Wczoraj (16 września 2024) opublikowaliśmy podcast, w którym omawiamy przyczyny powstania katastrofalnej powodzi, która dotknęła południe Polski. Możecie go posłuchać tu:
Albo na YouTubie:
lub na Spotify:
Poniżej znajdziecie też dwa zapisy tekstowe treści tego odcinka.
Pierwszy to zredagowane notatki, na których opieraliśmy się wraz z Olą, nagrywając odcinek. Nie zawierają one całości treści – brak tu naszych rozwinięć tematu, nie ma też zapisu wypowiedzi naszego gościa, dr. Sebastiana Szklarka z Europejskiego Regionalnego Centrum Ekohydrologii Polskiej Akademii Nauk, twórcy świetnego bloga “Świat wody”
Drugi zapis to transkrypcja odcinka dokonana przez automatyczny system. Tam znajdziecie dosłownie każde wypowiedziane słowo, ale mogą się pojawić błędy. Używany przez nas system daje transkrypcje wysokiej jakości, ale zdarzają mu się błędy.
Możecie więc wybrać, który tekst Wam bardziej odpowiada. Lub przeczytać obydwa.
Zredagowane notatki
Dziś podejmujemy bardzo aktualny i trudny temat katastrofalnej powodzi w Polsce. Powodzi, która wciąż trwa, kiedy przygotowujemy ten odcinek podcastu. Z przerażeniem obserwujemy nieszczęścia i zniszczenia, które dotknęły mieszkańców zalanych obszarów, w tym naszych przyjaciół.
Za swój obowiązek uważamy klarowne przedstawienie Wam tego wyjątkowego ciągu zdarzeń, który doprowadził do katastrofy. Poziom wody w wielu miejscach znacznie przekroczył ten z rekordowego 1997 roku i dość precyzyjnie można już wskazać czynniki, które to spowodowały.
Ciąg zdarzeń, który chcemy Wam przedstawić, odtworzyliśmy w oparciu o raporty i doniesienia m.in. Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, w konsultacji ze specjalistami, w tym z meteorologiem i hydrologiem, oraz korzystając m.in. z informacji publikowanych przez Polskich Łowców Burz. Źródła danych dobieramy z dużą starannością, żeby nie epatować rekordami, tylko rzetelnie wytłumaczyć przyczyny tej sytuacji.
I bardzo podkreślamy, że w tym podcaście tłumaczymy pogodowe przyczyny tej powodzi i analizujemy przypadki miejsc, które w niej najbardziej ucierpiały, ale nie zamierzamy w żaden sposób oceniać tego, jak była przygotowana infrastruktura powodziowa i kto tu zawinił. Polityka to nie nasza działka.
Nie będziemy też dziś mówić o ludzkich dramatach i sytuacji społecznej. Mają one oczywiście ogromne, kluczowe znaczenie. Ale jest jeszcze za wcześnie, by omawiać skalę strat, a poza tym nie czujemy się kompetentni, by poruszać ten supertrudny temat. Skupiamy się więc na aspekcie naukowym, w którym – korzystając z wiedzy specjalistów – możemy poruszać się w miarę pewnie.
Istnieje wiele zbiórek dla ofiar powodzi – gorąco zachęcamy Was do wpłacania datków, ale z drugiej namawiamy do uważnego weryfikowania tych zbiórek.
==
W ciągu czterech ostatnich dni, czyli od 12 do 15 września 2024, w wielu miejscowościach na południu Polski spadło od 300 do ponad 400 litrów wody na metr kwadratowy, czyli tyle, ile powinno tam spaść w ciągu czterech lub nawet sześciu miesięcy!
Tak powiedział dziś w TVN Grzegorz Walijewski, zastępca dyrektora Centrum Hydrologicznej Osłony Kraju w IMGW.
“IMGW podaje, że padły nowe rekordy stanów wody: w Kłodzku na Nysie Kłodzkiej zanotowano 798 cm, czyli 5,5 m powyżej stanu alarmowego i prawie 1,5 m więcej niż absolutne maksimum z 1997 roku.”
Również na górnej Odrze zostały pobite rekordy.
A w tym samym czasie Polska wschodnia i część północnej ciągle jest w stanie suszy hydrologicznej i notowane tam są rekordy minimalnych poziomów wody…
==
Jaki ciąg zdarzeń doprowadził do tak gigantycznych opadów na południu i południowym zachodzie Polski?
Przede wszystkim bezprecedensowy jest moment pojawienia się tej powodzi. Mamy połowę września, miesiąca w którym sumy opadów powinny być zdecydowanie niższe niż wtedy, kiedy w Polsce występują zazwyczaj duże powodzie. Powódź w 1997 miała miejsce między 5 lipca a 6 sierpnia, a powódź w 2010 między 14 maja a 9 czerwca.
Średni opad lipcu to około 55 mm na m2, we wrześniu – już około 40 mm. Czyli różnica jest istotna.
Co się zatem takiego stało we wrześniu, że doszło do katastrofy?
Wszyscy wiemy, że winnym jest ośrodek niskiego ciśnienia, inaczej niż genueński przez media nazywany Borisem, a przez meteorologów ANETT.
A mówiąc fachowo, jest to niż przemieszczający się szlakiem Vb w schemacie torów niżów europejskich Wilhelma Van Bebbera. Ten XIX-wieczny niemiecki meteorolog ustalił, że szlak ten przebiega od Zatoki Genueńskiej, która znajduje się na zachód od krańca cholewki włoskiego “buta”, poprzez Nizinę Padańską, Nizinę Węgierską w kierunku Europy Środkowo-Wschodniej.
Niże takie przemieszczają znad Zatoki Genueńskiej w kierunku północno wschodnim. Wysokie temperatury wody w Zatoce Genueńskiej powodują, że niże te dają wysokie sumy opadów – ponieważ charakteryzują się zwykle dużą wodnością, a więc niosą dużo wilgoci znad Morza Śródziemnego. Do tego, jak było teraz z tą wodnością, jeszcze wrócimy.
Wymuszenie orograficzne
Dodatkowo, niże genueńskie, przemieszczając się w kierunku północno-wschodnim, napotykają przeszkody w postaci łańcuchów górskich, czyli Alp, Sudetów i Karpat. Kiedy więc opady docierają do tych przeszkód, stają się bardziej intensywne.
Nazywa się to wymuszeniem orograficznym i jest związane z ruchem pionowym powietrza, wymuszanym przez przepływ nad górami. Napływające masy powietrza wznoszą się, ochładzają i wtedy tracą część pary wodnej poprzez skraplanie. W górach zawsze bardziej pada i absolutnie nic na to nie możemy poradzić.
W przypadku Polski największy efekt takiego wzmocnienia opadów nad górami występuje wtedy, kiedy opady przemieszczają się z północy na południe i “spiętrzają” na dowietrznej stronie łańcuchów górskich w południowej części kraju.
Czyli, mówiąc obrazowo: kiedy opady wraz z wiatrem napływają “z góry mapy”, czyli od północy, dobijają do gór i wtedy następuje “wypadanie się wody z chmur”.
Ale przecież masy powietrza napływały do Polski z południa, a nie z północy – więc o co chodzi?
Otóż w drugiej części ostatniego epizodu opadowego układ niżowy położony był w pobliżu południowych granic naszego kraju. A teraz uruchamiamy wyobraźnię i widzimy układ niżowy jako wielki wir, w którym masy powietrza i opady obracają się wokół centrum znajdującego się na pograniczu Polski, Słowacji i Czech w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegara.
Widzicie to? Najpierw opady były zaciągane nad Polskę od południowego wschodu, a potem od północy spływały na południowy zachód, spadając przede wszystkim na województwa dolnośląskie, opolskie, śląskie i małopolskie.
Blokada niżu
Zwykle taka sytuacja pogodowa nie prowadzi jednak do aż tak skrajnych zjawisk.
No, chyba że przemieszczanie się niżu zostanie spowolnione lub zablokowane przez układ (lub układy) wysokiego ciśnienia zalegające nad północną lub północno-wschodnią częścią kontynentu. Tak też było obecnie.
Do powstania ośrodka niskiego ciśnienia w okolicy Zatoki Genueńskiej doszło 11 września na skutek napływu chłodniejszego powietrza nad obszar wygrzanego morza. I tu jest pies pogrzebany, bo Morze Śródziemne było tego lata rekordowo gorące.
A wyjątkowo wysokie temperatury wód powierzchniowych oznaczają bardziej intensywne ich parowanie. Zgodnie z prawami termodynamiki, kiedy temperatura atmosfery rośnie, to wzrasta również ilość zawartej w niej pary wodnej. A więc dwa elementy – bardziej intensywne parowanie (bo cieplejsza woda) i więcej wody zgromadzone w atmosferze (bo ciepłe powietrze “przechowuje” więcej pary wodnej). W tym przypadku mamy więc do czynienia z masami powietrza niosącymi więcej wody niż przeciętnie w niżu genueńskim.
Kluczowym i najbardziej dramatycznym elementem okazało się “uwięzienie” niżu nad pograniczem polsko-czeskim i polsko-słowackim. 14 września centrum niżu genueńskiego znajdowało się nad województwem śląskim i właśnie wtedy przestał się on przesuwać na północny wschód.
