captcha image

A password will be e-mailed to you.

 

Szczepionka przeciw Eboli. Fot. National Geographic Channel/Asylum Entertainment

Szczepionka przeciw Eboli. Fot. National Geographic Channel/Asylum Entertainment

O pandemiach, walce z nimi i zagrożeniach mówi pierwsza część serii „Megaodkrycia”. Zobaczycie ją dziś, w niedzielę 8 listopada o godzinie 22:00 na National Geographic Channel.

Wszystko zaczęło się pod koniec listopada 2013 roku, kiedy we wsi Meliandou w południowej Gwinei dwuletni chłopiec, Emile Ouamouno, zachorował na Ebolę. Prawdopodobnie zaraził się od nietoperza, epolotnika afrykańskiego.  Ten gatunek jest rezerwuarem wirusa.

Dziecko umarło 6 grudnia 2013 roku. W styczniu umarła siostra Emile, jego matka i babcia. Przeżył tylko ojciec. Zaraziła się też pielęgniarka i położna ze wsi. Tą ostatnią opiekowali się krewni z innej wsi – wkrótce zmarło tam 6 kolejnych osób. Podczas pogrzebu babci Emile wirus przeniósł się na kolejne osoby. 10 marca 2014 roku dwa szpitale poinformowały o zachorowaniach gwinejskie ministerstwo zdrowia i organizację Lekarze bez Granic. Epidemię ogłoszono 23 marca.

Do rozprzestrzeniania się choroby przyczynił się także uzdrowiciel, który ogłosił, że potrafi leczyć Ebolę. Nikomu z przybywających pacjentów nie pomógł, ale sam wkrótce zmarł. Śmierć takiej osoby jest ważnym wydarzeniem, więc w jej pogrzebie brało udział wielu ludzi. Wśród rytuałów było m.in. obmywanie ciała zmarłego – Ebola przenosi się poprzez kontakt z płynami ustrojowymi i krwią, a ostatniemu stadium choroby towarzyszy rozpad tkanek i wydobywanie się z ciała ogromnych ilości krwi. Na jednym tylko pogrzebie zakaziło się 14 kolejnych osób.

Najwięcej zachorowań przypadło na drugą połowę 2014 roku – w sumie wiemy o 28 575 chorych, z których zmarło 11 313 osób.

Epidemia Eboli. Fot. National Geographic Channel/Asylum Entertainment

Epidemia Eboli. Fot. National Geographic Channel/Asylum Entertainment

Ocalony

Jednym z chorych był amerykański lekarz Ian Crozier, który pracował w szpitali w Sierra Leone lecząc zakażonych wirusem Ebola. 6 września 2014 roku zauważył u siebie objawy choroby, 9 września został przewieziony do szpitala w Atlancie, gdzie przez 40 dni utrzymywany był przy życiu. Podłączony do respiratora, dializowany pozostawał nieprzytomny. Jego przypadek był szczególnie ciężki – liczebność wirusa we krwi chorego przekraczała stukrotnie typową.

Przeżył głównie dzięki doskonałej opiece – ludzki organizm jest w stanie wytworzyć przeciwciała skierowane przeciwko wirusowi, potrzebuje jednak na to wiele czasu. Objawy Eboli są jednak tak gwałtowne, że szybko doprowadzają do niewydolności wielonarządowej kończącej się zwykle śmiercią. Ian Crozier zdołał przetrwać ten okres i wyzdrowiał.

Jednak dziś wiemy już, że jego wirus Ebola nie poddaje się tak łatwo. Po ponad pół roku od wyzdrowienia coś dziwnego zaczęło się dziać z lewym okiem Croziera. Zaczął widzieć nieostro, wokół przedmiotów pojawiało się halo, a ciśnienie w oku rosło. Wreszcie tęczówka oka zmieniła kolor z niebieskiego na jasnozielony. Badania wykazało, że w ciele szklistym oka zdołały się przechować aktywne wirusy Ebola. Rozwój choroby udało się powstrzymać, ale Ian Cozier wciąż ma powikłania – zaniki pamięci, bóle pleców, pogorszenie słuchu i pojedyncze napady epileptyczne.

Oko Iana Coziera. Zielone zabarwienie powstało w wyniku infekcji wirusem Ebola Fot. Emory Eye Center

Oko Iana Coziera. Zielone zabarwienie powstało w wyniku infekcji wirusem Ebola Fot. Emory Eye Center

Większy obraz

Zeszłoroczna, wygasająca już, epidemia była największa z dotychczasowych. Przy jej okazji powróciła obawa przeniesienia choroby poza granice obszaru objętego epidemią i zakażenie innych części świata. Na szczęście Ebola nie jest najlepszym kandydatem na sprawcę pandemii – jej przebieg jest zbyt gwałtowny a śmiertelność za wysoka. Jednak w czasach, gdy lot z Zachodniej Afryki do Europy czy USA zajmuje kilkanaście godzin, konieczne jest branie pod uwagę takiej możliwości.

Jednym ze sposobów zapobiegania pandemii jest przewidywanie kierunków rozprzestrzeniania się choroby. Prace w tej dziedzinie prowadzi profesor Alessandro Vespignani, który zajmuje się analizą big data – ogromnych ilości danych płynących z różnych źródeł. Bada informacje pochodzące z sieci społecznościowych, systemów służby zdrowia, dane demograficzne, rekordy linii lotniczych. Na tej podstawie przewiduje kierunki, w których mogą rozprzestrzeniać się choroby. Analiza wykorzystuje charakterystykę przebiegu danej choroby i pozwala ocenić szanse na pojawienie się wirusa daleko od jego miejsca pochodzenia.

