captcha image

A password will be e-mailed to you.

Czy oczyszczacz powietrza w domu to przesada i fanaberia? Prawdę mówiąc tak uważałem. Ale kilka zdarzeń z ostatnich tygodni bardzo zmieniło moje spojrzenie.

Wszystko zaczęło się od naszego udziału w akcji „Wiem czym oddycham”. Do nagrania filmu dostaliśmy przenośny czujnik zanieczyszczenia powietrza. Takie małe, mieszczące się w ręce coś z wyświetlaczem. Nazywa się to Laser Egg 2 i mierzy jeden parametr zanieczyszczeń – pyły zawieszone o średnicy do 2,5 mikrometra (PM 2,5). Najpierw było zabawnie – biegaliśmy po całym domu i po okolicy i sprawdzaliśmy, jak to jest z tym powietrzem. Wychodziło różnie, ale bez dramatu – czujnik zwykle określał jakość powietrza jako „średnią”.

Robi się nieprzyjemnie

A potem się zaczęło. Temperatura spadła o 5 stopni i na naszym podwarszawskim osiedlu rozpoczęło się Wielkie Grzanie. Niestety wciąż w wielu domach działają tu piece na paliwo stałe. I najwyraźniej nie trafia do nich paliwo dobrej jakości, bo z dnia na dzień na wyświetlaczu czujnika dominować zaczęła informacja, że powietrze jest niebezpieczne dla osób wrażliwych lub po prostu – niebezpieczne. Co więcej niewiele lepiej było wewnątrz domu, bo mimo pozamykanych okien czujnik bardzo często pokazywał wysokie zanieczyszczenie.

Tak, wcześniej o tym nie wiedzieliśmy i jakoś z tym żyliśmy. Ale teraz zaczęły nas zastanawiać ciągnące się miesiącami infekcje górnych dróg oddechowych, trwające całą zimę pokasływania i inne efekty towarzyszące nam od lat. Przesadą byłoby stwierdzenie, że winny był smog, bo przecież wpływ ma też suche powietrze i inne czynniki. Ale nurtować nas zaczęło to, ilu chorób można by uniknąć oddychając czystszym powietrzem.

Mechanizm działania smogu na organizm jest dość złożony, ale jednym z elementów jest przyleganie do błony śluzowej dróg oddechowych drobin pyłu, na których osadzają się bakterie. Taka „wyspa” jest trudno dostępna dla komórek układu odpornościowego i stanowi świetny przyczółek dla bakterii i wirusów.

A potem nasza córka dostała zapalenia płuc. Najpierw tydzień gorączki („to pewnie wirus, minie”), a potem diagnoza – mykoplazma. To mała, atypowa bakteria pozbawiona ściany komórkowej, która jest jedną z głównych przyczyn zapalenia płuc u dzieci. I w dodatku dość trudno się ją leczy.

Nowy w naszym domu

I to właśnie był moment przełomowy. Powietrze w naszym domu było „niebezpieczne dla osób wrażliwych” lub po prostu „niezdrowe”. Nasza córka była chora. Sąsiedztwa nie zmienimy, trzeba było coś zrobić. Wtedy dogadaliśmy się ze sklepem „Oddech to życie”. Umowa była prosta – dostajemy oczyszczacz i opisujemy nasze z nim doświadczenia. Co niniejszym czynimy.

Oczyszczacz to Blueair280i. Według specyfikacji radzi sobie z pomieszczeniami do 26 m2. Jest wielkości niewielkiej walizki, waży 11 kg. Stanął u dzieci w pokoju i zabrał się do roboty. Oczywiście byliśmy bardzo ciekawi efektów. Najprościej było je zmierzyć czujnikiem jakości powietrza. Laser Egg 2 pokazywał wyjściowo poziom PM 2,5 wynoszący 50-60 µg/m3 – to dwa razy więcej, niż ilość uznawana za bezpieczną. Oczyszczacz ustawiliśmy w tryb auto, w którym intensywność jego pracy zależy od odczytu z wbudowanego czujnika zanieczyszczeń. Po 10 minutach intensywnej pracy oczyszczacza wartość ta spadła w pokoju do poziomu 8-10 µg/m3. Czyli – świetnie.

Blueair 280i na stanowisku pracy

Blueair 280i na stanowisku pracy

Blueair ma własną aplikację, którą pobiera się na telefon. Dzięki niej łączymy oczyszczacz z siecią wi-fi i możemy nim zdalnie, nawet spoza domu, sterować. Dostajemy również komplet informacji o stanie powietrza: zawartości PM 2,5, lotnych związków organicznych oraz równoważnik dwutlenku węgla. Dodatkowo widzimy temperaturę i wilgotność w pomieszczeniu. Mamy zarówno odczyt bieżących danych, jak i historyczny wykres pokazujący zmiany w ostatnich dniach, tygodniach i miesiącach. Z poziomu aplikacji możemy też ustawić tryb nocny – rzecz bardzo ważną, bo sprawiającą, że oczyszczacz pracuje bardzo, bardzo cicho.

