captcha image

A password will be e-mailed to you.

 

Pierwsze skojarzenie to używanie komórki w czasie jazdy. Fatalny pomysł – wciąż rośnie liczba poważnych wypadków spowodowanych odwracaniem uwagi kierowcy przez telefon. Jednak nie o taki „samochód online” mi chodzi. Łączenie samochodu z internetem daje niesamowite możliwości w zakresie bezpieczeństwa, wygody, rozrywki czy oszczędności.

Paradoksalnie – choć samochody należą do najbardziej zaawansowanych technicznie urządzeń, z jakimi miewamy do czynienia, to wydają się często pozostawać w tyle za rozwiązaniami znanymi choćby ze smartfonów czy komputerów. Ale to pozorny paradoks wynikający z kilku czynników. Po pierwsze samochodu używamy długo (a w Polsce – bardzo długo), więc to, czym jeździmy często jest urządzeniem pochodzącym sprzed dobrych kilku lat. Po drugie najnowsze rozwiązania pojawiają się stopniowo, początkowo w najdroższych modelach. Po trzecie wreszcie (i byś może najważniejsze) z samochodami jest trochę jak z lotami kosmicznymi – używać w nich trzeba sprawdzonych rozwiązań. Lecące dziś w kosmos sondy sterowane są procesorami, które dekadę temu nie były już nowoczesne. Za to są dobrze sprawdzone, znamy ich wady, zalety i słabości. W motoryzacji jest podobnie. Ekran dotykowy? Proszę bardzo, ale trzeba sprawdzić, czy okaże się dla kierowcy ułatwieniem czy rozproszy uwagę.

Ale kiedy już coś zaczyna się dziać, to robi się ciekawie. Taki Ericsson, który na byciu online zna się jak mało kto, wykombinował koncepcję Connected Vehicle Cloud. To ich propozycja dla rynku samochodowego – połączenie wszystkich systemów elektronicznych samochodu z zarządzaniem nimi w chmurze. Naprawdę wszystkich: od rozrywki dla pasażerów w czasie jazdy przez bezpieczeństwo aż po zarządzanie flotą.

Można by się rozpisywać o całej platformie, ale mnie ujęły dwa pomysły, które Ericsson pokazał razem z Volvo. Pierwszy to ciągłe składanie meldunków o warunkach drogowych do chmury, gdzie są dostępne dla innych samochodów korzystających z tego rozwiązania. Jeśli jeden z samochodów trafia na śliską nawierzchnię, to po wykryciu przez komputer zmniejszonej przyczepności przesyła meldunek o tym wraz z GPS-owymi namiarami miejsca do systemu. Inne samochody zbliżające się do niebezpiecznego odcinka drogi otrzymują ostrzeżenie i mogą poinformować kierowcę o zagrożeniu oraz dopasować aktywne systemy bezpieczeństwa do trudnych warunków. Takie rozwiązanie uzupełnia ogólnodostępne informacje o warunkach drogowych, które nie uwzględniają lokalnych zjawisk.

Drugi pomysł był tylko koncepcją, ale dotyczył jednocześnie rowerzystów i kierowców. Znowu chmura, znowu meldowanie położenia. Swoją pozycję, prędkość i kierunek ruchu podają nie tylko samochody, ale też rowerzyści korzystający z aplikacji w smartfonie. System monitoruje ruch i może ostrzec o potencjalnej kolizji – wykrycie zbieżnego „kursu” powoduje, że kierowca zostaje ostrzeżony przy pomocy komunikatu głosowego. Co z rowerzystą? Jego ostrzega specjalny kask, który łączy się ze smartfonem przez Bluetooth i informuje cyklistę wibracjami i diodami. Po co to? System może przydać się wszędzie tam, gdzie jest ograniczona widoczność, a jednocześnie ani kierowca ani rowerzysta nie spodziewają się kolizji. Jest również ważnym dodatkiem do koncepcji samochodu autonomicznego, który tym bezpieczniej jeździ, im więcej dostaje precyzyjnych informacji o innych uczestnikach ruchu.

 

Nie ma więcej wpisów