captcha image

A password will be e-mailed to you.

Dr Przemysław Żelazowski i Krzysztof Stopa, twórcy SatAgro. Fot. Crazy Nauka

Co mają wspólnego polskie pola ziemniaków z najnowszym europejskim satelitą Sentinel? Bardzo wiele. Ten ostatni może precyzyjnie podpowiedzieć, jak zaoszczędzić nawet 30 procent nawozów z korzyścią dla roślin, gleby i środowiska – pod warunkiem, że umiemy go o to zapytać. A w tym specjalizują się naukowcy z polskiego startupu SatAgro.

W 2018 roku startup SatAgro będzie monitorować z satelity już około 2 proc. ziemi uprawnej w Polsce, doradzając rolnikom, jak nawozić wielkie pola, by oszczędzić setki tysięcy złotych i dać oddech przeciążonemu azotem środowisku. Ale jeszcze kilka lat temu Przemysław Żelazowski, twórca SatAgro, nie sądził, że kiedykolwiek będzie zajmować się rolnictwem.

Owszem, miał z nim styczność, ale jako ze zjawiskiem… zagrażającym lasom tropikalnym, których wycinkę z niepokojem obserwował na zdjęciach satelitarnych. Celem było stworzenie modeli pokazujących wpływ tego zjawiska na zmiany klimatu na świecie. Przemek uczestniczył w tym projekcie jako doktorant na Uniwersytecie Oksfordzkim. Z tych modeli korzystali potem m.in. naukowcy z Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (w skrócie IPCC – Intergovernmental Panel on Climate Change), który wydaje rekomendacje dla rządów nt. ograniczenia emisji dwutlenku węgla. Duża satysfakcja.

– Wbrew pozorom moja droga od obserwacji lasów tropikalnych z satelity do monitorowania tym sposobem pól uprawnych nie była aż tak długa – powiedział mi dr Przemek Żelazowski, który obecnie prowadzi własny biznes i pracuje naukowo w Centrum Nowych Technologii Uniwersytetu Warszawskiego. – Przy monitoringu wycinki lasów pracowałem jeszcze potem w Rzymie, ale do Polski przyciągnęły mnie nowe możliwości finansowania i prowadzenia badań, jakie stworzono wówczas młodym naukowcom. Wylądowałem w Centrum Badań Kosmicznych PAN (CBK PAN) i przekonałem się, że satelitarne narzędzia, które wykorzystywałem do obserwacji lasów, mogą się przydać również rolnikom do zarządzania gruntami. Tak narodziło się SatAgro.

Co ma satelita do nawozu?

Pole uprawne widziane z satelity, obraz przetworzony w aplikacji SatAgro. Fot. SatAgro

Co konkretnie na polu uprawnym można zobaczyć z satelity? Wbrew pozorom bardzo wiele. Na zdjęciach, których rozdzielczość sięga obecnie 3 metrów, można na przykład wyznaczyć obszary, na których jest zbyt mało wody, aby wegetacja przebiegała bujnie. I zalecić ich lepsze nawadnianie.

Czy rolnik sam tego nie zauważy na własnym polu? Jeśli posiada kilkadziesiąt hektarów, to owszem, może nie zauważyć. A jeśli podejrzeć to samo pole w zakresie podczerwieni, to widać jak na dłoni, w których sektorach roślinność rośnie bujnie i wymaga obfitego nawożenia, a gdzie to zapotrzebowanie na nawozy jest o wiele mniejsze. Efekt? Można zaoszczędzić nawet do 30 proc. nawozów! To się udało na przykład polskiemu gospodarstwu Top Farms Głubczyce, które uprawia blisko 11 tys. ha ziemi na Opolszczyźnie.

Wprawdzie w Polsce dominują małe pola uprawne, ale to wielkie gospodarstwa rolne, których jest 20-30 tysięcy, zarządzają aż jedną czwartą ziemi uprawnej w naszym kraju. I to do nich przede wszystkim skierowana jest oferta komercyjna SatAgro (mniejsze gospodarstwa mogą przeglądać tę bazę danych bezpłatnie). Rolnik pobiera z aplikacji mapę z danymi, przenosi ją na pen drive’ie do swojej maszyny, która – sterowana komputerowo – automatycznie dobiera dawki nawozu azotowego do potrzeb danego obszaru gruntu.

Dlaczego nie wolno przesadzić z nawożeniem? Nie tylko z powodów finansowych (w przypadku Top Farms Głubczyce potencjalne oszczędności na trzech zabiegach nawożenia azotowego w roku wynoszą około 200 tys. zł). Istotne jest też to, że nadmiary azotu są łatwo wypłukiwane z pól przez deszcze, a potem spływają do rzek i mórz. Mogą wywołać m.in. toksyczne zakwity sinic w Bałtyku, co jest oznaką zaburzenia stanu równowagi w ekosystemie i prowadzi do zmniejszenia zasobów tlenu w wodzie. W efekcie ginie część organizmów żyjących przy dnie.