Został przyblokowany przez rozległy wał wyżowy rozciągający się od Europy zachodniej poprzez północną aż po północno-wschodnią część kontynentu. Zalegały tam aż trzy wyże: z centrum nad kanałem La Manche, Skandynawią i Rosją.
To spowodowało, że niż genueński “wypadał się” nad Europą Środkową – m.in. Polską, Austrią, Czechami.
==
Czy to wina ocieplenia klimatu?
Bardzo trudno jest określić konkretne zjawisko pogodowe jako skutek ocieplenia klimatu. Ale w tym akurat wypadku bardzo, bardzo wskazuje, że czas i intensywność tego, co się dzieje jest związana z tym, co dzieje się obecnie z klimatem.
Ocieplenie klimatu sprawia, że niże tego typu co genueński niosą więcej wody – wyższa temperatura powierzchni morza to większe parowanie powierzchniowe.
W tym konkretnym przypadku za zwiększenie sumy opadu można w części winić rekordowo ciepłe Morze Śródziemne. I to w połowie września, a więc miesiąca, w którym sumy opadów powinny być zdecydowanie niższe niż w miesiącach letnich czy wiosennych, kiedy to w Polsce występowały wielkie powodzie.
Należy oczekiwać, że w cieplejszym klimacie opady z takich układów niżowych będą wyższe, jako że wyższe będą temperatury wód będących miejscem narodzin Niżów Genueńskich.
Trudno jednak powiedzieć, czy i jak wpłynie to na częstotliwość ich występowania.
Tak tę sytuację podsumował dla serwisu Next Gazeta.pl prof. Piotr Skubała z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, członek Państwowej Rady Ochrony Przyrody:
Niż genueński jest typowym zjawiskiem meteorologicznym, jednak częstość i siła oddziaływania tego rodzaju zjawisk pogodowych jest coraz większa. Sytuacje suszy i nawalnych deszczy dotykające coraz dotkliwiej nasz kraj, to podręcznikowy przykład tego, do czego prowadzi emisja gigantycznych ilości gazów cieplarnianych, o czym ostrzegają naukowcy od dekad. Kroki zaradcze, które musimy wprowadzić są nam znane i określone w ramach kolejnych konferencji klimatycznych, czy poświęconych bioróżnorodności. Dlaczego ich nie realizujemy?
Wiemy też, że zmiana klimatu oznacza dla nas bardziej intensywne i częstsze powodzie oraz bardziej intensywne i częstsze susze.
Warto przypomnieć, że do czasu katastrofalnych opadów w Polsce niepodzielnie panowała susza hydrologiczna – na niemal wszystkich polskich rzekach notowane były stany niskie.
IMGW tak pisał 9 września:
Obserwowaliśmy aż 26 stacji, na których stany wody były niższe od dotychczasowych minimów.
==
Czy to jest powtórzenie sytuacji meteorologicznej z 1997 i 2010 roku, które wywołały poprzednie wielkie powodzie?
Pod względem wielkości opadów (czyli najwyższych sum opadu) powódź ta przypomina bardziej tę z 1997 niż tę z 2010 (choć geneza wszystkich jest ogólnie bardzo podobna).
Należy pamiętać, że w 1997 były dwie fale opadów: pierwsza od 4 do 8 lipca, druga po 17 lipca (choć najwyższe sumy w obu falach notowano w nieco innych miejscach). W pierwszej z tych fal najwyższe sumy opadów notowane były na bardzo zbliżonym obszarze – we wschodniej części Kotliny Kłodzkiej, Górach Opawskich, a także w Sudetach.
Widać też, że teraz zalewane są te same miejscowości, co w początkowej fazie powodzi w 1997.
Z kolei w 2010 powódź objęła w większym stopniu dorzecze Wisły – najwyższe opady były przesunięte na wschód w porównaniu do sytuacji z 1997 i 2024.
==
Jak porównywać powodzie w 2024 i 1997 roku?
Powódź, szczególnie ta z 1997 roku, jest bardzo mocno obecna w naszym myśleniu, nawet kulturze – dość wspomnieć seriale Rojst czy Wielka woda. Pytanie więc, czy da się i czy jest sens porównywać oba te wydarzenia?
Sens – na pewno. Ludzie, my, już tak mamy, że potrzebujemy punktów odniesienia. Wiecie, na zasadzie “coś ma pojemność 400 basenów olimpijskich” albo “wysokość 25 Pałaców Kultury”.
Tylko czy tu się da porównać zdarzenia? Na pewno można to zrobić biorąc pod uwagę skutki powodzi. Zarówno przypadki śmierci, jak i straty gospodarcze. Liczbę zniszczonych domów, publicznych obiektów. Na to przyjdzie czas, na pewno jest dużo za wcześnie, bo powódź wciąż trwa.
O to, co trzeba brać pod uwagę dokonując takich ocen z punktu widzenia nauki zapytaliśmy doktora Sebastiana Szklarka z Europejskiego Regionalnego Centrum Ekohydrologii Polskiej Akademii Nauk, twórcę świetnego bloga “Świat wody”
==
Czy takie katastrofalne warunki pogodowe będą się powtarzały w przyszłości? Czy będą częstsze?
Klimat Ziemi się ociepla, a w Polsce już notujemy średnio 2 st. C ocieplenia względem epoki przedprzemysłowej. Wraz z ociepleniem rośnie też zawartość wilgoci dostępnej dla niżów tego typu.
Można więc powiedzieć, że z całą pewnością z tych przyczyn wielkie opady będą się powtarzały w przyszłości.
Należy jednak pamiętać, że do wystąpienia takiej sytuacji opadowej wymagany jest szereg czynników, przede wszystkim zablokowanie takiego układu niżowego nad jednym obszarem. Czy do takich blokad będzie dochodzić częściej – nie sposób powiedzieć.
Jednak, jeśli już do takiej blokady dojdzie, to sumy opadów w cieplejszym klimacie mogą być jeszcze wyższe, niż miało to miejsce w ostatni weekend, a także w 1997 i w 2010 roku.
==
Dezinformacja i misinformacja
Chcemy poruszyć jeszcze jeden, raczej nieoczywisty temat. Chodzi o dezinformację i misinformację związaną z powodzią.
Najpierw krótkie wyjaśnienie – dezinformacja to celowa manipulacja, która ma na celu uzyskanie jakichś korzyści, zwykle też zaszkodzenie komuś.
Z kolei misinformacja to również przekazywanie fałszywych informacji, ale raczej nieświadome, bez chęci uzyskania korzyści czy zrobienia komuś krzywdy.
Rozróżniam to tak wyraźnie, bo oba te zjawiska mają miejsce, choć zdecydowanie nie są tym samym.
Zacznijmy do misinformacji. Czyli tej bez złych zamiarów. Polacy już tak mają, że znają się na wszystkim. Jak Adam Małysz skakał, to specjalizowaliśmy się w skokach narciarskich, potem byliśmy specami od katastrof lotniczych, onkologii, piłki nożnej, himalaizmu i generalnie prawie wszystkiego po kolei.
Teraz jest podobnie – mnóstwo osób wypowiada się na temat powodzi z pozycji “wiem, bo przecież na chłopski rozum…”. Tyle, że tzw. chłopski rozum w wielu sytuacjach kompletnie się nie sprawdza.
A takie gadanie absolutnie nikomu nie pomaga.
Natomiast większym problemem jest rozpowszechnianie informacji bez zastanowienia. Tak jest, gdy mówimy o “przerwanych” czy “pękających” zaporach. Gdy zapora pęka, skutki są zupełnie inne. Jak w Chinach w 1975 roku, gdy zginęło 240 000 osób.
Jak dotąd czyli późnym popołudniem 16 września żadna z zapór nie została przerwana. Owszem, woda przelewa się górą, czasem w planowy a czasem w słabo kontrolowany sposób.
I tu dochodzimy do pogranicza misinformacji i dezinformacji, czyli serwisów internetowych. Niestety również tych wielkich, uznanych tytułów.
W nich również możemy znaleźć informacje podawane tak, by zmaksymalizować klikalność. Ja rozumiem, że biznes to biznes. Ale to jest powódź. Wielkie ludzkie nieszczęście. Oczywiście też wielkie żniwa odsłon w portalach. Czasem tym większe, że ludzie klikają w nieuczciwe, clickbaitowe tytuły. Dla mnie to przegięcie.
No i jest też klasyczna dezinformacja. Nasi drodzy przyjaciele z Rosji doskonale wykorzystują takie okazje. Mamy więc wątki o tym, jak to Czesi celowo spuszczają wodę, żeby zalać Polskę. I że to wina Tuska. Albo PiS-u. Albo imigrantów.
Tak dla jasności – 99% terytorium Czech to zlewiska Morza Północnego i Czarnego. Czyli prawie nic z Czech nie płynie do Polski. Owszem źródła Odry znajdują się po czeskiej stronie Sudetów, w Górach Odrzańskich, ale dorzecze Odry w Czechach to mały kawałek na północnym wschodzie. Zbiorniki, które mają ujście do Odry, miały bardzo niski poziom wody (bo susza) i zostały opróżnione jeszcze przed nadejściem głównych opadów, co jest normalną procedurą.
