captcha image

A password will be e-mailed to you.

Niedawno minął rok od chwili, gdy w naszym domu pojawił się nowy mieszkaniec. Waży 4,5 kg i jest niesamowicie aktywny. To Fala, pudel. Tak, przyznaję, że mieliśmy wcześniej do pudli stosunek… nie całkiem entuzjastyczny. Dobrze pamiętamy psy tej rasy, które jeszcze w połowie lat 90. były w dużej części chorowite i nie grzeszyły inteligencją. Tu jednak bardzo wiele się zmieniło, bo tamte pudle były efektem fatalnego w skutkach chowu wsobnego, który był wymuszony ograniczonymi kontaktami Polski z innymi krajami.

Dlaczego o tym piszę? Bo energia i pomysłowość Fali zmusiły nas do wprowadzenia licznych zmian w codziennym życiu. Nasza poprzednia psina, 8-krotnie cięższa hovawartka Mikra, z godnością leżała na dywanie lub przechadzała się po ogródku. Natomiast niewielką pudelkę roznosi energia. Fala uwielbia wszelkie wyzwania i zagadki – przynosi z ogrodu skarby, które rozpracowuje na dywanie, dostaje starannie zapakowane smakołyki, które potrafi przez pół dnia wydłubywać i z ogromną satysfakcją zjadać.

A wszystko to dzieje się na naszej biednej podłodze. I nieszczęsnym dywanie. Właśnie mija rok od chwili, gdy porządne sprzątanie raz czy dwa razy w tygodniu przestało wystarczyć. Teraz szybkie, ale dokładne odkurzenie potrzebne jest raz, czasem dwa razy dziennie. Cóż – niby nic takiego, ale wyciąganie dużego odkurzacza tak często jest po prostu totalnie niewygodne.

Dlatego szukamy rozwiązań, które byłyby naprawdę podręczne i przenośne. A przy okazji skuteczne – wydobywanie z dywanu starannie pogryzionego i rozdrobnionego patyka to prawdziwe wyzwanie.

W zeszłym tygodniu dywan i podłoga znowu wyjrzały spod pokrywających je efektów aktywności Fali. To wynik testu, jakiemu poddajemy potężnie ssącą maszynę dostarczoną nam przez Samsunga. To odkurzacz Powerstick Jet – niewielki, w sam raz do trzymania jedną ręką, wyposażony w dłuuuugą rurę i zestaw szczotek.

Teraz, po kilku dniach używania odkurzacza muszę przyznać, że niepozorne rozmiary są mylące. Zaskoczyły mnie przede wszystkim dwie rzeczy: to, jak długo działa odkurzacz oraz na ile silnie może wciągać powietrze i brudy tak mała maszyna. Oczywiście nie zostawiłem tych pytań tak sobie i zacząłem przyglądać się uważniej.

Czas na pudlosprzątanie!

Najpierw czas. Według deklaracji producenta na jednym ładowaniu baterii odkurzacz może pracować do 60 minut (na najniższych obrotach i bez dodatkowych akcesoriów). OK, jak to się przekłada na rzeczywistość? Odkopanie naszego pokoju, kuchni i przedpokoju po pudlowej aktywności nie trwa aż tyle – razem ze wszystkimi zakamarkami sprzątnięcie zajęło mi niecałe 15 minut. Przeniosłem się więc do pozostałych pomieszczeń, gdzie w sumie dociągnąłem do 36 minut. Zachęcony wskaźnikiem na baterii, który pokazywał jeszcze jedną trzecią pojemności postanowiłem po prostu położyć działający odkurzacz i dać baterii spokojnie się rozładować. Padła wreszcie po upływie 48 minut. Wynik, moim zdaniem, bardzo przyzwoity, bo podczas części sprzątania używałem specjalnej obrotowej szczotki, która zasilana jest z baterii odkurzacza, a w dodatku używałem co jakiś czas najwyższych obrotów (tak, udało się usunąć ciemne ślady małych łapek z dywanu).

