captcha image

A password will be e-mailed to you.

10 litrów tej wody kosztuje ok. 130 złotych. Za tę cenę kupuje się tzw. “surową” wodę, która może być źródłem zarazków cholery, czerwonki, żółtaczki czy duru brzusznego. Wszystko w imię powrotu do natury i unikania rządowych spisków.

Od ponad 5 lat piszę na Crazy Nauce m.in. o pseudonaukowych wierzeniach. Liczne wizyty przeciwników szczepień, fanów płaskiej Ziemi czy wyznawców Jerzego Zięby dały mi fałszywe poczucie, że chyba nie zdziwi mnie już żadne z takich dziwactw. Tymczasem nadeszła “surowa” woda – najnowsza moda, która narodziła się w Kalifornii.

New York Times napisał o marce wody, która tak dobrze się sprzedaje, że często brakuje jej w sklepach z tzw. zdrową żywnością. Live Water reklamuje się, mówiąc o źródlanej wodzie niefiltrowanej, niesterylizowanej i nieoczyszczanej. Ma to zapewnić zachowanie jej rzekomych właściwości probiotycznych.

Chętnych na taką wodę nie brakuje, bo doskonale wpisuje się to w modę na produkty „naturalne”, wolne od zgubnego wpływu cywilizacji, medycyny, przemysłu i innego zła. I fakt, że ludzie są gotowi płacić za takie bzdury, byłby pewnie tylko zabawny, gdyby nie to, że taka woda może stanowić śmiertelne niebezpieczeństwo.

Woda, którą pijemy na co dzień – czy ta z kranu, czy z butelki – poddawana jest procesowi uzdatniania na różne sposoby. Może być filtrowana, dezynfekowana chlorem, ozonem czy promieniami UV. Celem tych zabiegów jest eliminacja wirusów i bakterii, które dość powszechnie występują w środowisku. Pomysł nie jest nowy, bo oczyszczanie wody pitnej prowadzi się od dobrych 6000 lat. W Grecji zalecano filtrowanie jej przez węgiel drzewny, Egipcjanie oczyszczali wodę przy pomocy ałunu. Sumerowie, a przed nimi najdawniejsi rolnicy wytwarzali piwo, by w ten sposób dezynfekować wodę i móc przeżyć w większych skupiskach ludzkich. Już wtedy bowiem zauważano wyraźny związek między spożywaniem „surowej” wody a licznymi chorobami, z których wiele kończyło się śmiercią.

Ludzie, którzy kupują „surową” wodę, rezygnują z jednego z głównych osiągnięć cywilizacji – tego, które zapewnia dużą część codziennego spokoju i bezpieczeństwa. Przez setki i tysiące lat czystość wody była codziennym, poważnym problemem, a skażone studnie, strumienie czy jeziora potrafiły zabijać całe wsie i miasta. Seria pandemii cholery, jakie przetoczyły się od 1817 do 1917 roku przez cały świat, zabiła ponad 40 mln ludzi. Właśnie przed takimi dramatami chroni nas system uzdatniania wody. Picie „surowej” wody to bardzo konkretny krok w stronę epidemii czy pandemii.

Tymczasem twórca firmy Living Water ma własne hipotezy na ten temat. Jego zdaniem woda w kranach jest zatruta – to woda pochodząca z toalet, w której znajdują się środki antykoncepcyjne. A fluor, który dodaje się w celu ochrony zębów przed próchnicą, to jego zdaniem nic innego jak sposób na kontrolowanie umysłów.

Jednocześnie brak jakichkolwiek dowodów na to, by “surowa” woda zawierała jakiekolwiek potrzebne organizmowi “probiotyczne bakterie”.

??

Post udostępniony przez Līve Water (@livespringwater)


Oczyszczana i bezpieczna woda jest standardem. Nie chorujemy i nie umieramy na cholerę, dur brzuszny czy czerwonkę. Przestaliśmy więc doceniać komfort picia bezpieczniej wody. Zamiast tego wierzymy oszustom czy domorosłym filozofom, którzy zarabiają potężne pieniądze, korzystając z naszej naiwności.

Polecamy też na naszym blogu:

Czy woda pitna z fluorem może być niebezpieczna dla zdrowia?

Jak zwalczono choroby zakaźne w PRL i dlaczego wkrótce nie damy sobie z nimi rady

Dieta bezglutenowa – jak sami siebie oszukujemy

 

Nie ma więcej wpisów