – od czasu do czasu czyścicielom, nazywanym “złotnikami”, udawało się znaleźć tam zagubione przez mieszkańców zamku przedmioty.

Wychodząc z Arkad Kubickiego spójrzmy na chwilę w lewo, gdzie w ogrodzie toczą się (zimą 2018) prace wykopaliskowe. Kilka dni temu archeolodzy natknęli się tu na 100-metrowy tunel datowany wstępnie na XIX wiek. Czyżby był on przedłużeniem tunelu, w którym byliśmy przed chwilą? My tymczasem wróćmy pod wiadukt mostu Śląsko-Dąbrowskiego i skręćmy w prawo. Ruchomymi schodami wjedźmy do góry i kierujmy się w lewo ulicą Senatorską. Niedaleko rozszerza się ona w plac Teatralny, gdzie czeka na nas…

Przy południku 21 stopni w Warszawie. Fot. Crazy Nauka

Przy południku 21 stopni w Warszawie. Fot. Crazy Nauka

Południk Warszawski

W XIX wieku to tu znajdowało się prawdziwe serce miasta: działał teatr (jeszcze bez dekoracji w postaci kwadrygi, która – choć zaprojektowana, musiała poczekać do XXI wieku), krzyżowały się linie omnibusów, a co najważniejsze – w pałacu Jabłonowskich urzędowały władze Warszawy. To tu od 1817 roku znajdował się ratusz. Co ciekawe, pałac (a dokładniej jego wieża) posłużyła też celom, powiedzmy, naukowym.

Na parkingu przed Teatrem Wielkim czeka nas nieco poszukiwań. Bliżej ulicy Wierzbowej znajdziemy (być może między samochodami) niewielki kamienny słupek otoczony barierką. To oznaczenie punktu, który – wraz ze wspomnianą wieżą – wyznaczał przebieg tzw. południka warszawskiego czyli południka 21°00’ długości wschodniej. Słupek stanął tu w roku 1880 i, szczerze mówiąc, nawet wówczas nie wskazywał dokładnie Warszawskiego Południka. Jednak nieco ponad 100 lat po jego ustawieniu nastąpiło przesunięcie siatki odniesienia dla całej Ziemi. W 1984 roku przeniesiono południk zero dopasowując go do satelitarnego systemu GPS. Gdybyśmy chcieli więc koniecznie znaleźć się na faktycznym południku 21., to musielibyśmy pójść jakieś 500 metrów na północny zachód, na Elektoralną 13.

Zresztą “warszawskość” południka 21. jest mocno umowna, bo to przecież linia ciągnąca się między biegunem północnym a południowym. Przebiega więc też przez Pieczonogi i Mochnaczkę Niżną a także Mutombo Lamata w Demokratycznej Republice Konga.

Jeśli spodobał Ci się nasz przewodnik – daj znać w komentarzach. Jeżeli masz jakieś uwagi czy sugestie – pisz koniecznie!

A jeżeli zafrapowały Cię stołeczne ciekawostki i chcesz razem z dzieckiem kontynuować poznawanie miasta szlakiem zagadek i łamigłówek, możesz skorzystać z przygodowych gier Hanki Warszawianki. Znajdziesz je tutaj: http://bit.ly/warszawscydetektywi. Kto wie, może kolejny zeszyt będzie właśnie o warszawskiej nauce!

 

Nie ma więcej wpisów