Ruch lotniczy mogący wpływać na rozszerzanie się epidemii Eboli. Rysunek pochodzi z pracy, której współautorem jest Alessandro Vespignani. Rys. M. Gomes i in.

Ruch lotniczy mogący wpływać na rozszerzanie się epidemii Eboli. Rysunek pochodzi z pracy, której współautorem jest Alessandro Vespignani. Rys. M. Gomes i in.

Polski test

Jednak przewidywanie to nie wszystko. Niezbędne są metody pozwalające na szybką identyfikację zakażonych osób. Kiedy w Afryce Zachodniej wybuchła epidemia wirusa Ebola, polskie służby epidemiologiczne zostały postawione w stan gotowości bojowej. Od września 2014 roku w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego wprowadzono całodobowe dyżury – po to, by w trybie pilnym można było badać zwożone tu z całej Polski próbki krwi osób podejrzanych o zakażenie Ebolą.

Pracujący tam Tomasz Wołkowicz jest co prawda bakteriologiem, ale nieobca mu jest wirusologia – w końcu i tu, i tu ma do czynienia z materiałem genetycznym, nad którym pracuje się podobnymi metodami. Postanowił opracować nowy, szybszy test wykrywający wirusa.

Badanie każdej próbki to kilkugodzinny proces. Już samo ubranie się w strój ochronny zajmuje do półtorej godziny. A po wykryciu wirusa trzeba, zgodnie z procedurami, test powtórzyć.

Dlatego polski naukowiec postanowił opracować test tani, szybki i dostępny w niemal każdym laboratorium, również w afrykańskim szpitalu polowym, gdzie nikogo nie stać ani na komercyjne testy, ani na zaawansowany sprzęt.

– Może to zabrzmi dziwnie, ale założenia teoretyczne testu powstały w ciągu trzech nocnych godzin, kiedy w moim domu na warszawskiej Chomiczówce siedziałem i przeglądałem genomy różnych gatunków wirusa Ebola – opowiada Tomasz Wołkowicz. – Bałem się, że w końcu wpadnie tam ABW i mnie zgarnie za domniemane planowanie ataku terrorystycznego.

Swój test naukowiec oparł na najbardziej powszechnych odczynnikach – takich, jakie ma na wyposażeniu każde laboratorium. I jednocześnie takich, które działają w czasie krótszym niż godzina.

Polski test na Ebolę przechodzi obecnie proces patentowy, jednak celem Tomasza Wołkowicza nie jest komercjalizacja wynalazku, tylko udostępnienie go jak największej liczbie laboratoriów – po to, by łatwiej im było wykrywać groźnego wirusa.

Tomasz Wołkowicz. Fot. MIT Technology Review

Tomasz Wołkowicz. Fot. MIT Technology Review

Czarna Śmierć

Choć epidemia wirusa Ebola śledzona była przez cały świat, to przecież znacznie groźniejsze epidemie i pandemie atakowały ludzkość od tysięcy lat. Często pojawiały się jako efekt całego łańcucha zdarzeń. Tak było w XIV wieku, kiedy seria erupcji wulkanicznych spowodowała ochłodzenie się klimatu. Nie wiemy, czy chodziło wulkany we wschodniej Azji czy może nowozelandzki Mount Tarawera, ale ogromne ilości pyłów dostające się do atmosfery spowodowały lokalne ochłodzenie i ogromne straty plonów. Wielki Głód z lat 1315-1317 doprowadził do osłabienia populacji, a w 1346 roku wraz ze szczurami i pchłami do Europy dotarła Czarna Śmierć. Prawdopodobnie była to dżuma zawleczona z Azji Środkowej.

Pandemia tej choroby spowodowała śmierć około 100 milionów ludzi na w Azji i Europie – to około 1/4 całej ludzkości. Co ciekawe gigantyczna pandemia praktycznie ominęła ziemie polskie, który były jedynym w Europie większym obszarem wolnym od choroby. Być może był to efekt kontroli i kwarantanny na granicach i izolacji miast zarządzonych przez Kazimierza Wielkiego.

W latach 1918-1919 od 50 do 100 milionów osób zabiła pandemia grypy typu H1N1/A zwanej „hiszpanką”. Była to prawdopodobnie największa pandemia w dziejach ludzkości – chorowało pół miliarda ludzi, a umierali – paradoksalnie – głównie ci najsilniejsi. Był to efekt nietypowego przebiegu choroby podczas której przyczyną śmierci był nie sam wirus, a gwałtowna odpowiedź układu odpornościowego niszcząca płuca.

Zwykle tak o tym nie myślimy, ale trwa wciąż pandemia AIDS. Choć oswoiliśmy się już z tą chorobą, to trzeba zdawać sobie sprawę, że występuje ona na całym świecie, przy braku leczenia śmiertelność bliska jest 100 procentom a dotąd AIDS zabił już ponad 35 milionów osób.

 

O pandemiach, walce z nimi i zagrożeniach mówi pierwsza część serii „Megaodkrycia”. Zobaczycie ją dziś, w niedzielę 8 listopada o godzinie 22:00 na National Geographic Channel.

Materiał jest elementem współpracy z National Geographic Channel. Partner nie miał wpływu na tworzone przez nas treści i wyrażane opinie

Nie ma więcej wpisów