captcha image

A password will be e-mailed to you.

 

 

Nauka na okładkach płyt

Nauka na okładkach płyt

Zawsze twierdziliśmy, że nauka jest wszędzie. Również na okładkach płyt. Co przedstawiają i skąd się wzięły?

 


Pink Floyd „Dark Side Of The Moon”, 1973

O „Ciemnej stronie księżyca” roku krytycy muzyczni napisali już niemal wszystko, a nawet o wiele za dużo. Jeden z największych komercyjnych i artystycznych hitów wszech czasów, rock zagrany tak, jak nigdy przedtem. Płyta to rekordzistka, bo 741 tygodni bez najmniejszej przerwy, przebywała na liście bestsellerów tygodnika Billboard.

To, co mamy na okładce to schemat działania pryzmatu, bryły używanej w optyce zmiana kierunku fal świetlnych. Warto zauważyć, że na okładce płyty brakuje jednego koloru – indygo, czyli barwy między niebieskim a fioletowym.

A przy okazji – niewiele brakowało, a na okładce znalazłby się Silver Surfer, bohater komiksów Marvela, jednak ostatecznie wygrał pryzmat.

 

Joy Division „Unknown Pleasures”, 1979

Drugim co do popularności naukowym przekazem, który dzięki muzyce trafił na koszulki, kubki, stał się przedmiotem memów, żartów i stał się symbolem popkultury – jest ilustracja wykonana przez Harolda D. Crafta Jr. Ten radioastronom przygotowując swoją prace doktorską w 1970 roku przedstawił fale radiowe wysyłane przez pierwszy odkryty pulsar. Dokładny tytuł to „100 kolejnych uderzeń pulsara CP 1919”.

 

Metallica „Load”, 1996

„A fuuuj” zawołała Ola Stanisławska, gdy dowiedziała się (podczas jednej z naszych wieczornych redakcyjnych pogaduch przez internet) co przedstawia okładka metalowego klasyka (dobra, dobra – metalowcy wyluzujcie się, zanim mnie zdissujecie). Artysta fotografik Andres Serrano w 1990 roku wykonał serię prac przedstawiających – jego własną krew wymieszaną z… jego własnym nasieniem. Nadal podoba się wam ta okładka?

 

The Prodigy „The Fat of the Land”, 1997

Szanowni państwo – nie musicie lubić świetnej płyty The Prodigy, by poznać Uca Pugnax, zwanego także atlantyckim krabem Fiedlera. Ten przyjemniaczek charakteryzuje się tym, że ma bardzo mocno zróżnicowane (jak widać na okładce płyty) szczypce. Zamieszkuje wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych. Wbrew temu co widzimy na okładce, krab lubi bagniste a nie piaszczyste podłoże.

 

Coldplay „X & Y”, 2005

A cóż wymyślili Chris Martin i spółka? Zapisali tytuł płyty w kodzie Baudot. Cóż to jest, a raczej cóż to było? Ano twór ten, powstały w 1874 roku, zwany jest jako International Telegraph Alphabet No 1 i służył do – jakże by inaczej – kodowania znaków w dalekopisach. Uznawany też za pierwowzór kodów ASCII oraz EBCDIC, zniknął z początkiem XX wieku zastąpiony przez… International Telegraph Alphabet No 2. Ale, mimo zniknięcia dalekopisów, kod Baudot pozostał w krótkofalarstwie.
gabriel_scratch

Peter Gabriel „Scratch My Back”, 2010

Okładka autorstwa Davida Hisocka oraz Nadava Kandera (na bazie zdjęcia Steve’a Gschmeissnera) przedstawia dwie zderzające się ze sobą czerwone krwinki. Mocne, prawda?

Nie było przypadkiem to, że trasa koncertowa promująca płytę nosiła tytuł  “The New Blood Tour”

 

Peter Gabriel „Live Blood”, 2012

Płyta koncertowa, zawierająca 22 nagrania, szanowana przez fanów, wielkim hitem komercyjnym nie była. Ale okładce warto się przyjrzeć, by choć przez chwilę zobaczyć coś, co każdy z nas musiał poczuć. Po ukłuciu, na igle zostaje krew.

Ale, ale… Czy aby wszystko jest tu w porządku? Nie bardzo – to grafika stworzona prawdopodobnie z kilku zdjęć mikroskopowych. Ale czerwone krwinki mają średnicę znacznie mniejszą, niż to widać na okładce – w tej skali byłyby maleńkimi kropkami, a na końcu igły mieściłyby się ich setki.

 

Brian Eno „Atmospheres & Soundtracks”, 1983

Wszystko stanie się jasne, jeśli powiemy, że płyta powstała jako ścieżka dźwiękowa do „For All Mankind” filmu dokumentalnego Ala Reinerta (scenarzysty  „Apollo 13”). Obraz ów dokumentował misje Apollo , a obraz, który jest przedstawiony na okładce to powierzchnia księżyca sfotografowana przez załogę misji Apollo 14 w 1971 roku.

 

Muse „The 2nd Law”, 2012

Panowie z Muse poszaleli mocno naukowo. Zanim o okładce, warto o tytule, który odnosi się do drugiej zasady termodynamiki.

A co jest na okładce? Zespół, który najwyraźniej wiedział, co robi, tłumaczy: „Obrazuje ścieżki ludzkiego mózgu, ukazuje obwody w naszych głowach i to jak przetwarzamy informacje za pomocą jasnych, neonowych kolorów”. Grafika została zaczerpnięta z Human Connectome Project. To finansowany przez amerykański Narodowy Instytut Zdrowia projekt zmierzający do poznania konektomu, czyli kompletnej mapy połączeń neuronów w mózgu ludzkim.

 

Pink Floyd „Meddle”, 1971

Zaczynamy i kończymy na Floydach. I znów – mało brakowało – a mielibyśmy nieco inaczej naukę przedstawioną. Jedna z koncepcji okładki do tej płyty zakładała, że będzie ona bliższa sercom miłośników anatomiczno-zoologicznych zbliżeń – przedstawiać miała zad pawiana. Jednak zespół się zbuntował i zażądał “ucha w wodzie” – w nawiązaniu do najważniejszego utworu z płyty („Echoes”). Mamy więc zdjęcie zrobione przez Boba Dowlinga – ucho, które znajduje się pod wodą, odbiera fale dźwiękowe, które symbolizowane są przez drobne zmarszczki na wodzie. Często okładka “Meddle” uznawana jest za najsłabszą w dorobku “Pink Floyd”. Może jednak pawiani zad byłby lepszy?

Nie ma więcej wpisów