captcha image

A password will be e-mailed to you.

Zakwit sinic spowodował zakaz kąpieli na wielu bałtyckich kąpieliskach. Dlaczego nie powinno się łamać tego zakazu?

Zakwit sinic na Bałtyku. Na zdjęciu satelitarnym z 26 lipca 2019 roku widać Zatokę Pomorską, Bornholm i Rugię. Fot. NASA / USGS

[Tekst zaktualizowany]

26 lipca 2019 wielki zielonkawy wir z zakwitem sinic został sfotografowany na Bałtyku przez satelitę Landsat 8. Następnie Państwowa Inspekcja Sanitarna zamknęła ponad 20 kąpielisk, z których większość dopiero dziś zostało ponownie otwartych. Jakim zagrożeniem są sinice i dlaczego zamyka się z ich powodu plaże?

Kiedy na plażach pojawiają się czerwone flagi i informacje o zakwitach sinic, lepiej potraktować sprawę poważnie i do wody nie wchodzić, nawet jeśli 200 metrów dalej, na dzikim kąpielisku, nikt żadnej flagi nie wywiesił. Nie należy też pozwolić się kąpać psom ani poić zielonkawą wodą zwierząt domowych czy też podlewać nią warzyw w ogródku (zakwity sinic pojawiają się też w słodkiej wodzie, stąd ta uwaga). Toksyny wytwarzane przez sinice mogą wywołać podrażnienia skóry i błon śluzowych, biegunkę, wymioty, gorączkę, a w skrajnych przypadkach niewydolność oddechową czy uszkodzenie nerek i wątroby. Dlaczego? O tym za chwilę.

Jak zielona farba lub zupa szczawiowa

Zakwity sinic pojawiają się regularnie co roku pod koniec lipca w Zatoce Gdańskiej. „Zakwit” to trochę nieadekwatne sformułowanie, bo sinice są bakteriami i jako takie nie kwitną, choć dawniej zaliczano je do królestwa roślin. A tak naprawdę to woda wygląda jakby kwitła – stąd to nieco karkołomne skojarzenie.

Podczas zakwitu woda staje się zielona, mętna i miejscami spieniona – to znak, że aż roi się w niej od sinic. Jednak nie każdy zakwit na wodzie jest groźny, jak więc rozpoznać ten spowodowany przez sinice? Woda wygląda wówczas, jakby ktoś rozlał na jej powierzchni zieloną farbę olejną, a kiedy wymiesza się w przybrzeżnych falach, zaczyna przypominać zupę szczawiową. Ot, taka podpowiedź.

– Zakwit sinic zwykle trwa kilka dni, po czym większość z nich zamiera i opada na dno, bo unoszące je na powierzchni pęcherzyki gazowe przestają działać – komentuje dla Crazy Nauki Piotr Panek, hydrobiolog z Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska. – Problem w tym, że jeżeli „zakwitł” akurat szczep wytwarzający toksyny, ich uwalnianie do wody nadal trwa.

Superorganizmy duszą Bałtyk

Zakwit sinic na plaży w Gdańsku-Jelitkowie 23 lipca 2018. Fot. Elżbieta Manthey/Juniorowo

– Zakwity sinic zdarzały się zawsze – dodaje Piotr Panek. – Jednak to, że ostatnio pojawiają się tak często, jest efektem splotu dwóch czynników: ocieplenia klimatu – sinice wolą ciepło – oraz docierania do morza zanieczyszczeń z lądu, czyli głównie nawozów sztucznych, ale też ścieków komunalnych z mieszkań.

Nawozy i ścieki zawierają duże ilości azotu i fosforu, a to dla sinic doskonała pożywka, dzięki której mnożą się na potęgę. Kiedy umierają, zachodzące wówczas procesy gnilne zmniejszają zawartość tlenu w wodzie, tworząc martwe strefy w Bałtyku. Według danych z Finlandii i Niemiec poziom tlenu w naszym morzu w ostatnich latach jest najniższy od 1500 lat! Częste i masowe zakwity sinic w połączeniu z ocieplaniem się wody czynią Bałtyk morzem coraz mniej przyjaznym dla innych morskich organizmów.

Sinice to jednak nie samo zło. Są jednymi z najstarszych organizmów na Ziemi, istniejącymi od ponad 3,8 mld lat. Przyczyniły się do powstania życia. W dodatku są to superorganizmy odporne na wiele czynników zewnętrznych, takich jak wysokie temperatury, susza, wysokie zasolenie czy kwasowość. Są też samożywne – mogą wytwarzać związki organiczne na drodze fotosyntezy, dlatego w ich komórkach obecny jest zielony barwnik, chlorofil. Sinice zawierają jeszcze inne barwniki, w tym fikocyjaninę nadającą im odcień niebieski (siny). Stąd ich inna nazwa: cyjanobakterie (z greckiego „kyanos” – niebieski).

