captcha image

A password will be e-mailed to you.

Część tych rozwiązań wygląda na dziecinnie proste: tu łąka kwietna, tam wał ziemny, opodal stos kamieni. A tuż obok wznoszą się nowoczesne silosy zbożowe i parkują ciągniki sterowane z satelity. Co ma jedno z drugim wspólnego? Otóż wszystko to służy jednemu celowi: rolnictwu zrównoważonemu. Daje ono odetchnąć przyrodzie i sprzyja rolnikowi, by mógł z tego utrzymać siebie i rodzinę.

Pokażę Wam, jak zgrabnie połączyć pozornie rozdzielne światy: nauki, techniki i metod tradycyjnych, które w sumie składają się na rolnictwo zrównoważone. Jest nie tylko bezpieczniejsze i przyjaźniejsze dla przyrody, ale też bardziej opłacalne dla samych rolników. No i ci spośród nich, którzy wdrożą te rozwiązania, będą mogli liczyć na dopłaty w ramach europejskiego Zielonego Ładu. Jest więc całe mnóstwo powodów, by przyjrzeć się temu bliżej. A przy okazji podpatrzeć fajne i tanie patenty, spośród których kilka równie dobrze sprawdzi się w miastach i przydomowych ogrodach.

Ola Stanisławska i Krzysztof Nykiel, właściciel gospodarstwa w Kaszewach. Fot. Crazy Nauka

Po swoim zrównoważonym gospodarstwie oprowadził mnie Krzysztof Nykiel, współwłaściciel 90-hektarowej farmy w Kaszewach w województwie łódzkim. Pokazał mi, w jaki sposób – niekiedy bardzo nieoczywisty i tani – można działać w interesie bioróżnorodności, no i również swoim własnym. Gospodarstwo pana Krzysztofa i jego syna Macieja należy do międzynarodowej sieci zrównoważonych farm #BayerForwardFarming, skupiającej gospodarstwa z 12 krajów w Europie, Ameryce Północnej i Łacińskiej. Celem tej organizacji jest wdrażanie technologii i najlepszych praktyk w zakresie rolnictwa zrównoważonego.

Z pomocą zapylaczom

Zaczynamy od spaceru wokół wyposażonego w panele fotowoltaiczne domu Nykielów. Otacza go ogród stworzony i pielęgnowany przez panią Katarzynę, żonę pana Krzysztofa. Nieopodal stoją dwa hotele dla owadów zapylających. O tym, jak szybko na świecie ubywa zapylaczy, naukowcy mówią od kilku lat, co jest niepokojące zwłaszcza w kontekście tego, że od owadów zapylających zależy przetrwanie prawie 80 proc. gatunków roślin w naszej strefie klimatycznej, a w tropikach aż 94 proc.

Aby uratować dzikie zapylacze przed wyginięciem, stawia się dla nich specjalne hotele, w których mogą się rozmnażać, znajdują schronienie przed niepogodą i zimnem. A jak to w życiu bywa, porządny hotel nie obędzie się bez stołówki. Dlatego nieopodal znajduje się przepiękny pas łąki kwietnej, ciągnący się wzdłuż pól. Uprawy zbóż nie zapewniają zapylaczom pożywienia, więc tam, gdzie dominują takie monokultury, owady giną lub przenoszą się w inne miejsca.

– Dlatego – podkreśla Krzysztof Nykiel – tak ważną rolę odgrywają miedze, czyli pasy rozgraniczające pola, obsiane roślinami nektaro- i pyłkodajnymi, koniecznie takimi, które kwitną w różnych okresach, zapewniając owadom ciągłość dostępności pokarmu.

To odpowiednik łąk kwietnych w miastach, w których z kolei koszenie eliminuje pożywienie dla zapylaczy.

Nie taki zwykły wał ziemny

A skoro jesteśmy przy miedzach, to mają one jeszcze jedną ważną rolę do odegrania. Rolnicy często pozbywają się ich, chcąc zwiększyć powierzchnię swoich pól, a to wielki błąd. Na Równinie Kutnowskiej, na której leży gospodarstwo Nykielów, po ciągnących się po horyzont polach uprawnych z gwizdem hula wiatr, co prowadzi do silnej erozji gleby. Aby więc wiatry nie mogły się tak silnie rozpędzać, miedze powinny być obsadzone drzewami i krzewami – najlepiej starymi, a jeśli tych brakuje, to warto zasadzić gatunki kwitnące oraz np. jesiony, brzozy, czarne bzy czy leszczyny. Stanowią naturalne wiatrochrony, ale również ostoje bioróżnorodności sprzyjające osiedlaniu się ptaków, małych ssaków czy płazów.