Więc prośba – nie komentujmy bez sensu tylko dlatego, że nam się coś wydaje i mamy poczucie, że koniecznie trzeba to wszystkim przekazać.
Spróbujmy się powstrzymać i nie klikajmy w każdy nagłówek, który jest sensacyjnie zbudowany. Wiem, że to trudne. I wiem, że moje gadanie raczej nic nie przyniesie. Ale media robią to, co robią bo my się dajemy na to łapać.
No i wreszcie nie ulegajmy próbom podburzania nas. Czy to przeciwko sąsiadom, czy rządom, czy po prostu innym ludziom. Łatwo nas skłócić, trudno potem przywrócić spokój. A akurat jego teraz potrzebujemy.
Tu jeszcze powtórzymy to, o czym wspomnieliśmy na początku – uważajcie na oszustów, którzy postanowią zarobić na powodzi. Czyli szczególnie na fałszywe zbiórki pomocowe. Zawsze przy takiej okazji pojawia się ich trochę. Po prostu sprawdzajmy dokładnie komu płacimy zanim ten odruch dobrego serca zrealizujemy. Albo korzystajmy z istniejących od dawna organizacji, którym ufamy.
Już kiedy nagrywaliśmy ten odcinek podcastu, ukazała się analiza na europejskiej naukowej platformie ClimaMeter, która służy do analizowania ekstremalnych zjawisk pogodowych w perspektywie klimatycznej.
W przedstawionej analizie badacze sugerują, że zmiany klimatu zwiększyły do 20% ilość opadów w Europie Środkowej, pochodzących z niżu genueńskiego Boris. Oznacza to o 4-8 mm więcej deszczu na dzień w porównaniu z poprzednimi zdarzeniami tego typu.
Nasilenie opadów w ostatnich dniach w naszym regionie naukowcy przypisują w większości zmianom klimatu spowodowanym przez człowieka, natomiast naturalna zmienność klimatu ich zdaniem odegrała prawdopodobnie niewielką rolę.
Źródła:
https://www.imgw.pl/wydarzenia/niz-genuenski-boris-prognoza-pogody-na-okres-12-15-09-2024-r
https://www.gov.pl/web/rcb/raport-dobowy
https://www.ceam.es/ceamet/SST/index.html
https://pl.wikipedia.org/wiki/Szlak_ni%C5%BC%C3%B3w_Vb_wed%C5%82ug_W._Van_Bebbera
https://www.climameter.org/20240913-15-storm-boris
Transkrypcja odcinka
Transkrypcja zawiera błędy powstałe w wyniku automatycznego zapisywania treści
Cześć, tu Ola Stanisławska. I Piotrek Stanisławski, podcast Crazy Nauka. Trochę inaczej niż planowane, bo teraz była kolej na krótki odcinek, ten taki wiecie, z newsami. Właściwie to będą newsy.
No niestety będą, bo podejmujemy dziś bardzo aktualny i bardzo trudny temat katastrofalnej powodzi w Polsce. Powodzi, która wciąż jeszcze trwa, kiedy przygotowujemy ten odcinek podcastu. No i z przerażeniem obserwujemy i nieszczęścia, i zniszczenia, które dotknęły mieszkańców zalanych obszarów, w tym naszych przyjaciół. I za swój obowiązek uważamy klarowne przedstawienie wam tego wyjątkowego ciągu zdarzeń, który doprowadził do katastrofy.
Poziom wody w wielu miejscach znacznie przekroczył ten z rekordowego 1997 roku. No i dość precyzyjnie można już wskazać czynniki, które to spowodowały. I tu jedna informacja. Nie będziemy wam powtarzać newsów, gdzie co jest zalane, jaki poziom wody i tak dalej.
To nie ma sensu. Te informacje dostajecie z mediów. My skupimy się na czym innym. Chcemy przedstawić wam właśnie ten ciąg zdarzeń, który odtworzyliśmy w oparciu o raporty doniesienia m.in. Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Zrobiliśmy to wszystko w konsultacji ze specjalistami, w tym z meteorologiem, z hydrologiem. Korzystamy m.in. z informacji publikowanych przez polskich łowców bursz.
Bardzo dokładnie staraliśmy się dobrać te źródła, z dużą starannością, żeby tu nie bawić się w rekordy, opowiadać w tonie jakimś sensacyjno-ciekawostkowym o tych wydarzeniach, tylko możliwie rzetelnie wytłumaczyć przyczyny tej sytuacji, ale też pokazać jak ona się odnosi do innych podobnych zdarzeń. No i bardzo wyraźnie podkreślamy, że w tym podcaście tłumaczymy pogodowe przyczyny tej powodzi i analizujemy przypadki, miejsc, które w niej najbardziej ucierpiały, ale nie chcemy oceniać tego jak była przygotowana infrastruktura powodziowa, kto zawinił. Po pierwsze polityka to nie nasza działka, po drugie na takie rozliczenia, wyliczenia przyjdzie czas, nie na tym się skupiamy. No i nie będziemy też dziś mówić o ludzkich dramatach i o sytuacji społecznej.
Mają one oczywiście ogromne, kluczowe znaczenie, ale po pierwsze jest jeszcze za wcześnie, by omawiać skalę tych strat, a po drugie po prostu nie czujemy się kompetentni, by poruszać właśnie takie super trudne tematy w tej chwili. Skupiamy się więc na aspekcie naukowym, w którym korzystając z wiedzy specjalistów, no możemy się poruszać w miarę pewnie. No a jeśli chodzi o kwestie ludzkie i sytuację społeczną, to zdecydowanie polecamy wam zbiórki dla ofiar powodzi, zbiórki materialne zbiórki pieniędzy. Gorąco zachęcamy was do wpłacania datków, ale z drugiej strony uczulamy was na to, abyście uważnie weryfikowali te zbiórki, żeby po prostu nie dać zarobić tym, którzy żerują na ludzkim nieszczęściu.
Od dezinformacji, misinformacji towarzyszącej tym zdarzeniom i poprzedzającej je będziemy jeszcze mówili pod koniec tego odcinka. A teraz jasny punkt, bo chcieliśmy podkreślić, że jesteśmy obecni na wszystkich liczących się platformach podcastowych. I tych nieliczących się również. No to zaczynamy.
Zacznijmy od tego, że w ciągu czterech ostatnich dni, czyli między 12 a 15 września 2024, w wielu miejscowościach na południu Polski, przede wszystkim na południowym zachodzie, spadło od 300 do ponad 400 litrów wody na metr kwadratowy. To jest tyle, ile powinno tam spaść w ciągu czterech lub nawet sześciu miesięcy. Te dane dzisiaj przedstawił w TVN Grzegorz Walijewski, zastępca dyrektora Centrum Hydrologicznej Osłony Kraju w Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Czyli IMGW.
No i co to oznacza te 300 do 400 litrów wody na metr kwadratowy? to jest ta sama wartość, którą się określa w milimetrach, na przykład mówiąc 400 milimetrów wody spadło, czyli 400 milimetrów, inaczej 40 centymetrów. Weźcie sobie wyobraźcie, na każdy metr kwadratowy na danym obszarze spada 40 centymetrów słupa wody. Nie na jeden, że się to na boki rozpłynie.
To jest trochę trudne do wyobrażenia. Kumuluje w Dolinach Rzecznych, spływa z gór, zbiera się w Nieckach. Jest to absolutnie niszczycielski żywioł i można sobie tylko wyobrazić skalę, zresztą widzimy to w mediach. No i IMGW podaje, że padły nowe rekordy stanów wody.
Na przykład w Kłodzku na Nysie Kłodzkiej zanotowano 798 centymetrów, czyli 5,5 metra powyżej stanu alarmowego i prawie 1,5 metra więcej niż wynosiło absolutne maksimum z 1997 roku. No i również na Górnej Odrze zostały pobite rekordy. W tym samym czasie wschodnia, północna część Polski ciągle jest w stanie suszy hydrologicznej. Mamy wciąż rekordowo małe poziomy wody.
Oczywiście zajmie chwilę zanim dotrze ta fala wody, która płynie z południa. Chociaż to też jest taka sytuacja, która nie wyrówna tej suszy. To, że woda pójdzie korytami rzek, to nie znaczy, że… Nawodnione lasy, pola i tak dalej.
To jest dość dziwaczna sytuacja. Z jednej strony susza, z drugiej powódź. Nie jest to aż tak dziwaczne, kiedy spojrzymy na to, co się mówiło od lat o zmianach klimatu, ale o tym będziemy jeszcze mówić. No to jaki właściwie ciąg zdarzeń doprowadził do tak gigantycznych opadów na południu i południowym zachodzie Polski?
Tak, to jest przede wszystkim ważne i dziwne i chyba muszę powiedzieć bezprecedensowe. To jest ten moment pojawienia się tej powodzi. Połowa września. W wrześniu te opady powinny być zwykle, statystycznie są zdecydowanie niższe niż w lipcu, kiedy się zdarzyła powódź w 1997 roku.
