captcha image

A password will be e-mailed to you.

“Przygody z nauką” to proste, ale bardzo dobrze przygotowane książki, dzięki którym można wraz z dzieckiem odkrywać naukę w fajny, nieskomplikowany sposób

Tak bardzo powinniśmy być Dobrymi Rodzicami. A przynajmniej takie mamy poczucie. No, w każdym razie tak nam sugerują media, książki, a przede wszystkim internet. To parcie na dobre, świadome, odpowiedzialne, pogłębione, obecne rodzicielstwo jest zresztą zjawiskiem stosunkowo nowym i – choć niosącym wiele dobrego – czasem trudnym do wprowadzenia w życie.

W idealnym świecie mamy czas na pracę, wypoczynek, zabawy z dziećmi, czytanie książek i oglądanie wartościowych seriali. W realnym – od roku siedzimy sobie na głowach, czas pracy płynnie miesza się z czasem wypoczynku (raczej ze stratą dla tego drugiego), a my marzymy, by nasze urocze dzieci świetnie się rozwijały i stawały mądrzejsze, ale z nieco większym udziałem szkoły i przedszkola.

No i to jest właśnie moment na bardzo fajną serię książek „Przygody z nauką”. Autorzy ambitnie kierują je do trudnej grupy 3-7-latków (oczywiście w ścisłej współpracy z rodzicami). Dlaczego trudnej? Bo niewiele jest mądrych materiałów dla takich dzieci. Choć mają one ogromną ciekawość świata i zapał do eksperymentowania, to niełatwo w tym entuzjazmie przekazać trochę konkretnej wiedzy naukowej. A warto, bo odkrywając co chwilę coś nowego fajnie dostać mądre odpowiedzi na pytania, które stale się pojawiają.

Na razie do kupienia są trzy książki „Przygody z nauką”. Ujęło mnie to, jak zostały podzielone tematycznie. Noszą tytuły „Papier”, „Jajko” i „Cytryna”. Czyli nie podchodzimy do sprawy od strony naukowego podziału wiedzy, a bardzo praktycznie – co fajnego mogę zrobić z tym, co mam w domu.

No dobra – więc co? Każda z książek zawiera 10 doświadczeń. Jeszcze zanim do nich przejdziemy, poznajemy przedmiot, z którym będziemy pracować. Jaki ma kształt, ile waży, jakie ma fizyczne właściwości. Ta część będzie doskonała dla 3-4-latków, starszym może wydać się zbyt prosta. Ale to dopiero początek.

Każde doświadczenie zajmuje dwie strony. Forma jest mocno graficzna, tekstu niewiele, ale niemal w sam raz. Dlaczego niemal? Wyjaśnienie naukowe jest dla mnie za krótkie. I nie przemawia przeze mnie maniak-popularyzator. Chodzi mi raczej o to, że dzieci bywają bardzo dociekliwe i wiele z nich nie zadowoli się tym, co przeczyta w książce lub co powie mu na tej podstawie rodzic. Początkowo pomyślałem, że to błąd. Ale im więcej czytałem, tym bardziej mam wrażenie, że ten niedostatek w rzeczywistości jest zaletą. Sprawia bowiem, że rodzic ma okazję samemu pokombinować, a może nawet poszukać szerszego wyjaśnienia zjawiska.

Doświadczenia są w większości znane, choć kilka mnie zaskoczyło. Ich wspólną cechą jest to, że nie praktycznie nie wymagają inwestycji, kłopotliwych zakupów czy specjalnego sprzętu. Niemal wszystko znajdziemy w domu, a w najtrudniejszych przypadkach wystarczy spacer do spożywczaka.

Starszemu eksperymentatorowi można śmiało dać książkę i potrzebne akcesoria, by sam przeprowadzał doświadczenia. Wyraźnie zaznaczone są nieliczne momenty, gdy ze względów bezpieczeństwa potrzebna jest pomoc dorosłego, ale oczywiście najlepiej omówić to z początkującym badaczem.

Mimo wszystko zachęcam jednak, by doświadczenia robić razem. Razem, ale pod kierownictwem dziecka – rodzice mogą być tu towarzyszami i pomocnikami. To naprawdę dobrze się sprawdza.

We wrześniu mają pojawić się trzy kolejne części poświęcone balonom, wodzie i cukrowi. Myślę, że „Przygody z nauką” to naprawdę fajny sposób na to, by realizować to zaangażowane rodzicielstwo w sposób, który będzie fajną zabawą, a nie kolejnym obowiązkiem.

Tytuł: Przygody z nauką

Autor: Cécile Jugla, Jack Guichard

Wydawca: HarperCollins Polska

Nie ma więcej wpisów