Wzdłuż jednego z pól Nykielów ciągnie się mało spektakularny, porośnięty m.in. dyniami, wał ziemny, który, jak się okazuje, nie jest przypadkowy. Jak wyjaśnia pan Krzysztof, to doskonałe siedlisko dla mających schronienie w ziemi owadów pożytecznych (np. biedronek czy dziubałeczków zwalczających szkodniki upraw). A tymi owadami żywią się z kolei ptaki. Proste? Proste, a do tego tanie.

Niedrogo i pomysłowo

Idąc dalej tropem tych prostych, bardzo tradycyjnych rozwiązań, natykamy się na usypisko kamieni polnych, jakie wielu rolników wydobywa podczas orania pola. Ten stosik również nie znalazł się tu przypadkiem: to przestrzeń stanowiąca naturalne miejsce bytowania małych ssaków czy płazów, która daje im m.in. możliwość rozrodu, ochrony przed drapieżnikami, niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi czy ingerencją człowieka.

Takich nieskomplikowanych, choć pomysłowych rozwiązań wspierających bioróżnorodność jest znacznie więcej. Ustawione na polach tyczki z poprzeczkami to świetne stanowiska dla ptaków drapieżnych polujących na gryzonie. Z kolei pozostawienie w zbożu specjalnych, nieobsianych „okienek” tworzy przestrzeń lęgową dla skowronków, które żywią się larwami owadów. Teraz, po żniwach, nie mogliśmy już zobaczyć tych okienek, ale również skowronki już ich nie potrzebowały, bo odchowały swoje młode. Znowu – bardzo proste rozwiązania, a jednocześnie niezwykle skuteczne.

Odporne na suszę i wiatr

Na polach pana Krzysztofa dominują buraki cukrowe i kukurydza. Żeby ich uprawa dawała wysokie plony, potrzeba sporej praktyki i wiedzy fachowej.

Zacznijmy od kukurydzy. Na Równinie Kutnowskiej problem stanowią nie tylko silne wiatry, ale też susze, które – jak wynika z badań Zespołu doradczego do spraw kryzysu klimatycznego przy Prezesie PAN – będą pojawiać się w Polsce częściej wraz z zachodzącym ocieleniem klimatu i częstszymi falami upałów. Dlatego pan Krzysztof uprawia odmianę kukurydzy o mocnych łodygach oraz dużej odporności na suszę i upały. Dzięki temu nie naraża się na straty z powodu niesprzyjającej pogody. Takich wyspecjalizowanych odmian kukurydzy jest więcej, np. niektóre z nich w trakcie wzrostu dostosowują wielkość kolb do aktualnych warunków wodnych, inne z kolei przystosowane są do wiosennych chłodów.

Dodatkowy plus jest taki, że odmiana kukurydzy na polu pana Krzysztofa bardzo szybko oddaje wodę w procesie jej suszenia już po zbiorach. Dlaczego to jest ważne? Bo zapewnia Nykielom zabezpieczenie finansowe i wyższe zyski. Już tłumaczę, o co chodzi. W sezonie zbiorów kukurydzy ceny jej skupu mocno spadają, bo rolnicy muszą szybko sprzedawać świeże rośliny, aby się nie zepsuły.

U pana Krzysztofa jest inaczej. Zamiast natychmiast sprzedawać kolby kukurydzy, suszy ziarno zaraz po zbiorach, co dzięki szybko oddającej wilgoć odmianie tej rośliny wymaga niemal o połowę mniej propanu niż suszenie zwykłej kukurydzy. Nykielowie musieli wyposażyć się w suszarnię kukurydzy i silosy zbożowe do jej przechowywania, ale te inwestycje zwróciły się dzięki temu, że gospodarze mogą przetrzymać ziarno przez kilka miesięcy i sprzedać je z większym zyskiem. Bezpieczeństwo ekonomiczne rolnika to jeden z priorytetów zrównoważonego rolnictwa.

Mniej oprysków i obserwacje z satelity

Inaczej wygląda sprawa z burakami cukrowymi. Aby przygotować pod nie grunt, pan Krzysztof rok wcześniej wysiewa rzodkiew oleistą, roślinę fitosanitarną, która niszczy żyjące w glebie nicienie będące szkodnikiem buraków. Dodatkowo, po zaoraniu w całości, roślina ta przeobraża się w próchnicę, użyźniając glebę, chroniąc ją przed erozją i wymywaniem azotu.

Kiedy wreszcie przychodzi kolej na buraki, Nykielowie starannie monitorują stan pogody, czemu służy zainstalowana w gospodarstwie stacja meteo. Połączenie pochodzących z niej danych z matematycznymi modelami chorobowymi, czyli oprogramowaniem szacującym zagrożenie chorobami i szkodnikami, pozwala gospodarzom zmniejszyć liczbę oprysków.