To było 5-6 lipca. Druga taka powódź, choć już nie tak, znaczy o innym charakterze, trochę mniej dramatyczna, też 2010 rok. To był 14 maja 9 czerwca, czyli zupełnie inna pora roku. Dość powiedzieć, że średnio opady w lipcu to jest około 55 milimetrów na metr kwadratowy.
To oczywiście zależy od miejsca i tak dalej. A we wrześniu to już jest około 40 milimetrów, czyli naprawdę duża różnica. Czyli co właściwie się takiego wydarzyło, że to właśnie teraz we wrześniu dochodzi do tej katastrofalnej powodzi? Wszyscy wiemy, że winny jest ośrodek niskiego ciśnienia, zwany chętnie w mediach niżem genueńskim.
Nazwany Borisem, to znowu medialna nazwa, a przez meteorologów nazwany ANETT. Już w te nazwy nie będziemy wchodzili, bo to jest tak pokręcone. Będziemy używali nazwy Niż Genueński. Tak, myślę, że z tego się trzymajmy, bo zwłaszcza, że Boris czy ANETT to są nazwy tego konkretnego zdarzenia z tej daty, natomiast Niż Genueński to jest zjawisko powtarzalne i o nim jeszcze będziemy mówili.
Niż Genueński to nisz, który się przemieszcza szlakiem VB w schemacie torów niżów europejskich, opracowanym jeszcze w XIX wieku przez Wilhelma Van Bebbera. To był niemiecki meteorolog, który jako pierwszy wykreślił w ogóle te drogi, którymi wędrują Europa jest dość pokręconym kontynentem, bo niewielkim, a przeciętym pasmami górskimi, otoczonym z różnych stron różnymi morzami o różnej charakterystyce. W każdym razie ten schemat VB, do którego tu się odwołujemy, przebiega od Zatoki Genueńskiej, która znajduje się na zachód od krańca cholewki, włoskiego buta. Kraniec cholewki, czyli tak jakby sobie wziąć taki kozaczek i sama góra pod kolanem.
Tak jest. I na zachód, czyli w stronę Francji. Genua jest tam po prostu tak, po tej można powiedzieć francuskiej stronie, Włoch bardziej. Więc tam on się rodzi.
Potem wędruje przez Nizinę Padańską, Nizinę Węgierską w kierunku Europy Środkowo-Wschodniej. I takie niże przemieszczają się właśnie znad Zatoki Genueńskiej w kierunku północno-wschodnim. I z kolei wysokie temperatury wody w Zatoce Genueńskiej sprawiają, że te niże dają wysokie sumy opadów, czyli jak to się mówi fachowo, charakteryzują się dużą wodnością, czyli po prostu niosą bardzo dużo wilgoci znad tego morza śródziemnego. Do tego, jak to z tą wodnością było, będziemy jeszcze wracali.
No a dodatkowo te niże genueńskie, które się przemieszczają z południa Europy w kierunku północno-wschodnim, no potykają po drodze przeszkody. No i to są łańcuchy górskie. Na początku Alpy, potem Sudety i Karpaty. Kiedy więc opady docierają do tych przeszkód, stają się bardziej intensywne.
No i dlaczego tak się dzieje? Nazywa się to wymuszeniem orograficznym i jest związane z ruchem pionowym powietrza. Właśnie to powietrze, ten ruch jest wymuszany przez przepływ nad górami. Napływające masy powietrza wznoszą się nad górami, ochładzają i wtedy tracą część pary wodnej poprzez skraplanie.
No w górach zawsze więcej pada i absolutnie nic na to nie możemy poradzić. I tutaj widziałam w komentarzu, że jedynym sposobem zapobieżenia tej katastrofie byłoby zrównanie gór z ziemią, chociaż akurat to chyba nie pomogłoby specjalnie mieszkańcom Dolnego Śląska, czy też województwa opolskiego. Kotlinie Kłodzkiej by pewnie pomogły, ale nie planujemy takiego rozwiązania, więc nie będziemy go analizowali. No i w przypadku Polski największy efekt takiego wzmocnienia opadów nad górami występuje wtedy, kiedy te opady przemieszczają się z północy na południe i spiętrzają na dowietrznej stronie łańcuchów górskich w południowej części kraju.
No i dobra, to wytłumaczmy to powoli. Mówiąc obrazowo. kiedy opady wraz z wiatrem napływają od północy, czyli z góry mapy, dobijają do gór i właśnie wtedy następuje to wypadywanie się wody z chmur. Dobra, ale poczekaj, bo przed chwilą mówiliśmy o niżu genueńskim, Genua, Włochy, te sprawy, czyli jesteśmy na południu i ten cały niż idzie do nas z południa.
Ty teraz mówisz, że jak idzie od północy, to się wypaduje, to o co chodzi? No tutaj była sytuacja szczególna, dlatego że w drugiej części ostatniego epizodu opadowego, tak jak to ładnie meteorolodzy określają, czyli właśnie na przełomie soboty i niedzieli, Układ Niżowy, o którym mówimy, położony był w pobliżu południowych granic naszego kraju. Tam znajdowało się centrum tego układu niżowego. Ono tak krążyło nad granicą polsko-czeską, polsko-słowacką.
Tak, widać było, jak się odtwarzało na jakiś mapach meteo, to widać było, że się kręcił taki ogromny wil i właśnie jego środek był gdzieś tam. Gdzieś tam, w tamtej okolicy. I teraz jest istotne, żeby to sobie wyobrazić przestrzennie. Nie mamy niestety do dyspozycji. Szkoda, że Państwo tego nie widzą.
Nie możemy Państwu tego pokazać, zaprezentować, ale teraz uruchamiamy wyobraźnię i widzimy układ niżowy jako wielki wir, w którego centrum jest właśnie pogranicze polsko-czeskie, polsko-słowackie. I w tym wirze masy powietrza i opady obracają się wokół centrum. I co ważne, i to być może nawet najważniejsze w tym myśleniu, obracają się w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegara, bo tak mają niże na naszej półkuli. Tak i teraz sobie to wyobraźmy.
Kierunek odwrotny do ruchu wskazówek zegara, a więc najpierw te opady są zaciągane nad Polskę od południa, następnie zataczają lekki łuk. i zawracają, aby od północy spłynąć na nasze góry, na południowy zachód, spadając przede wszystkim właśnie od północy na województwa dolnośląskie, opolskie, śląskie i małopolskie. Właśnie tak to się stało w tym wypadku. Czyli mamy ten efekt, o którym mówiłaś, czyli że rzeczywiście mimo, że niż nadszedł z południa, to ten zrzut opadów to były opady z chmur idących od północy, bo to wiruje.
Tak, bo one tak. Zakręciły nad Polską i dojechały z północy. Tak, i zrzuciły tam swój bagaż. No i teraz to nie jest nic skrajnego.
To jest dość normalna sytuacja. To się zdarza i nie ma tu specjalnie powodów, żeby się wydarzyły specjalne rzeczy, chyba że to przemieszczanie się niż już zostanie spowolnione albo wręcz zablokowane przez układ, albo wręcz bardziej złożone jakieś układy wysokiego ciśnienia, które zalegają nad północą albo północno-wschodnią częścią kontynentu i dokładnie to się wydarzyło, bo to jest istotna bardzo sprawa, Do powstania tego ośrodka niskiego ciśnienia, tego z okolic Zatoki Genueńskiej, doszło 11 września i to był efekt dopływu, napływu chłodnego powietrza nad ten obszar wygrzanego morza. No właśnie, tu jest sprawa absolutnie kluczowa, to znaczy morze śródziemne było rekordowo gorące tego lata, rekordowo. O tym była mowa, wiele osób się cieszyło, że takie ciepłe morze, no okej, ma to swoje konsekwencje jak widać, to znaczy wyjątkowo wysokie temperatury tych powierzchniowych wód oznaczają, jak się można domyślać.
bardzo intensywne ich parowanie. Jak temperatura atmosfery rośnie to wzrasta też ilość zawartej w niej pary wodnej, czyli mamy te dwa elementy. Jedno to jest bardzo intensywne parowanie, bo cieplejsza woda i drugie to jest to, że atmosfera gromadzi więcej wody, no bo po prostu ciepłe powietrze jest w stanie przechowywać więcej pary wodnej. Jak sobie przypomnicie takie doświadczenia, które nawet gdzieś pokazywaliśmy, które można w zimie wykonać, czyli idziemy sobie z kubkiem wrzątku i chlupiemy nad głową, tylko żeby się nie polać, przy mrozie, nie wiem, minus 10 stopni to mamy taki piękny obłok pary, dlatego właśnie, że zimne powietrze źle przechowuje parę wodną, tak, to szybciutko ta para się skrapla, dostajemy taki efekt, tak, tutaj mamy właśnie gorące powietrze, mnóstwo wody w nim przechowanym i czyli mamy tak naprawdę do czynienia z ogromnymi masami powietrza, które niosą więcej wody niż w takim przeciętnym niżu genueńskim.
