captcha image

A password will be e-mailed to you.

Tekst jest elementem płatnej współpracy z wydawnictwem Insignis

Fizyka kwantowa jest potężnie odlepiona od znanej nam rzeczywistości. Choć stanowi jej podstawę, to nie tylko nie widzimy bezpośrednio efektów jej działania, ale też jej podstawy okropnie gryzą się z tym, co uważamy za zdrowy rozsądek i codzienne doświadczenie.

Efekty tego stanu rzeczy są dość wyraźne – choć znaczny procent techniki i gospodarki opiera się na wykorzystaniu zjawiska kwantowych, to ogromna większość ludzi korzystających z tych dobrodziejstw nie ma prawie żadnego pojęcia o naturze świata, w którym żyją. Nic dziwnego, bo w szkołach zazwyczaj uczy się – owszem – o przejściach energetycznych z emisją lub absorbcją kwantu światła, czyli fotonu, ale to naprawdę nie pomaga w zrozumieniu fizyki kwantowej na poziomie potrzebnym tzw. każdemu z nas. Oczywiście nie sprawia to, że nasze życie jest gorsze czy trudniejsze, ale spójrzmy na to inaczej.

Wyobraźmy sobie, że w szkole uczy się historii, która jest skrajnie uproszczona. Tak uproszczona, że aż nieprawdziwa, bo pomija istnienie i działa osób mających zasadniczy wpływ na kluczowe decyzje w danym okresie. Dowiadujemy się więc o efektach tych działań, ale nie o ich przyczynach i źródłach.

Nie brzmi to dobrze, prawda? A przecież tak właśnie uczy się fizyki.

Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że moja analogia jest koślawa. Że dogłębne zrozumienie teorii kwantowej wymaga ogromnego przygotowania. Że bez niej nadal można dobrze uczyć o fizyce newtonowskiej. No ale nie macie wrażenia, że jak na wiedzę, której stuknęło już dobrze ponad 100 lat i która stanowi bodaj najważniejszy kawałek współczesnej fizyki, to wciąż nie za dużo o niej wiemy?

Książek, które próbują to zmienić jest mnóstwo. Pomysłów na wytłumaczenie ludzkim językiem – zatrzęsienie. Ale w książce „Śniadanie z cząstkami” są dwie rzeczy, które mnie szczególnie ujęły.

Po pierwsze to bardzo „nieamerykańska” książka. A może nawet „nieanglosaska”. Jej autorami są doktorka fizyki Sonia Fernández Vidal i Francesc Miralles, powieściopisarz, dziennikarz i kompozytor. Oboje urodzeni w Barcelonie. To istotne, bo sposób opowiadania, jaki proponują w swojej książce bardzo różni się od tego, co zwykle spotykamy w takich publikacjach.

Mamy tu bowiem podróże w czasie i przestrzeni, na które Sonia zaprasza Francesca. Podróże, podczas których spotykają i podsłuchują wielkich naukowców oraz odwiedzają kluczowe dla rozwoju fizyki miejsca i momenty. Przyznam, że początkowo miałem wrażenie, że to jednak trochę naiwne i dziecinne. Ale…

No właśnie, to ta druga rzecz, która mnie tak ujęła. Otóż wszystkie te podróże i podsłuchiwania służą temu, by pokazać nam długą drogę, jaką przebyła ludzka myśl zanim dotarła do współczesnego rozumienia nauki. Jak specyfika ludzkiej psychiki wpływa na postrzeganie świata. Jak i dlaczego wielcy naukowcy się mylili oraz w jaki sposób dochodzili do swoich odkryć. Całe to tło, te podstawy sprawiają, że czujemy się naprawdę dobrze przygotowani do zrozumienia tego, jak odkryto fizykę kwantową i dlaczego jej popularyzacja do dziś idzie tak opornie.

W „Śniadaniu z cząstkami” mnóstwo jest emocji, niuansów, tworzenia atmosfery. Wiele z opisów i przedstawionych sytuacji wcale nie jest niezbędnych dla rozwoju akcji. Ale sprawiają, że całość czyta się lekko, a bohaterowie są po prostu ciekawi.

A dla tych, którym brak w toku narracji kilku konkretów i precyzyjnych wyjaśnień, na końcu książki umieszczono krótkie dodatki do kolejnych rozdziałów, w których znajdujemy (nadal przyjazne) definicje i bibliografię.

No i w trakcie lektury naprawdę rozumiemy coraz więcej, a całe to kwantowe podłoże świata przestaje być tylko dziwaczne i zaczyna się jakoś wpasowywać w rzeczywistość.

Śniadanie z cząstkami. Czyli jak ugryźć fizykę kwantową

Sonia Fernández Vidal, Francesc Miralles

wydawnictwo Insignis

Nie ma więcej wpisów