– W ostatnich latach największym zagrożeniem jest choroba grzybowa o nazwie chwościk buraka, który powoduje m.in. spadek zawartości cukru. Aby zapobiec stratom, musimy zadziałać profilaktycznie, a więc w odpowiednim momencie wyjechać na pole ze środkami ochrony roślin – mówi pan Krzysztof. – Dzięki wskazaniom stacji pogodowej i modelom chorobowym robimy to dokładnie wtedy, kiedy prawdopodobieństwo wystąpienia choroby jest wysokie. Program pokazuje optymalne warunki pogodowe na prowadzenie oprysków dla danego gatunku.

Kiedy podchodzimy do zaparkowanego nieopodal ciągnika, Krzysztof Nykiel z dumą prezentuje mi system obrazowania satelitarnego, które wykorzystuje jako narzędzie rolnictwa precyzyjnego. Dzięki cyfrowemu narzędziu Climate FieldView gospodarz jest w stanie bardzo dokładnie wskazać obszary pola zagrożone chorobami lub przesuszeniem i szybko zareagować na te niepokojące objawy. Od kiedy zainwestował również w urządzenie GPS i układ sterujący do ciągnika – może także precyzyjnie dawkować nawozy, wykorzystując dane satelitarne, rozsiewacz do nawozów przystosowany do regulacji dawkowania oraz mapy pozwalające na ocenę zasobności gleby.

Specjalna myjnia

Aby silne wiatry nie powodowały zwiewania oprysków, opryskiwacze wyposażone są w dysze antyznoszeniowe. To wszystko daje duże oszczędności na środkach ochrony roślin, co jest ulgą i dla środowiska, i dla kieszeni gospodarza. W tym sezonie, głównie dzięki modelom chorobowym, Nykielom wystarczyły dwa zabiegi na burakach cukrowych, podczas gdy sąsiedzi potrzebowali aż czterech.

A skoro jesteśmy przy środkach ochrony roślin, to w gospodarstwie Nykielów bezpieczeństwo ich używania jest rygorystycznie przestrzegane. Po pierwsze, składowane są w oddzielnym, zamkniętym pomieszczeniu pozbawionym odpływu do kanalizacji. Po drugie, na terenie gospodarstwa działa specjalna myjnia dla opryskiwaczy, czyli system o nazwie Phytobac, który neutralizuje pozostałości środków ochrony roślin w wodzie po myciu opryskiwaczy, tak by nie przedostały się do gleby.

Jego działanie jest bardzo proste: resztki wypłukane ze spryskiwacza trafiają do szczelnie wybetonowanej niecki, z której poprzez system pomp odprowadzane są do złoża biologicznego, czyli ułożonej w warstwy gleby i słomy. Bakterie glebowe wspomagane węglem pochodzącym ze słomy oczyszczają wodę przesączającą się przez kilka takich warstw. I gotowe.

Chcieć to móc

Jak widzicie, część tych rozwiązań, jak łąka kwietna, usypisko kamieni czy wał ziemny, nie wymaga dużych nakładów finansowych, tylko dobrych chęci. W dodatku z powodzeniem można zastosować je w miastach. W innych przypadkach początkowe inwestycje przynoszą wyraźny zwrot w postaci oszczędniejszego i bardziej precyzyjnego dawkowania nawozów czy środków ochrony roślin. Zyskują więc na tym i gospodarze, i środowisko. Wiele z tych działań, jak np. podnoszenie zawartości próchnicy w glebie, ogranicza również wpływ rolnictwa na klimat. Z kolei wymagające większych nakładów suszarnia kukurydzy i silosy zbożowe po początkowych inwestycjach mogą służyć przez lata, zapewniając gospodarstwu poduszkę finansową – a to, przypominam, jeden z najważniejszych – obok ochrony środowiska – celów rolnictwa zrównoważonego.

Aby więc rolnictwo zaczęło ograniczać swój niechlubny wkład w degradację środowiska i proces ocieplania się klimatu, musi czym prędzej wdrożyć zmiany, które jako cel postawią nie maksymalne wyżyłowanie ziemi, ale dobro środowiska i bezpieczeństwo uprawiających ziemię ludzi, tak jak to się dzieje w Kaszewach. Oczywiście cudów się nie spodziewam, bo zakres zmian, które powinny zajść, jest ogromny. Jednak można je rozpocząć od prostych rozwiązań, które dobrze sprawdzają się u Nykielów. A idąc tym tropem, wdrażać kolejne dobre praktyki.

Zrównoważone gospodarstwo w Kaszewach. Fot. Bayer

Wiele wskazuje na to, że rolnictwo zrównoważone będzie się stawało coraz ważniejszym trendem – jeśli nie wprowadzanym oddolnie i dobrowolnie, to poprzez m.in. strategię rolną Unii Europejskiej i zalecenia FAO. Chyba więc warto na początek skorzystać z tych kilku prostych patentów, by uczynić świat choć trochę lepszym miejscem.

Artykuł jest elementem współpracy z firmą Bayer. Partner nie miał wpływu na opinie, które wyrażamy.

Nie ma więcej wpisów