Ten niż nie był przeciętny dlatego, że woda w Morzu Śródziemnym była bardzo gorąca. No i teraz tym kluczowym, najbardziej dramatycznym elementem okazało się właśnie to zablokowanie, uwięzienie Niżu nad pograniczem polsko-czeskim, polsko-słowackim, bo 14 września centrum Niżu Genueńskiego znajdowało się nad województwem śląskim i właśnie wtedy on się przestał przesuwać na północny wschód, tak jakby to było, gdyby nie blokada, a przyblokowany został z kolei przez taki potężny wał wyżowy, który się rozciągał od Europy Zachodniej przez Północną, aż do Północno-Wschodniej. I to były w sumie aż trzy wyże. One tam jakieś mają swoje imiona, które nie są kompletnie istotne.
W każdym razie miały centrum nad kanałem La Manche, nad Skandynawią i nad Rosją. I to tak naprawdę spowodowało, że ten niż genueński, który by sobie normalnie popłynął, zatkał się, zablokował się i przez to wypadał się, czyli zrzucił całą tą ogromną, większą niż zazwyczaj ilość wody, którą niósł właśnie nad Europą Środkową, nad Europą Wschodnią, Polska, Austria, Czechy, te rejony, które zostały najintensywniej zalane. No i teraz dochodzimy do pytania, czy jest to wina ocieplenia klimatu, ta cała sytuacja. No i jak zawsze w nauce, bardzo trudno jest określić, czy konkretne zjawisko pogodowe jest skutkiem właśnie ocieplenia klimatu.
Klimatolodzy się wzdragają. Wzdragają, nie lubią takich sytuacji, ale W tym akurat przypadku bardzo, bardzo dużo wskazuje na to, że czas oraz intensywność tego, co się dzieje, są związane z tym, co się dzieje obecnie również z naszym klimatem. Otóż ocieplenie klimatu, a szerzej zmiana klimatu sprawia, że niżej tego typu cogenueński, tak jak Piotrek powiedział, niosą więcej wody. No bo wyższa temperatura powierzchni morza to większe parowanie powierzchniowe.
No i tutaj oczywiście, ponieważ temperatury globalne rosną, rosną też temperatury wody w morzach. No i w tym konkretnym przypadku, za zwiększenie sumy opadu, można w części, albo w większej części winić rekordowo ciepłe morze śródziemne. No i to w połowie września, więc miesiącach, w którym Sumy opadów, tak jak już wspomnieliśmy, powinny być zdecydowanie niższe niż w miesiącach letnich czy wiosennych, kiedy zwykle są powodzie. Tak, wydarzają się to takie największe powodzie niezwiązane z roztopami.
No i należy oczekiwać, niestety, że w cieplejszym klimacie opady właśnie z takich układów niżowych będą większe. Jako, że temperatury będą rosnąć i temperatury wody morskiej też będą rosły. To będzie związane również z tym, jak się zachowuje Morze Śródziemne w okolicach Zatoki Genueńskiej, a tam jest naprawdę niewesoło, bo rzeczywiście tam panują morskie upały. Całe to lato było bardzo upalne.
Trudno jest jednak jednoznacznie powiedzieć, czy i w jakim stopniu zmiana klimatu wpłynie na częstotliwość występowania takich zjawisk, z jakim mieliśmy i wciąż mamy Śląskiego w Katowicach, członka Państwowej Rady Ochrony Przyrody. wypowiedział dla serwisu NextGazeta.pl, z którym kiedyś miałem bliskie związki, i powiedział tak. Niż genueński jest typowym zjawiskiem meteorologicznym, jednak częstość i siła oddziaływania tego rodzaju zjawisk pogodowych jest coraz większa.
Sytuacje suszy i nawalnych deszczy, dotykające coraz dotkliwiej nasz kraj, to podręcznikowy przykład tego, do czego prowadzi emisja gigantycznych ilości gazów cieplarnianych, o czym ostrzegają naukowcy od dekad. Kroki zaradcze, które musimy wprowadzić są nam znane i określone w ramach kolejnych konferencji klimatycznych czy poświęconych bioróżnorodności. Dlaczego ich nie realizujemy? Mamy spojrzenie na to, właściwie to co zawsze było mówione, myśmy też już to mówili, Nie wiem ile razy, ale dużo, że zmiany klimatu będą powodowały częstsze i bardziej intensywne zjawiska ekstremalne.
Mamy zjawisko ekstremalne. Czy częstsze? No oby nie, oby to się nie powtarzało. Natomiast rzeczywiście odczuwamy częstsze susze.
Właściwie susze mamy nieustające już od kilkunastu lat i one są rzeczywiście bardziej intensywne i nieprzerwane niemalże. No i tutaj trzeba powiedzieć, że takie nawołnice, jak ta, której byliśmy, wciąż jesteśmy świadkami, one następują naprzemiennie z suszami. Albo wręcz jednocześnie, bo tak jak teraz mamy, my jesteśmy w okolicach Warszawy i tu Trochę popadało. Wiemy, że w Mazowieckim były nawet i trąby powietrzne.
To był efekt tego, że na styku tego Niżu, na granicy tego Niżu Genueńskiego, z tymi wyżami, o których mówiliśmy, tam gdzie te dwie masy powietrza na siebie wpadały, zachodziły takie ekstremalne zjawiska. ale faktem jest, że tu w naszym rejonie nie popadało za bardzo, nadal jest strasznie sucho, czyli mamy bardzo duży rozrzut na terenie Polski. Jeżeli się spojrzy na mapy hydrologiczne sprzed kilku dni, to w tych rejonach, gdzie w tej chwili jest powódź, były dosłownie 4-5 dni temu ekstremalnie niskie poziomy wody, co też ma oczywiście znaczenie rozmaite, bo wysuszona ziemia też gorzej przyjmuje w pierwszej chwili na pewno wodę, to znaczy nie ta woda nie wsiąka tylko spływa. Zresztą jakby odwołując się już do takich bezwzględnych wartości, może nie bezwzględnych wartości, ale konkretnych informacji, 9 września wspomniany IMGW pisał, obserwowaliśmy aż 26 stacji, na których stany wody były niższe od dotychczasowych minimów, czyli absolutnie była super, super susza, po której przyszła super silna, super silne opady, jeszcze wzmocnione tym gorącem morza śródziemnego.
No, znowu podsumowując ten kawałek, Tak wygląda na to, że na intensywność tego zjawiska miała bezpośredni wpływ zmiana klimatu. Oczywiście wiele osób uważa, że nie, ale niestety nic nie poradzimy na to, że tak uważają. No i teraz pojawia się kolejne pytanie, czy to jest powtórzenie sytuacji z roku 1997 i 2010, czyli tych sytuacji, które wywołały poprzednie wielkie powodzie. No i zacznijmy od aspektu meteorologicznego.
Bo pod względem ilości, wielkości opadów, czyli to się nazywa najwyższymi sumami opadu, powódź, której jesteśmy obecnie świadkami, przypomina bardziej tę powódź z 1997 niż z 2010 roku. Chociaż one wszystkie powstały w bardzo podobny sposób, bo ich źródłem był oczywiście ten niż Genueński, o którym tutaj szeroko mówimy. Należy pamiętać, że… No właśnie, co było inne w roku 1997 podczas powodzi tysiąclecia?
Tam były dwie fale upadków. Pierwsza od 4 do 8 lipca, a druga po 17 lipca. Chociaż najwyższe sumy w tych obu falach notowano jeszcze w nieco innych miejscach. I w pierwszej z tych fal najwyższe sumy opadów notowane były na bardzo zbliżonym obszarze do tego co teraz się dzieje.
We wschodniej części Kotliny Kłodzkiej, w górach Opawskich i w Sudetach. Tak, czyli w tej chwili zalewane w czasie tej powodzi są te same miejscowości, które ucierpiały szczególnie w początkowej fazie, w tej pierwszej fazie opadów w 1997 roku. No a jeśli chodzi o tę powódź z 2010 roku, no to ona była jeszcze inna. Objęła w większym stopniu Dorzecze Wisły.
My tutaj mówimy o Dorzeczu Odry przede wszystkim w roku 2024, a tamto również 1997 dotyczył przede wszystkim Dorzecza Odry. Natomiast rok 2010 to było Dorzecze Wisły. bo najwyższe opady były przesunięte na wschód w porównaniu do tego, co było w tym roku i w roku 1997. Czyli tam też niż genueński, ale inaczej to przebiegało, pewnie, nie wiem, trzeba by odtworzyć, pewnie te wyże były na przykład bardziej odsunięte na wschód, te, które blokowały wtedy ruch.
I teraz ważna sprawa, to znaczy, czy te powodzie, zwłaszcza tą ‘97 i ‘24 można porównywać, tak? Ta z 97 roku, szczególnie ta jest w ogóle mocno obecna, można powiedzieć, w naszym myśleniu, nawet w naszej kulturze, tak? Chociażby, kto oglądał seriale Roist, czy no Wielka Woda, to wie, to są seriale, które się kręcą wokół tych tematów. Więc pytanie, czy w ogóle da się i czy jest sens porównywać te wydarzenia.
Czy sens jest na pewno, tak uważam, no bo my ludzie tak mamy, że potrzebujemy jakichś punktów odniesienia. Potrzebujemy wiedzieć, co jest bardziej, mniej. Nasze ulubione hasła w rodzaju, że coś ma pojemność 400 basenów olimpijskich, albo wysokość 25 Pałaców Kultury. Albo wieży Eiffla, albo Statuy Wolności.