Aplikacja SatAgro w akcji na polu! Fot. SatAgro

Startup za unijne pieniądze

Oczywiście zmiany w obrębie upraw widać jak na dłoni tylko na obrazach przetworzonych przez oprogramowanie SatAgro, bo z marszu zdjęcia satelitarne nic by nam nie powiedziały. Obróbką zajął się inż. Krzysztof Stopa, poznany w CBK programista i wspólnik Przemka, który dla tej posady porzucił z kolei Hiszpanię.

– Kończąc współpracę w CBK, dostałem atrakcyjną propozycję pracy dla jednej z hiszpańskich firm – opowiada Krzysztof Stopa. – Wtedy przychodzi do mnie Przemek i mówi, że i on ma dla mnie świetną propozycję pracy, ale nie może mi zagwarantować żadnych pewnych przychodów. Zapewnia tylko, że to będzie wyzwanie i przygoda. Zgodziłem się bez wahania.

Był 2014 rok i jeszcze żadna firma w Polsce nie myślała o podobnym biznesie, a i w całej Europie konkurencja była niewielka. Z głową pełną pomysłów i ze starannie przygotowanym biznesplanem Przemek Żelazowski ruszył po dofinansowanie ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego. Projekt łączący wykorzystanie technik satelitarnych z rolnictwem precyzyjnym i troską o środowisko okazał się strzałem w dziesiątkę.

– Biznesplan przedstawiony przez SatAgro łączył to, na czym tak bardzo nam dzisiaj zależy: nowoczesne – w tym przypadku nawet kosmiczne – technologie, które dzięki innowacyjnemu pomysłowi służą przedsiębiorcom i rolnikom – mówi Piotr Świtalski z Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce. – Dziś widać, że wsparcie dla tej firmy, to była dobra inwestycja.

Przemkowi udało się uzyskać ze środków unijnych 97 tys. euro, co pokryło ponad połowę kosztów inwestycji, czyli przede wszystkim wydatki na prace programistyczne i marketing.

Satelita satelicie nierówny

Przemek i Krzysztof w terenie testują swoją aplikację. Fot. SatAgro

SatAgro wystartował w 2015 roku, dysponując wyłącznie zdjęciami z satelitów należących do NASA i ESA (czyli Europejskiej Agencji Kosmicznej). Fotografie te były dostępne bezpłatnie, ale miały tę wadę, że były robione co 16 dni albo i rzadziej, jeśli było akurat zachmurzone niebo. Ich słabą stroną była też rozdzielczość, która wynosiła 15 lub 30 metrów.

– Bywało więc tak, że i przez ponad miesiąc nie udawało się nam aktualizować danych z monitoringu pól. To było frustrujące – opowiada Przemek. – Ale nie trwało to długo, bo to, co się dzieje obecnie w branży technologii satelitarnych, można swobodnie nazwać rewolucją. Postęp przebiega w szalonym tempie, zwłaszcza ten w zakresie rozdzielczości przestrzennej.

Dziś dostępne są już zdjęcia satelitarne pól wykonywane co 5 dni z rozdzielczością 3-10 metrów. Największym objawieniem okazały się dane udostępniane przez nową konstelację europejskich satelitów obserwacyjnych Sentinel. Są one częścią programu Copernicus, który realizowany jest przez Komisję Europejską we współpracy z Europejską Agencją Kosmiczną. Z dostarczanych przez nie zdjęć i usług mogą bezpłatnie korzystać wszyscy obywatele Unii Europejskiej.

– Dostęp do tych danych naprawdę fantastycznie poprawił jakość naszych usług – mówi Krzysztof Stopa.

Sky is the limit

Poprawa jakości usług, którą SatAgro zawdzięczał satelitom Sentinel, byłaby widoczna już w 2017 roku, ale okazał się on tak deszczowy, że monitoring z trudem przebijał się przez zbitą warstwę chmur.

– Rok 2018 to będzie nasz czas – mówi z nadzieją Przemek Żelazowski. – Z dużym prawdopodobieństwem już niedługo będziemy monitorować komercyjnie 1 procent obszaru ziemi uprawnej w Polsce, a niekomercyjnie – kolejny 1 procent. Zaczniemy też obserwować pod kątem innych nawozów mineralnych – potasowych i fosforowych. W 2019 roku chcemy objąć obserwacją również nawadnianie pól w oparciu o dane radarowe i zdjęcia optyczne w dalszej podczerwieni.

Firma już teraz zatrudnia 11 osób, a i ta liczba zapewne niedługo wzrośnie. Do SatAgro garną się klienci nie tylko z Polski, ale też Czech czy Hiszpanii.

“Sky is the limit” – mawiają startupowcy. I w tym przypadku mają rację.

 

Materiał powstał we współpracy z Komisją Europejską w ramach kampanii #investEU 

Nie ma więcej wpisów