Mężczyźni, którzy lubią ostre jedzenie, mają też wyższy poziom testosteronu – pokazały badania.
O tych badaniach czytałam ponad miesiąc temu, ale przypomniało mi o nich zdarzenie, jakiego byłam wczoraj świadkiem. We włoskiej knajpie znajomy facet posypał sobie pizzę nieprzejrzystą warstwą chili, twierdząc, że „nic nie jest dla niego zbyt ostre”. Już po pierwszym kęsie oczy mu się zaszkliły, a na twarz wystąpiły czerwone plamy. Potem było tylko gorzej, bo wokół ust pojawiła się gruba czerwona obwódka. Ale nie ugiął się i, cierpiąc katusze, zjadł ponad połowę pizzy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ten facet ma… 9 lat. Byłam naprawdę pełna podziwu dla tego twardziela.
I w tym miejscu trudno nie przytoczyć wyników badań, które ukazały się w połowie grudnia 2014 roku w piśmie naukowym “Physiology and Behaviour”. Naukowcom udało się po raz kolejny wykazać związek pomiędzy poziomem testosteronu a apetytem na kapsaicynę – zawarty w papryczkach chili związek, który działa na receptory bólu, wywołując pieczenie w ustach.
Badacze z Uniwersytetu w Grenoble przeprowadzili eksperyment, w ramach którego podali 114 mężczyznom ziemniaczane puree. Panowie mogli je dowolnie przyprawić sosem z chili. Potem zmierzono średnią zawartość kapsaicyny w każdym posiłku i – dzięki pobraniu próbek śliny – poziom testosteronu u uczestników badania. Okazało się, rzecz jasna, że panowie, którzy przyprawili swoje puree ostrzej, mieli wyższy poziom testosteronu niż ci, którzy poskąpili sobie ostrego sosu.
I teraz pojawia się pytanie z cyklu, co było pierwsze: jajko czy kura? Naukowcy nie wiedzą jeszcze, czy to testosteron nakłania panów do jedzenia na ostro, czy też spożywanie pikantnie doprawionych potraw podnosi u nich poziom testosteronu? To ostatnie wykazano zresztą do tej pory wyłącznie w badaniach na szczurach.
Jestem skłonna raczej wysunąć przypuszczenie, że na początku był testosteron, który już dziewięciolatkowi potrafi ostro (nomen omen) dać do wiwatu. To właśnie w tym okresie następuje u chłopców pierwszy większy wyrzut tego hormonu związany z procesem pokwitania. Z drugiej strony, trudno mi sobie wyobrazić tego samego dziewięciolatka zajadającego się chili w takim stopniu, by mogło to pobudzić u niego produkcję testosteronu. Tutaj raczej ujawnia się inna właściwość tego męskiego hormonu płciowego, która popycha panów do kozackich zachowań. W tym wypadku brawura wymaga naprawdę dużo hartu ducha 🙂
No i znów stajemy na rozstaju, bo mamy do wyboru dwie przyczyny upodobania do chili u mężczyzn w typie macho:
1) wyższy poziom testosteronu wytwarza fizjologiczną ochotę na chili;
2) chęć do podejmowania ryzykownych zachowań (płynąca z wyższego poziomu testosteronu) przejawia się jako potrzeba jedzenia ultraostrych potraw.
Co jest prawdą? Ciekawa jestem wyników takich badań, bo nie wątpię, że ktoś je w końcu wykona. Ja stawiam na punkt 2.
A Wy?
Przeczytaj też:
10 rzeczy, których nie wiesz o jedzeniu
You must be logged in to post a comment.