Tak, to są klasyczne odniesienia, porównywania, więc nie wstydźmy się i nie bójmy tego, że porównujemy. Czy da się porównać zdarzenia? Można to robić w najbardziej skomplikowany, ale najsolidniejszy sposób, czyli biorąc pod uwagę skutki tej powodzi, czyli zarówno przypadki śmierci jak i straty gospodarcze, liczbę zniszczonych domów, obiektów publicznych. Takie rzeczy, które trzeba policzyć, trzeba zbadać.
Na to przyjdzie czas. Teraz jest w ogóle za wcześnie, żeby o tym mówić jakkolwiek, bo powódź trwa, więc raczej skupimy się na innym aspekcie. Zapytaliśmy właśnie o taki naukowy aspekt porównania specjalistę dr. Sebastiana Szklarka z Europejskiego Regionalnego Centrum Ekohydrologii Polskiej Akademii Nauk, twórcę świetnego, bardzo przez nas zawsze polecanego, zwłaszcza jeszcze teraz wyjątkowo, bloga Świat Wody. Zajrzyjcie tam sobie na ten blog. A właśnie o to zapytaliśmy Sebastiana. Czy można porównywać, jakie elementy trzeba brać pod uwagę, żeby to miało sens?
Znaczy tak naprawdę, jeżeli ktoś by chciał taką analizę przeprowadzić, no to trzeba by było zacząć od tego, od intensywności deszczu, czyli ile wody spadło w jakim czasie. To jest pierwsza rzecz, którą powinniśmy porównywać. i a druga rzecz to, co się później działo z tą wodą, jak ona spadła, tak, bo trochę się zmieniło w całym tym obszarze od 97. Zmieniło się to, że no jednak część inwestycji powstała, hydrotechnicznych, która miała zabezpieczyć przed taką kolejną powodzią, ale w międzyczasie też zaszły inne zmiany, czyli może jest więcej domów w terenach zalewowych, pewnie struktura lub powierzchnia lasów się zmieniła, Trzeba by też porównać, czy terenów odwadnianych jest więcej, czy mniej, tak?
No tutaj betonozy jakieś wielkiej bym się nie spodziewał w tym regionie, tak? Natomiast no nawet jeżeli szlak był jakiś tam ziemny, z takimi fajnymi drewnianymi poprzecznymi korytkami, które gdzieś tam wodę kierują, a został na przykład zamieniony na asfaltowy, bo turystom wygodniej, no to tu też jest kolejny tam gdzieś element, który dokłada swoją kropelkę przyczyn do intensyfikacji różnych zjawisk. Jeżeli chodzi o same stany wody na rzekach, no to też można porównywać, będzie dopiero jak ta fala tak naprawdę przejdzie, czas jej wzrostu i punkt kulminacyjny, tak, no bo to te dwie rzeczy trzeba by rozpatrywać, bo w niektórych miejscach mamy powódź, bo Poziom wody był za wysoki i się przelał górą, a w innych miejscach po prostu była powiedzmy ta fala, za dużo było wody, nawet może był niższy poziom, ale za dużo, ale za długo to było i np. gdzieś tam słyszymy, że wał zaczyna przesiąkać ziemnie, tak?
Nie przelewa się górą, tylko po prostu długo trzyma tą wodę i ziemia nasz, nie? Nasiąknęła na maksa. i przepuszcza, tak? Albo to, że gdzieś tam na zaporze gdzieś pękło, gdzieś jakiś fragment, czy gdzieś tam się obsunęło, bo też już za dużo, za długo ta woda się leje.
Tak naprawdę pod wieloma aspektami można to rozpatrywać, ale takie kluczowe to jest właśnie intensywność opadu, czyli charakterystyka samego opadu, no i charakterystyka zlewni, co się stało w zlewni w 1997. Tam wtedy były dwie fale, które się nałożyły na siebie i skumulowały. Tutaj mamy tak, że jak patrzyłem na wodoskaz na Nysie w Kłodzku, no to mieliśmy dwa dni wcześniej, mieliśmy stan suszy, a dwa dni we wskoczyło na stan alarmowy, który wylał, więc to był bardzo krótki, intensywny opad i to, więc to już taki pierwszy rzut oka widać, że to są zjawiska o trochę innym charakterze i innej dynamice, natomiast skutki są jakie są. Czy porównywalne, to się okaże, jak wszystko przejdzie i będzie można ocenić.
Jak widać tych czynników jest sporo i takie porównania nieoczywiste, ale jednak potrzebne. Przyjdzie czas na podsumowanie całości. W tej chwili próbujemy ocenić to co się wydarzyło, to co się działo na bieżąco. No i kluczową sprawą wydaje się to, czy takie katastrofalne warunki pogodowe będą się powtarzały w przyszłości, czy może będą częstsze.
No cóż, klimat Ziemi się ociepla. W Polsce już notujemy średnio 2 stopnie Celsjusza. powyżej tego, tej średniej epoki przedprzemysłowej. Czyli mamy rocznie temperatury wyższe, średnioroczne o 2 stopnie Celsjusza niż przed rokiem 1850.
Wbrew pozorom jest to duża różnica. No a wraz z ociepleniem, jak już wielokrotnie tutaj powtarzaliśmy, rośnie zawartość wilgoci dostępnej dla niżów tego typu, co ten niż genueński nieszczęsny, o którym tutaj cały czas mówimy. No więc można powiedzieć, że z całą pewnością właśnie z tych właśnie przyczyn wielkie opady, wielkie deszcze, wielkie obszary niosące ogromne ilości wody będą się w przyszłości pojawiały nad Polską i tego na pewno unikniemy. No ale tutaj należy pamiętać, że do wystąpienia takiej właśnie konkretnej, bardzo szczególnej sytuacji opadowej, no wymagany jest szereg czynników, przede wszystkim właśnie zablokowanie takiego układu niżowego nad jednym obszarem.
Czy to są rzeczy, które się zdarzają? Zawsze było jasne, zawsze się zdarzały, zdarzać się będą. Pytanie, czy możemy określić, że w wyniku na przykład właśnie zmian klimatu, to może być częstsze. Czy częściej będą się blokowały takie?
To trudno powiedzieć, tego meteorolodzy w tej chwili nie wiedzą. Natomiast jeżeli już do takiej blokady dojdzie, no to w cieplejszym klimacie sumy opadów, które spłyną z takiego układu niżowego mogą być jeszcze wyższe niż to miało miejsce i w tym roku, czyli w ostatni weekend, ten straszny, katastrofalny, który właśnie obserwowaliśmy i wyższe niż w 97 i 2010 roku. Ja tu jeszcze chcę dodać jeden wątek, to znaczy to on właściwie mógł być też przy zmianach klimatu, ale wydaje mi się tu istotny, to znaczy na pewno na intensywność tego, znaczy może na to ile wody dociera w te rejony, gdzie mieszkają ludzie i tak dalej, wpływa m.in. zalesienie gór.
To jest istotny element, dlatego że lasy działają jak gąbka. Lasy zatrzymują ogromną ilość takiej spływającej wody na różne sposoby, bo zatrzymują chociażby dlatego, że po prostu w wodzie jest trudniej spływać przez las, ale też w lesie ściółka to wszystko chłonie tą wodę. Tu mamy taki element, o którym już się zaczyna mówić, chociaż jego ocena nie jest łatwa, czyli to, że wylesianie sprawia, że jest większe ryzyko takich powodzi, bo mniej lasów oznacza, że te lasy mniej wody chłoną, czyli więcej wody dociera na dół, a mniej się zatrzymuje po drodze. I teraz hasło wylesianie.
Tu się znowu pojawiły doniesienia o tym, że lasy są wycinane itd. Owszem są, natomiast to jest złożona sprawa. Mamy gospodarkę leśną, która jest czasem mniej, czasem bardziej sensowna. Wiadomo, że jeżeli wytniemy stary las i posadzimy młody las, co jest normalnym elementem gospodarki leśnej, no to ten młody las nie będzie miał przez długi czas jeszcze takiego efektu działania jak ten stary las.
Tam gdzie mamy ewidentnie takie uprawy leśne, czyli tak naprawdę hodujemy drewno, żebyśmy potem sobie mogli mebelki w dużej sieci kupować, to taki las jest znacznie mniej chłonący wodę niż las zbliżony do naturalnego. Ja tutaj zacytuję profesora Szymona Malinowskiego, który u siebie na Facebooku napisał. W miejscu wycinek zamiast milionów kałuż, mchu, podszytu magazynujących wodę pozostaje odkryta przestrzeń. Zostają drogi po harwesterach i ciężkich pojazdach wywożących drewno, którymi kaskadami spływa woda, wymywając przy okazji gleby i utrudniając odnowę lasu. No i tutaj właśnie, znowu, pada intensywniej, bo ociepla się klimat, szybciej spływa w dół, bo są przeczyszczone jakby koryta dla takich spływów. Tak, no wystarczy, jeżeli ktoś był w lesie zaraz po, znaczy zaraz nawet, Wiele miesięcy po takiej wycince to wie, jak te lasy wyglądają. Tam są po prostu zrobione autostrady.
