captcha image

A password will be e-mailed to you.

Podczas meczu polo jeden z zawodników dosiadł aż sześciu koni. Co w tym niezwykłego? Wszystkie są klonami jednej klaczy.

Mecz odbył się 11 grudnia 2016 roku w Buenos Aires, podczas prestiżowych zawodów w polo. Na klonach jeździł gwiazdor zwycięskiej drużyny La Dolfina – Adolfo Cambiaso. Każde ze zwierząt nosi to samo imię, Cuartetera, opatrzone jednak stosownym dopiskiem – od 01 do 06.

W polo zawodnicy bardzo często zmieniają swoje wierzchowce, jest to bowiem dyscyplina bardzo forsowna i forma konia decydować może o zwycięstwie. Cambiaso wpadł na pomysł, by wykorzystać naukę do zapewnienia sobie najlepszego wierzchowca – po prostu w kilku wersjach.

To nie pierwszy raz, gdy Cambiaso wykorzystuje te możliwości. Pierwszy klon pojawił się na boisku już w 2013 roku. Cambiaso jest zresztą udziałowcem spółki Crestview Genetics, zajmującej się właśnie klonowaniem koni biorących udział w meczach polo. Choć może brzmieć to niewiarygodnie, gracz nie wykorzystuje żadnej luki w prawie czy regulaminie. Klony nie mogą brać udziału w wyścigach konnych, w polo są natomiast nie tylko dozwolone, ale także coraz chętniej widziane i wykorzystywane. Sam Cambiaso jest posiadaczem ponad 100 sklonowanych wierzchowców!

Sensacyjne tło naukowego pomysłu

Spółka Crestview Genetics klonuje rasowe konie od 2009 roku – szacuje się, że laboratorium opuściło już ponad 200 zwierząt. Alan Meeker, założyciel i pomysłodawca spółki, zainteresował się możliwościami, jakie daje genetyka, gdy zachorował na cukrzycę. Choroba spowodowała u niego poważne uszkodzenie trzustki i pilnie potrzebował przeszczepu. Wtedy jedna z jego przyjaciółek, Imelda Marcos, królowa filipińskiej finansjery (i wielu szemranych interesów) opowiedziała mu o swoim prawniku, który zapadł na raka trzustki, ale znalazł naukowca, który zgodził się wyhodować mu nowy organ…

Ze względu na wątpliwą sytuację prawną takich poczynań Meeker zdecydował się na alternatywną terapię – przechodzi innowacyjne leczenie komórkami macierzystymi w Indiach. Jednak nie ukrywa, że przez dłuższy czas poszukiwał naukowej pomocy i w trakcie tych poszukiwań stał się ekspertem od genetyki i zagadnień związanych z klonowaniem. Jako zapalony gracz w polo połączył kropki i postanowił zainwestować w przyszłość popularnej dyscypliny sportowej w innowacyjny sposób.

Adolpho Cambiaso w trakcie rozgrywki polo (fot. Billpolo/CC BY - SA 3.0)

Adolfo Cambiaso (z prawej) w trakcie rozgrywki polo (fot. Billpolo/CC BY – SA 3.0)

Nie obyło się bez problemów i wątpliwości. Naukowcy namawiani przez Meekera na rozpoczęcie współpracy zgodnie twierdzili, że ten system nie może zadziałać. Tłumaczono mu wielokrotnie – posługując się choćby przykładem nieidentycznych bliźniąt jednojajowych – że konie nie będą wiernymi kopiami oryginałów i z całą pewnością nie będą charakteryzowały się identycznymi walorami fizycznymi. Meeker był jednak uparty i w 2009 roku skompletował zespół naukowy dla Crestview Genetics. Rozpoczęcie prac nad klonowaniem koni bardzo poruszyło środowisko naukowe.

Liczy się efekt, nie dobro gatunku

Głównym zarzutem sceptyków było to, że genetyka powinna służyć udoskonalaniu ras i gatunków, a nie tworzeniu po prostu kopii zwierząt, które wykorzystywane są do zawodów sportowych. Choć naukowcy mieli początkowo pomysł, by pracować nad doskonaleniem ras, szybko okazało się, że nikt nie jest tym zainteresowany. Prawda jest brutalna – graczom i właścicielom drużyn nie zależy na tym, by w dłuższym czasie pozyskiwać coraz doskonalsze rasy, ale by szybko uzyskiwać zwierzęta charakteryzujące się konkretnymi cechami i wygrywające zawody.

Tym razem nauka nie posłużyła zatem dobrej sprawie, ale znowu zaspokojeniu ludzkich potrzeb, bez oglądania się na możliwości rozwoju. Klonowanie koni okazało się także korzystne dla biznesu i wcale nie mówimy tu o zyskach, jakie czerpie Crestview Genetics. Ręce zacierają także właściciele zwierząt. W polo wykorzystywane są głównie klacze, mają bowiem bardziej pasujący do gry temperament. A sklonowane modelowe klacze to doskonałe matki doskonałych źrebiąt.

Pytanie, czy po siedmiu latach prac można z całą odpowiedzialnością i pewnością uznać, że eksperyment się powiódł. Konie są oczywiście pod stałą opieką i obserwacją, są także regularnie badane i oceniane. Czy jednak można się spodziewać, że o ewentualnych problemach dowiedziałby się ktoś spoza środowiska? O etyce chyba nawet nie warto wspominać.

Źródło

 

Nie ma więcej wpisów