captcha image

A password will be e-mailed to you.

 

Pszczoła z mikrochipem. Fot. CSIRO

Pszczoła z mikrochipem. Fot. CSIRO

No to mamy prawdziwą inwazję elektroniki noszonej! Australijskie pszczoły wyposażone zostaną w mikroczipy z sensorami i nadajnikami. Będą latać sobie z takimi elektronicznymi plecaczkami i wysyłać sygnały o tym, gdzie się znajdują – po to, żebyśmy mogli zatrzymać ich wymieranie.

Moment, pszczoły z plecaczkami?! No, można to tak określić. Naukowcy zaczęli już akcję przyklejania chipów owadom na grzbietach. Te co bardziej kudłate (a więc młodsze) muszą być wcześniej delikatnie ogolone. Nie, naprawdę Was nie wkręcamy!

Sami zobaczcie to na filmie:

Czy już nam wierzycie?

Mikroczipy w rozmiarze 2,5 x 2,5 mm i wadze 5 miligramów są obecnie przyklejane pszczołom żyjącym w ulach w okolicach australijskiego miasta Hobart na Tasmanii. I nie jednej czy dwóm pszczołom, tylko pięciu tysiącom owadów. Aby przeprowadzić na nich ten zabieg, naukowcy z agencji rządowej Commonwealth Scientific and Industrial Research Organisation (CSIRO) uśpili czasowo pszczoły chłodem.

Mikrochipy wykorzystujące technikę RFID (Radio-frequency identification) zbierać będą informacje o tym, dokąd latają pszczoły i gdzie zdobywają pokarm. Na podstawie tych danych naukowcy chcą stworzyć czterowymiarową (trzy wymiary plus czas) mapę przemieszczania się tych owadów. Dzięki niej będą w stanie stwierdzić, co im najbardziej szkodzi – pestycydy rozpylane na polach, pasożyty, choroby czy może zanieczyszczenia. A wszystko po to, by zatrzymać masowe wymieranie pszczół na świecie.

Mikroczip prześle dane o trasach pokonywanych przez pszczołę. Fot. CSIRO

Mikroczip prześle dane o trasach pokonywanych przez pszczołę. Fot. CSIRO

Najnowsze dane z Europy, publikowane niedawno w piśmie „PLOS ONE” pokazują, że w ponad połowie krajów na naszym kontynencie nie ma dość pszczół, by zapylać uprawy. Brakuje nam aż siedmiu miliardów pszczół miodnych! Najgorzej jest w Mołdawii i Wielkiej Brytanii, gdzie owady te zaspokajają mniej niż jedną czwartą potrzeb. W Polsce jest to między 25 a 50 proc.

Co właściwie dzieje się z pszczołami? Pszczelarze mówią, że one po prostu znikają. Fachowo nazywa się to Colony Collapse Disorder (CCD), czyli destrukcyjne załamanie kolonii. Owady te starają się umierać w samotności, nie chcąc dopuścić do zakażenia roju. Mimo to, gdy pechowy pszczelarz otwiera ul po zimie, znajduje w najlepszym wypadku głodującą królową i trochę młodych pszczół. Po robotnicach ani śladu. I nie wiadomo, jaka choroba je zabiła: pasożytnicza warrola, grzybica wywoływana przez grzyby Nosema cerenae czy może wirus izraelskiego paraliżu pszczół?

Wbrew pozorom, nie jest to tylko problem pszczelarzy. Bo jak będzie za mało pszczół i nie wystarczy dzikich owadów, by je zastąpić, wiele kwiatów w sadach i na polach pozostanie niezapylonych i zacznie nam brakować to jabłek, to oleju rzepakowego. Od zapylania zależy los trzech czwartych roślin jadalnych na świecie. A pszczoły są ich głównymi zapylaczami.

O tym, jak wygląda świat bez pszczół, przekonała się prowincja Syczuan w Chinach, gdzie w latach 80. wskutek nadużywania pestycydów wyginęły wszystkie pszczoły. Od tego czasu syczuańscy pracownicy sadów wyposażeni w miotełki ręcznie zapylają kwiaty. Dziennie jedna osoba jest w stanie zapylić 30 drzew, a i tak nie dorównuje skuteczności pszczół.

Aleksandra Stanisławska

Ten artykuł ukazał się również na stronie Centrum Nauki Kopernik

Nie ma więcej wpisów