Gigantyczne kolejny, którymi spływają szybkie potoki wody. No i ta woda nie zostaje w lesie i w krajobrazie. Nie zasila roślin, kiedy pada, tylko po prostu odpływa do morza. No i tutaj trudno się dziwić, że koryta rzek nie mieszczą tej wody i to trudno w ogóle z tym dyskutować, bo jeżeli ta woda nie pozostaje na zboczach na przykład gór, tylko wszystko rzeczywiście leci ciurkiem do koryt rzek, no to trudno, żeby one to wytrzymały, zwłaszcza przy tak gigantycznych opadach.
I trzeba jeszcze powiedzieć o tym, że co jest udokumentowane, zmiany klimatu powodują, czyli ocieplanie de facto w tym wypadku, powodują to, że wiele lasów schnie. To dotyczy szczególnie lasów iglastych, szczególnie to dotyczy świerków. Świerki zamierają, ale też zanim zamrą, to chorują. A ponieważ się osłabiają, to atakują je na przykład korniki.
Tu jest ważny moment, bo naturalnym odruchem tych, którzy zarządzają lasami jest zlikwidowanie, wywiezienie tego drewna i to jest znowu pewien problem, dlatego że jeżeli świerk znika, umiera i tak dalej, i wyczyścimy ten las z tego świerku, to on tam znacznie wolniej cokolwiek odrasta. Dodatkowo nawet martwy las zatrzyma znacznie więcej wody niż zupełny brak lasu. Już pomijam to, że… Albo taki młodziutki.
Las, który ma zupełnie zniszczony ekosystem wszystkich roślin tego niższego piętra. To jest ten sam temat, ta sama awantura, która była w kontekście Puszczy Białowieskiej. To znaczy, co robić z lasami, które są zaatakowane przez korniki. Jeżeli zostawimy to drewno, to na tym drewnie wyrosną szybciej nowe rośliny i również to drewno będzie zatrzymywało tą wodę.
I teraz my się nie chcemy ładować, bo nie jesteśmy leśnikami, specjalistami w zagadnienie dotyczące gospodarki leśnej. Natomiast fakty są, jakie są. na jakimś obszarze był las, a później go nie ma, niezależnie od tego, co się tam wydarzyło, no to tamtędy woda będzie znacznie szybciej spływała i będzie większe ryzyko zalania tych terenów, które leżą pod tymi terenami leśnymi i również, jeżeli gdzieś mamy nawet martwy las, to on zatrzyma znacznie więcej wody niż brak lasu. Warto o tym pamiętać.
Takie są fakty, o tym mówią naukowcy i tutaj jakby niczego nie wymyślamy, po prostu cytujemy tych, którzy wiedzą lepiej. No i chcemy poruszyć temat, który nie jest całkiem oczywisty, mianowicie chodzi o dezinformację i misinformację właśnie związane z powodzią. Wiecie, jak to nas słucha, to wie, że dość często jakoś tam zaczepiamy te tematy, więc króciutko wyjaśnienie. Dezinformacja to jest celowa manipulacja, która ma na celu uzyskanie jakichś korzyści, zwykle też zaszkodzenie komuś.
Misinformacja to jest takie nie całkiem polskie i dość nowe słowo, To jest również przekazywanie fałszywych informacji, ale raczej nieświadomie. Bez chęci uzyskania jakiejś korzyści, zrobienia komuś krzywdy. Po prostu z przekonaniem, że tak jest, że to jest słuszne. Takie tzw. niezłośliwe plotki, albo właśnie ktoś ma takie przekonanie, albo mu się wydaje. Nie chodzi o to, żeby coś namieszać, tylko tak po prostu gadamy, co nam ślina na język przyniesie. I to jest dość istotne rozróżnienie, bo tu oba zjawiska mają miejsce. ale nie są na pewno tym same, więc zacznijmy od tej misinformacji, czyli tej bez złych zamiarów.
Wiadomo, Polacy znają się na wszystkim. Jak skakał Adam Małysz, to wszyscy znali się na skokach narciarskich, potem wszyscy znali się na katastrofach lotniczych, onkologii, na piłce nożnej, himalaizmie, na fotografii artystycznej. Wszystko, absolutnie. No i teraz mamy oczywiście podobnie, to znaczy mnóstwo osób się wypowiada na temat powodzi z pozycji Wiem, no bo przecież tak na chłopski rozum bla bla coś tam, tylko tyle, że ten chłopski rozum zwykle nie jest oparty na żadnych sensownych podstawach, po prostu coś nam się wydaje i w wielu sytuacjach to, co nam się wydaje, kompletnie się nie sprawdza.
A też takie gadanie nikomu nie pomaga. Mówię to na podstawie tego, że akurat mi się przyśnił Olko, jak to czasami robię w chwilach takiego masochizmu. Wszedłem w komentarze w różnych miejscach i ludność pisze różne bzdury. Tak, ja też natknęłam się już właściwie wczoraj na różne bardzo ciekawe doniesienia.
Przede wszystkim roiło się aż naprawdę od tego, że Czesi nam spuszczają jakieś rzeczy. No tak, to już jest grubszy temat, o tym jeszcze za chwilę. Kolejnym problemem jest takie rozpowszechnianie informacji bez zastanowienia i to jest już trudniejsze, bo czasami polegamy na jakichś źródłach niekoniecznie za mądrych. Na przykład chodzi o te pękające albo przerwane zapory.
zapora, tama, pęka, to skutki są zupełnie inne. Na przykład w 75 roku w Chinach zginęło 240 tysięcy osób, bo faktycznie przerwana została zapora i oczywiście uwzględniając nawet to, że w Chinach jest gęstość zaludnienia, to jest inna skala zjawiska, to jest takie lokalne tsunami tak naprawdę. Zapora została zniszczona w Dernie podczas powodzi błyskawicznej, tej całkiem niedawnej. Tak, natomiast to są inny rodzaj zjawisk.
Jak do tej pory, czyli do godziny 19-16 września, żadna z zapór nie została przerwana. Pytaliśmy o to hydrologa i on nam powiedział, że to nie tak, że zostały przerwane. To chodzi o coś innego. Tam się woda przelewa górą często, to jest często planowe.
Czasami idzie nieplanowo, bo np. ta woda się nie przelewa tak jak powinna, albo coś uszkadza przelewając się przez zaporę, ale to jest inna sprawa. Do tego jeszcze wrócimy. I tu właśnie dochodzimy do tego momentu, gdzie mamy takie pogranicze misinformacji, no właściwie już dezinformacji, czyli serwisy internetowe, szczególnie niektóre portale, niestety również takie duże i uznane.
I one też podają często informacje tak, żeby zmaksymalizować klikalność. I to jest oczywiście w jakimś stopniu zrozumiałe, no bo biznes to biznes. No ale tu jest trochę inna sytuacja, to jest powódź, to jest wielkie nieszczęście ludzkie, to jest śmierć ludzi, to jest utraty majątku, no sami wiecie jak to działa. I oczywiście to jest też wielkie żniwo odsłon w portalach, bo wszyscy się chcą wszystkiego dowiadywać, natomiast czasami to żniwo jest tym większe, że ludzie no chętnie klikają w nieuczciwe clickbaitowe tytuły i to jest przegięcie, znaczy uważam, że jeżeli portale nie mogą się zatkać tym, że i tak dostają mnóstwo odsłon, naprawdę mnóstwo przy takiej okazji i muszą jeszcze cisnąć, ładując nieprawdziwe nagłówki, to to jest zwykłe draństwo, taka moja myśl.
No tak, zgadzam się, żerowanie na ludzkim. Nieszczęściu nie jest dobrym pomysłem. Wiem jak to działa, pracowałem w portalu, można to robić uczciwie, a można niekoniecznie. No to przejdźmy do klasycznej dezinformacji.
No i tutaj wiemy jakie zasługi po tej stronie mają przyjaciele z Rosji. I oni potrafią doskonale wykorzystywać takie okazje. No więc właśnie ten wątek o tym, że Czesi celowo spuszczają wodę, żeby zalać Polskę. Takie obrazki z cyklu Krecik już tylko czeka, żeby wreszcie zalać Polskę i się zemścić za to albo za tamto.
A co ciekawe, to na to Żwirek i Muchomorek oraz Wodnik Szuwarek? Oczywiście pojawiają się informacje, że to wina Tuska, ale to jest chyba lejtmotyw od już bardzo wielu lat, albo wina PiSu, albo imigrantów. To są właśnie te wątki podburzania ludzi.
Oczywiście żadnego Rosjanina tutaj za rękę nie złapaliśmy, chyba że złapaliśmy. Masz jakieś dowody na to? Nie, wiesz co, nie robiłem, prawdę mówiąc, specjalnie już nie zaglądałem na te serwisy, które analizują ten typ dezinformacji. Pewnie te informacje się tam pojawią w ciągu najbliższych kilku dni, ale dam sobie obciąć pół ucha, że Ruscy też w tym paluchy maczali.