Co składa się na taki czas pracy? Dwa czynniki – wydajny silnik i dobra bateria. Swoje silniki Samsung nazwał Digital Inverter co, przekładając na prostszy język, oznacza silnik bezszczotkowy. A jeszcze prościej – w silniku elektrycznym trzeba jakoś przekazywać prąd między częścią nieruchomą, a wirującą. W klasycznym rozwiązaniu robią to szczotki, czyli szorujące stale po kręcącej się części silnika pęki miedzianych drucików lub odporny na ścieranie grafit. Działa to nieźle, ale wytwarza dodatkowe tarcie, przez co silnik marnuje część energii. Do tego dochodzi dodatkowy hałas i kilka innych kwestii. Można to obejść stosując układ elektroniczny sterujący zasilaniem cewek w silniku. Tu nie potrzeba „szorowania”, bo całą robotę załatwia pole elektromagnetyczne. Jest cicho, efektywnie i trwale. Takie właśnie rozwiązanie wykorzystano w odkurzaczach Powerstick Jet.

Drugą częścią odpowiadającą za efektywność jest oczywiście bateria. Jej pojemność to 2,85 amperogodziny, do pełnego naładowania potrzeba jej około 3,5 godziny. Oczywiście bateria (a właściwie akumulator) jest litowo-jonowa, czyli możemy się nie martwić efektem pamięci – ładujemy kiedy chcemy i ile chcemy.

Jeśli ktoś uważał, to być może wypatrzył, że pojemność akumulatora (2850 mAh) w odkurzaczu nie różni się specjalnie od pojemności tego, co zasila nasze smartfony. Dlaczego więc bateria jest znacznie większa niż jakikolwiek telefon i waży ponad 570 gramów? Dlatego, że w odkurzaczu ważne jest napięcie zapewniające odpowiednią moc ssącą. Pojedyncze ogniwo litowo-jonowe daje około 3,6 wolta. Tymczasem większe napięcie potrzebne jest do zassania powietrza przez długą rurę i podniesienia na wysokość ręki śmieci z podłogi. Dlatego wewnątrz pakunku, który podłączamy do odkurzacza kryje się zapewne 6 ogniw litowo-jonowych.

No dobra – rozpracowaliśmy długi czas odkurzania. Przyjrzyjmy się więc temu, co zwraca uwagę podczas każdego odkurzania: efektownemu wirowi kręcącemu się w pojemniku na śmiecie. Po co te wszystkie efekty pracy naszego pudla wirują tak szaleńczo?

Oswajanie tornada

Najpierw mądra nazwa – separator cyklonowy. Ha! Zabrzmiało efektownie, nie? ? To teraz przyjrzyjmy się bliżej. Odkurzacz działa dzięki temu, że działający w nim silnik wyrzuca na zewnątrz powietrze. Powstaje więc podciśnienie, a kilkaset kilometrów powietrza nad naszymi głowami swoim ciężarem wpycha się do odkurzacza przez szczotkę i rurę unosząc ze sobą pogryzione patyczki, rozdrobnione liście czy piasek.

Wpada więc do środka taka urocza zawiesina śmieci w powietrzu i… coś z nią trzeba szybko zrobić. Szybko, bo przecież silnik wciąż działa i wyrzuca na zewnątrz powietrze, by do środka wpadło nowe. Ale to wyrzucane powietrze ma być już wolne od śmieci i kurzu, bo w przeciwnym razie zbudujemy zakurzacz, a nie odkurzacz.

No i tu pojawia się filtr. A raczej cała gama filtrów, bo trzeba najpierw oddzielić większe zanieczyszczenia, by nie zapchały wrażliwych filtrów odsiewających najmniejsze drobiny. W niektórych odkurzaczach to pierwsze filtrowanie przeprowadza worek, ale tu mamy do czynienia z czymś znacznie ciekawszym z punktu widzenia fizyki.

Wnętrze pojemnika na śmiecie ukształtowane jest bowiem tak, by powstawało w nim małe tornado. Sprawia ono, że wirujące szybko powietrze wyrzuca dzięki sile odśrodkowej zawieszone w nim zanieczyszczenia. Te trafiają w ścianki pojemnika, przez co tracą energię i opadają pod wpływem grawitacji. A uwolnione od nich i oczyszczone powietrze ucieka swobodnie ku górze. To właśnie, w skrócie, mechanizm działania separatora cyklonowego.

