captcha image

A password will be e-mailed to you.

Dawno nie czytałem czegoś, co byłoby jednocześnie tak ciekawe i tak dobrze napisane. “Co mówią zwłoki” Sue Black totalnie wciąga.

Książki popularnonaukowe rzadko kiedy są świetnie napisane. Często są ciekawe, wartościowe, zaskakujące, odkrywcze. Ale ogromna wiedza, a nawet talent popularyzatorski nie muszą iść z umiejętnością swobodnego pisania. Tym większą przyjemność sprawia czytanie tego, co napisała Sue Black – brytyjska antropolożka sądowa, autorka książki „Co mówią zwłoki”. Bo pani Black ma niesamowite wyczucie słowa i umiejętność operowania nastrojem. Gdyby w tym momencie ktoś zaczął się zastanawiać, na co , u licha, operowanie nastrojem w książce popularnonaukowej, już wyjaśniam.

Otóż „Co mówią zwłoki” nie jest książką o śmierci. Mówi raczej o tym, co wydarzyło się przed śmiercią i po niej. Określenie jej przyczyn jest bowiem rolą patologa sądowego, a Sue Black jest antropologiem. Owszem, z patologami blisko współpracuje, ale jej zakres kompetencji obejmuje inne obszary.

I tu właśnie wkraczamy na grząski grunt. Bo opisywanie okoliczności śmierci i tego, co stało się ze zwłokami już po niej to bardzo delikatny temat. Nie chodzi mi nawet o możliwość zranienia uczuć rodziny zmarłego, ale o trudność w znalezieniu równowagi między spojrzeniem czysto technicznym, a bardzo ludzkim. Specjaliści zajmujący się ludzkimi zwłokami miewają tendencje do dystansowania się przez żarty, opisywania wszystkiego „na zimno”. Tymczasem Sue Black, mimo (a może właśnie – dzięki) wielu lat doświadczenia zachowuje niezwykły takt i wyczucie. Co więcej książka jest pełna humoru, ale dotyczy on przede wszystkim samej autorki, a nie opisywanych przez nią przypadków. Tam, gdzie mowa o śmierci i jej okolicznościach jest miejsce i na wzruszenie, i na refleksję.

Przede wszystkim jednak „Co mówią zwłoki” to książka fascynująca. Wątek naukowy (a Sue Black jest naprawdę wybitną naukowczynią) pojawia się równolegle z kryminalnymi zagadkami, których rozwiązania wyczekuje się tak, jak w dobrej kryminalnej powieści.

Weźmy choćby opowieść o rozczłonkowywaniu zwłok (tak, wiem jak to brzmi). Ten rozdział poświęcony jest historii znalezienia zwłok, które rozrzucono po obszarze dwóch hrabstw. Oddzielnie głowa, ręce (bez dłoni), nogi i tułów. Czyli typowy schemat, jaki wybierają mordercy chcący ukryć zwłoki (bo motywacji do rozczłonkowania może być znacznie więcej). Tyle, że coś tu się nie zgadzało. Ciało było podzielone zbyt… fachowo. Bo, jak się dowiedziałem, niełatwo jest pociąć człowieka. Typowy niedoświadczony morderca kładzie zwłoki na brzuchu, by przy oddzielaniu głowy nie patrzeć w twarz ofiary (co jest, technicznie rzecz biorąc, złym wyborem). Decyduje się również na przecinanie kości ramieniowej i udowej, a to już zupełnie fatalny sposób, bo to wyjątkowo mocne i grube części szkieletu.

Tymczasem zwłoki odnalezione w 2009 roku podzielono nadzwyczaj fachowo. Cięć dokonano w stawach lub tam, gdzie kości są najsłabsze. Czaszkę pozbawiono tkanek, które umożliwiłyby prostą identyfikację ofiary. A przy tym wszystkim szczątki ukryto w bardzo nieporadny sposób.

Dziwne zestawienie. Podejrzenia padły na specjalistów – rzeźników, lekarzy, weterynarzy, myśliwych. Ale ten trop okazał się fałszywy, a prawdziwy morderca okazał się być… Nie, nie powiem. Choć zaskoczenie było całkowite.

Oczywiście mój skrótowy, bardzo techniczny opis. Sue Black opisuje to znacznie ciekawiej, lepiej i zgrabniej. A cały rozdział kończy się niesamowicie mocnym obrazem procesu i rozmowy z ojcem jednej z ofiar.

Kolejne rozdziały, kolejne makabryczne przypadki. Mimo tak ciężkiego tematu nie czułem się przytłoczony ani zdołowany. To w końcu książka o nauce, choć o bardzo specyficznym jej fragmencie. Przeczytajcie, a w trakcie lektury koniecznie zobaczcie, jak wygląda sama autorka, Szkotka z Inverness. Doskonale pasuje do historii, które opowiada.

“Co mówią zwłoki. Opowieści antropologa sądowego”
Sue Black
wyd. Feeria 2019

Nie ma więcej wpisów