Pewnie, no bo to jest taka okazja, której by na pewno nie przegapili. No ale teraz tak dla jasności i wyjaśnienia tego, o czym przed chwilą powiedzieliśmy, jeśli chodzi o Czechów. 99% terytorium Czech to zlewiska Morza Północnego i Czarnego. Tak, popatrzcie sobie na mapę.
Zlewiska morza to oznacza, że wszystkie rzeki z danego obszaru spływają do danego morza, czyli do północnego albo czarnego. Czyli prawie nic z Czech nie płynie do Polski. Ale, ale przecież źródła Odry znajdują się po czeskiej stronie Sudetów, w górach odrzańskich. No ale, ale do rzeczy Odry w Czechach to tylko mały kawałek na północnym wschodzie.
I te zbiorniki, które mają ujście do Odry, miały już, miały niski poziom wcześniej, bo panowała susza i zostały opróżnione jeszcze przed nadejściem głównych opadów. No i to jest normalna procedura i tu nie nastąpiło nic tajemniczego, żadnego spisku nie było. Wiadomo, że jeżeli się zbiorniki przepełniają, to się z nich stopniowo upuszcza wodę. To jest normalne.
Czesi też to robią, Polacy robią, wszyscy to robią. Nie jest tak, że Czesi napełnili swoje zbiorniki, wyczekali, żeby zalać Polskę i teraz urra! zalewają Polskę. Znaczy czasami puknijmy się w czoło, zanim udostępnimy coś głupiego. No więc właśnie, generalna prośba.
Nie komentujmy w internecie bez sensu, tylko dlatego, że nam się coś wydaje i że mamy poczucie, że musimy to, co nam się wydaje, koniecznie wszystkim przekazać. To pierwsza sprawa. Po drugie, to jest trochę takie gadanie, ale spróbujmy się powstrzymać i nie klikajmy w absolutnie każdy nagłówek, który jest sensacyjnie zbudowany. Ja wiem, że one są tak zbudowane, żeby w nie klikać, to też w ogóle jest trudne.
I zdaję sobie sprawę, że moje gadanie też tutaj świata nie odmieni, no ale prawda jest taka, że media robią to, co Robią dlatego, że my się dajemy na to łapać. Tak to generalnie wygląda. Tak jesteśmy skonstruowani psychicznie. Tak jesteśmy, ale czasami można się ugryźć w palec i niekoniecznie kliknąć.
No okej, ja tak przynajmniej robię. Staram się. No i wreszcie nie dawajmy się podburzać. Czy to przeciwko sąsiadom, danym rządom, czy po prostu przeciwko innym ludziom, bo bardzo łatwo jest nas skłócić, Polaków bardzo, bardzo łatwo.
Bardzo trudno jest potem przywrócić spokój, a jeżeli czegoś potrzebujemy, to teraz potrzebujemy tak naprawdę właśnie tego spokoju, tak myślę. Jeszcze raz powtórzymy to, o czym wspominaliśmy już na początku. Uważajcie, prosimy na oszustów, którzy chcą zarobić na powodzi zwyczajnie. Czyli szczególnie na fałszywe zbiórki pomocowe.
Przy takich okazjach zawsze się pojawia trochę takich fałszywek. Podobnie jak pojawia się trochę ludzi, którzy po prostu okradają domy. No tak, ale to jest inny wątek, na to nie mamy wpływu. Okej, rozumiem, ale sprawdzajmy dokładnie, komu płacimy i zanim ten odruch naszego dobrego serca zrealizujemy.
Albo korzystajmy po prostu z pośrednictwa znanych nam od dawna organizacji, którym ufamy i które po prostu już się sprawdziły w bojach. Dokładnie, a teraz jeszcze o tych zaporach, bo tam było powiedziane, jak to jest z tym pękaniem, przelewaniem i tak dalej. Tu poprosiliśmy znowu o wyjaśnienie doktora Sebastiana Szklarka.
W tym zbiorniku Topola, który teraz runął, to wynika na to, że tutaj właśnie Mediarzeo kolejny runął, kolejny runął.
Dużo emocji, dużo informacji na razy. Podejrzewam, że to nie jest celowa dezinformacja, tylko po prostu na szybko, na szybko. Błędny przekaz się z tego też robi, że zrobimy niektóre rzeczy za szybko. Wygląda na to, że on po prostu miał tam punkt przelewowy, tak?
Bo są takie zbiorniki, że jest, woda gdzieś wpada, gdzieś z niego wypływa, tak? I tam, gdzie wypływa, no zazwyczaj są te zapory. Natomiast też często się zdarza tak, że jak gdyby w koronie wału dookoła tego zbiornika, tam gdzie jest tworzona, robi się takie obniżenia, które właśnie takim są awaryjnym przelewem. I z tego wynika, z tego co poczytałem, że ten właśnie zbiornik Topola też miał taki awaryjny przelew, tam się woda przelewała górą, ale coś widać, nie tak było w tej części, że to to rozmyło, natomiast jak gdyby zasada cały czas jest ta sama, to nie jest tak, że zapora w tym miejscu pękła i to się wszystko rozlewa jak spęknie tego balonu, tylko po prostu się przelewa ciut niżej, tak?
W sensie ten poziom piętrzenia jest troszeczkę niższy, ale nadal jest taki stopniowy, to nie jest tak, że poszło całe i woda za 5 minut będzie mieć cały zbiornik pusty, tak? No i idzie katastrofalna, tak, to jest wtedy, bo jak już pójdzie, no to to jest chwila opróżnienia całego zbiornika i to można powiedzieć, siła to jest trochę porównywalna może do tsunami nawet, tak, może nie jest taka skala, ale, ale energia wtedy wody jest znacznie większa, natomiast te dwa pęknięcia, które mieliśmy, no to nie są aż takie właśnie takie, że zawaliło się i puściło całą wodę w kilka chwil, tylko gdzieś w tych konstrukcjach po prostu zrobiły się przerwy i stopniowo ta woda spływała z nich.
Kiedy nagrywaliśmy ten odcinek podcastu, to dosłownie w trakcie ukazała się analiza na europejskiej naukowej platformie Climameter. Ta platforma służy do analizowania ekstremalnych zjawisk pogodowych w perspektywie klimatycznej.
Czyli to jest ten punkt, w którym pytaliśmy, czy to co się stało, to jest efekt zmian klimatu. No i w tej analizie, która się właśnie ukazała na gorąco, bo takie jest zresztą zadanie tej platformy, że te analizy mają się ukazywać na szybko, zaraz po danych ekstremalnych zdarzeniach, badacze z kilku czy kilkunastu instytucji europejskich sugerują, że zmiany klimatu zwiększyły nawet do 20% ilość opadów, które spadły na Europę Środkową. tych opadów pochodzących z niżu genueńskiego Boris. I to oznacza o 4 do 8 milimetrów więcej deszczu na każdy dzień, w porównaniu z poprzednimi zdarzeniami tego typu.
No i tutaj jeszcze podkreślają naukowcy, że nasilenie opadów w tych ostatnich dniach, to nasilenie, które spowodowało tę straszną powódź, w naszym regionie, przypisują ci naukowcy w większości zmianom klimatu spowodowanym przez człowieka, poprzez emisję gazów cieplarnianych do atmosfery wskutek spalania paliw kopalnych. Natomiast naturalna zmienność klimatu, zdaniem tego raportu, odegrała prawdopodobnie niewielką rolę w tym zdarzeniu, w tym zalaniu naszej części Europy właśnie przez opady z niżu genueńskiego Boris. I to jest właśnie taka informacja na gorąco i tu na koniec, tak wiem, że kończymy się jeszcze przez chwilę, nie rozłączajcie, bo jeszcze będzie słowo dnia. Informacja istotna o tym jest, godzina 19.07, 16 września 2024 roku i informacje, które wam podajemy są na teraz, to znaczy na pewno będzie się jeszcze wiele zmieniało, będą się wydarzały kolejne rzeczy, będą się okazywały.
Będą szły fale powodziowe i wzmożenia. Będą się okazywały kolejne rzeczy, o których nie wiedzieliśmy, coś się będzie zmieniało, coś się okaże nieprawdą itd. Dlatego pamiętajcie, że nagrywamy ten podcast właściwie na gorąco, w trakcie tych wydarzeń. Taką podjęliśmy decyzję, zwykle tego nie robimy, ale tu uznaliśmy, że dobrze jest po prostu, żebyście dostali tą paczkę informacji właśnie teraz, a nie za jakiś czas.
Bo to lepiej rozumieć to, co się stało i jakie są tego przyczyny. Dokładnie. Wiemy, że podcastów się słucha potem przez długi czas, więc jeżeli ktoś trafi na ten… Ale ja myślę, że przez długi czas.
Będzie to ciekawe i wartościowe. Tak, natomiast jeżeli ktoś trafi na ten podcast za jakiś czas, to niech się nie zżyma, że tu są jakieś informacje, które się być może zdezaktualizowały, bo po prostu nagrywaliśmy go wtedy, kiedy go nagrywaliśmy. To taka uwaga istotna na koniec. No i jeszcze słowo na dziś, tu bez zaskoczenia, to będzie powódź.
No, to cześć, trzymajcie się. Cześć.
You must be logged in to post a comment.