Tu ciekawy szczegół. Otóż oddzielanie jest tym efektywniejsze, im mniejsza jest średnica pojemnika, w którym powstaje nasze tornado. Nic dziwnego – mniejsza średnica to szybsze wirowanie, a więc większa siła odśrodkowa.

Wyjmijmy więc filtr i zajrzyjmy do wnętrza odkurzacza.

To, co wygląda jak miniaturowy reaktor atomowy to właśnie szereg wąskich komór, w których odbywa się właściwe filtrowanie powietrza. A to, co tak elegancko wiruje w przezroczystej części pojemnika to właśnie odfitrowane tam śmieci i kurz.

No to został nam jeszcze jeden etap. Bo nasze mikrotornada nie oddzielą tego, co najdrobniejsze a więc pyłków roślin, zarodników pleśni czy wysuszonych odchodów roztoczy (tak, tak – choćby żywiącego się martwym naskórkiem skórożarłoczek skryty). A tak się składa, że właśnie to, co drobne jest wyjątkowo wredne, bo wywołuje alergię.

Stąd konieczność ostatecznego przefiltrowania powietrza, by silnik nie rozpylił zanieczyszczeń, które nie wyleciały z wirującego strumienia powietrza. Tu producent deklaruje skuteczność sięgającą 99,999%* – niestety nie jestem w stanie tego sprawdzić, pozostaje wierzyć na słowo. W instrukcji znajdziemy informację o „5 – warstwowym systemie filtracji HEPA”. Wedle informacji producenta skuteczność tego rozwiązania potwierdzają certyfikaty British Allergy Foundation oraz niemiecki SLG.  

Dodam jeszcze, że zachwyciła mnie możliwość umycia każdego z elementów filtracji zanieczyszczeń. Pojemnik rozbieramy na części pierwsze i bez problemu płuczemy pod kranem. Czyli odpada trzepanie każdej części, które zawsze generuje gigantyczną chmurę drobnego pyłu.

Co jeszcze można wycisnąć z odkurzacza Samsung Powerstick Jet? Dobrze czyści wszelką tapicerkę dzięki małej elektroszczotce. Ale na szczęście pudle nie gubią włosów, więc to dla nas tylko dodatek. Jednak wrodzona dociekliwość kazała nam przetestować i tę funkcję odkurzacza. W tym celu zabraliśmy sprzęt (a przy tym rozmiarze urządzenia to nic trudnego) do naszych przyjaciół, którzy mieszkają niedaleko. Mieszkają z pewną uroczą suczką o imieniu Mela, która ma klasyczną, ostrą psią sierść, która doskonale się przyczepia, wbija, przylepia i na inne sposoby pokrywa powierzchnie.

No i tu również odnieśliśmy sukces. Turboszczotka starannie wydobyła wszystko to, co Mela była łaskawa zrzucić w ramach wiosennej (tak, to już!) zmiany sierści i pozostawić na fotelach i dywanie. Oto nasza psia testerka numer 2!:

Doceniliśmy też możliwość regulacji długości rury od 93 do 114 cm – równie wygodnie odkurza 10-letni Adam, jak i ja. Fajnie wymyślona jest też stacja dokująca czyli taki kompaktowy stojak służący do ładowania odkurzacza (pozwala równocześnie na ładowanie drugiej baterii) i przechowywania akcesoriów. Można toto postawić przy ścianie, ale nie trzeba – i tak będzie stało.

Podsumowując – Powerstick Jet Samsunga to dobrze przemyślany odkurzacz, który naprawdę pozytywnie zaskoczył mnie szeregiem wygodnych rozwiązań. Bardzo długi czas pracy, naprawdę wysoka moc ssania, wygoda używania. No i przeszedł „test pudla” – nasz dywan wygląda jak (prawie) nowy.

* Na podstawie testów wewnętrznych, zgodnie z normą IEC62885-2, Cl. 5.11., w trybie maksymalnym)

Tekst jest elementem współpracy z firmą Samsung. Partner nie miał wpływu na wyrażane przez nas opinie.

Nie ma więcej wpisów