Aplikacja Blueair

Aplikacja Blueair

Sterować urządzeniem można również przy pomocy przycisków – gdy nie używamy ich, pozostają zakryte klapką, nie świecąc i nie kusząc dzieci do zabawy. Jeśli mamy małe dzieci, z poziomu aplikacji można też włączyć zabezpieczenie wyłączające przyciski.

Nasza córka po trzech tygodniach wróciła do szkoły, a oczyszczacz już na stałe pozostał w pokoju dzieci. Fakt, zajmuje nieco miejsca, ale łatwo go przestawić i chyba wszyscy już przyzwyczaili się to nowego „mebla”. Nam, rodzicom, dał nieco spokoju – wybryki innych mieszkańców osiedla palących w swoich piecach dziwne rzeczy nie wpływają już tak mocno na zdrowie naszych dzieci.

Teraz przyjdzie czas na zakup podobnego wyposażenia do innych pomieszczeń. Jednak to sypialnia jest najważniejsza, to tu spędzamy znaczącą część doby, a zauważyliśmy, że właśnie w nocy poziom zanieczyszczeń na zewnątrz zwykle jest największy.

A co poza domem?

Oczywiście nasz oczyszczacz to sprzęt stacjonarny, a z domu trzeba wychodzić. Dokupiliśmy więc maski – zarówno dla nas, jak i dla dzieci. Wytłumaczyliśmy naszym dzieciom do czego to potrzebne i zupełnie nie miały problemu z chodzeniem z czymś takim na twarzy. Ba, są z tego raczej dumne! Pewnie spore znacznie ma tu estetyka masek – wybraliśmy markę Cambridge, gdzie jest spory wybór wzorów i rozmiarów.

Nasze dzieci są już na tyle duże, że mogą nosić maski. Jednak nie są one zalecane poniżej 4. roku życia. Dla małych dzieci, które spacery odbywają w wózku, dostępny jest przenośny oczyszczacz powietrza WYND. Nie testowaliśmy go, ale wedle zapewnień producenta wystarczy, by w osłoniętym wózku wytworzyć „bańkę” czystego powietrza. Nieduży i podręczny nadaje się również do samochodu. Jeśli ktoś spędza w nim sporą cześć dnia, warto zadbać o to, czym oddycha. Filtry w nowych samochodach powinny sobie poradzić z większością zanieczyszczeń, ale już w kilkuletnich pojazdach z jakością powietrza bywa różnie.

Przenośny oczyszczacz WYND

Przenośny oczyszczacz WYND

Na co zwrócić uwagę?

Jeżeli będziecie wybierać oczyszczacz, zwróćcie koniecznie uwagę na powierzchnię pomieszczenia, dla której jest przeznaczony. Sprawdzaliśmy działanie Blueaira 280i przeznaczonego na 26 m2 w salonie z kuchnią mającymi powierzchnię około 40 metrów i wyraźnie było widać, że jego efektywność mocno spadła. Nadal różnica w jakości powietrza była wyraźna, ale oczyszczał je wolniej i częściej pracował na wysokich, bardziej hałaśliwych obrotach. Trzeba też oczywiście pamiętać o wymianie filtra – jeden wystarcza na około 5-6 miesięcy czyli cały sezon grzewczo-smogowy.

Jeśli kupujecie oczyszczacz do sypialni, zwróćcie też uwagę na to, jak cicho potrafi pracować oraz czy da się w nim wyłączyć oświetlenie przycisków czy wyświetlacza. Tańsze oczyszczacze nie mają wbudowanych czujników zanieczyszczeń – można bez tego żyć, ale nie mamy wówczas trybu “auto”. Trzeba też przygotować się na to, że oczyszczacz jest dość duży – musi po prostu mieć filtr o takiej powierzchni, by efektywnie oczyszczać powietrze.

Oczyszczacz Blueair 280i z otwartą osłoną filtra

Oczyszczacz Blueair 280i z otwartą osłoną filtra

Pewnie na koniec ładnie by wyglądało, gdybym napisał, że teraz jesteśmy zdrowsi i szczęśliwsi. Cóż – to nie tak działa. Smog, którego wciąż wokół naszego domu jest mnóstwo, wpływa na nas od wielu lat. Mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej – będziemy mniej chorowali, lepiej spali i lepiej się czuli.

Partner tego wpisu, sklep “Oddech to życie” ma dla Was 5% rabatu na zakupy u siebie. Skorzystajcie z hasła “crazy”, by go otrzymać.

 

Tekst jest elementem współpracy ze sklepem “Oddech to życie”. Partner nie miał wpływu na wyrażane przez nas opinie.

Nie ma więcej wpisów