Dlaczego sinice są groźne dla zdrowia?

Co prawda „tylko” 40 z około 2000 gatunków sinic może nam zaszkodzić, ale jeśli już spotkamy się z tymi złymi, to warto wiedzieć, że taką opinię zawdzięczają produkowanym przez siebie i wydzielanym do środowiska toksynom.

– Najczęstsza grupa toksyn to mikrocystyny, które są niezwykle odporne na gotowanie i mrożenie czy zmiany pH – powiedziała Crazy Nauce dr Magdalena Kulma z Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN. – Należą do grupy toksyn uszkadzających komórki wątroby, czyli hepatotoksyn, a kontakt z nimi prowadzi do niewydolności wątroby. Co ciekawe, ta grupa toksyn już w niewielkich stężeniach wykazuje niezwykle silne właściwości kancerogenne, ale także powoduje zaburzenia rozwoju zarodków i gonad u zwierząt, które są narażone na spożywanie niewielkich dawek tych toksyn.

Wyspa Sobieszewska, Gdańsk, zakwit sinic 23.07.2018. Fot. Kasia Zabłocka

Specjalistka dodaje, że aby ocenić, czy zakwit sinic jest toksyczny, stosuje się obecnie teksty na obecność mikrocytyn w wodzie. Dopuszczalne stężenie w wodzie pitnej nie może przekraczać 1 µg/Litr, a na kąpieliskach – 5 µg/litr (wytyczna WHO). Jednak brak mikrocystyny w badanej wodzie niestety nie gwarantuje nam bezpieczeństwa, bowiem przeprowadzony test nie wyklucza obecności innych niebezpiecznych dla naszego zdrowia toksyn. Mogą to być np.  dermotoksyny, które powodują choroby skóry (w tym wysypki), podrażnienie błon śluzowych oraz oczu, albo też neurotoksyny prowadzące do paraliżu układu nerwowego, a w skrajnych przypadkach nawet do śmierci.

– Do grupy niezwykle niebezpiecznych neurotoksyn produkowanych przez sinice, w tym gatunki  występujące w polskich jeziorach i Bałtyku, należą saksitoksyny, jedne z najgroźniejszych biotoksyn na Ziemi – mówi dr Kulma. – Ich działanie toksyczne 100-krotnie przewyższa działanie cyjanku potasu i jest podobne do działania jadu kiełbasianego. Saksitoksyny zakłócają przewodnictwo sygnałów nerwowych i skurcze mięśni. W rezultacie pojawia się drżenie mięśni, zaburzenie równowagi, sinienie, a ostatecznie dochodzi do paraliżu pracy układu oddechowego i do śmierci przez uduszenie. Szacuje się, że dla człowieka dawka śmiertelna saksitoksyny, która dostanie się do organizmu przez otwartą ranę, to ok. 50 µg/osobę.

Do zatrucia saksitoksynami może dojść także na drodze pokarmowej poprzez bezpośredni kontakt z wodą skażoną toksynami, kiedy np. łykniemy wodę podczas kąpieli, ale również na drodze pośredniej – poprzez zjedzenie owoców morza zawierających zakumulowane ilości toksyny. W takim przypadku zatrucia mówimy o paralytic shellfish poisoning (paralityczne zatrucie mięczakami), a pierwsze objawy są widoczne po kilku minutach od spożycia.

– O zatruciu cyjanotoksynami w sensie neuro- lub hepatotoksycznym w Polsce się nie mówi, więc na szczęście raczej nie ma takich diagnoz – dodaje Piotr Panek. – Oczywiście, mogą pojawić się skutki skumulowane, gdy następuje podtruwanie przez jakiś czas i wtedy też lekarze mogą nie skojarzyć przyczyny. Z kolei zatrucia skórne są nieprzyjemne, ale nie tak groźne, więc też nie zawsze są notowane. No i wysypkę może spowodować cokolwiek, niekoniecznie sinice. Natomiast są przesłanki, żeby twierdzić, że zatrucia zwierząt gospodarskich na Kaszubach spowodowane toksynami sinicowymi notowano już w XVII wieku.

Więcej o sinicach pisze Piotr Panek na bardzo godnym polecenia blogu “Niedowiary”

Nie ma więcej wpisów