captcha image

A password will be e-mailed to you.

Jeśli lubisz potwierdzać to, co już wiesz. Jeżeli nie interesuje cię to, że można myśleć inaczej. Jeżeli jesteś pewny, że w każdej sprawie masz rację, to nie czytaj tej książki. Ale jeżeli szukasz zupełnie innych punktów widzenia i nie chcesz dać się zaskoczyć błyskawicznym zmianom, to „Inteligencja sztuczna, rewolucja prawdziwa” jest dla ciebie.

Sztuczna inteligencja (SI) już tu jest. Co prawda nie taka, jak w powieściach i filmach science fiction (a przynajmniej jeszcze nie), ale wykorzystujemy ją na co dzień. Rozpoznaje nasze twarze w telefonach, uczy się naszych zachowań by podpowiadać optymalną trasę dojazdu do pracy, analizuje nasze płatności w bankach, by wykryć próby oszustwa. Robi też całe mnóstwo innych rzeczy, które dzieją się „na zapleczu” działania firm i instytucji, a o których nawet nie mamy pojęcia.

Ale to dopiero początek. Rozwój sztucznej inteligencji, niezależnie od tego, ku czemu zmierza, będzie decydował o rozwoju świata przez kolejne dekady. OK, brzmi to górnolotnie i pompatycznie, ale naprawdę tak to wygląda – SI może decydować o światowej gospodarce, przebiegu konfliktów, życiu pojedynczych obywateli.

Nic więc dziwnego, że w badania nad nią inwestuje się gigantyczne pieniądze, a na świecie trwa wyścig o prymat w rozwijaniu tej technologii. Choć bierze w nim udział wiele państw, to tak naprawdę liczą się w tej chwili dwa – USA i Chiny.

A Kai-Fu Lee, autor książki „Inteligencja sztuczna, rewolucja prawdziwa” jak mało kto może się wypowiadać o obu konkurentach. Urodzony w Tajwanie, studia ukończył w USA, pracował na menedżerskich stanowiskach m.in. w Apple i Microsofcie, był szefem Google’a na Chiny. Ma więc bardzo szerokie spojrzenie i kompetencje, by mówić o wyścigu SI.

Przy tym jego punkt widzenia jest chiński (ok, wiem, że to duże uproszczenie). Chiński, czyli nieamerykański czy szerzej – nie zachodni. A to ma, jak się okazuje, ogromne znaczenie.

Od razu poczynię zastrzeżenie. Ta książka składa się właściwie z dwóch części. Pierwsza mówi o tym, jak amerykańskie i chińskie firmy ścigają się i walczą rozwijając sztuczną inteligencję. Jak różnią się i dlaczego, zdaniem Kai-Fu Lee, to Chińczycy wygrają wyścig (he, he – spoiler). Druga część poświęcona jest temu, jak sztuczna inteligencja wpływa i wpływać będzie na ekonomię świata. O ile pierwszą część w polecam z pełnym przekonaniem, o tyle druga jest… taka sobie. Może to wynika z moich zainteresowań i obszaru wiedzy, którym się zajmuję, ale częścią ekonomiczną trochę się znudziłem, a trochę na niej po prostu zawiodłem.

Skupię się więc na części pierwszej. A tam dzieje się naprawdę wiele. Choćby kwestia tego, co najważniejsze obecnie dla rozwoju sztucznej inteligencji. Zdaniem Kai-Fu Lee mniej liczą się dziś wybitni specjaliści, którzy opracują jeszcze lepsze algorytmy tworzące SI, a bardziej – inżynierowie, którzy będą ją wdrażać. To ciekawa teza, która – jeśli jest prawdziwa – faktycznie daje przewagę Chinom, gdzie owych inżynierów jest po prostu znacznie więcej.

Ale jeszcze istotniejsze wydaje się to, czym ową sztuczną inteligencję będziemy „karmić”. Bo nawet najlepszy algorytm jest niczym bez danych. Jeśli chcemy, by na zdjęciach SI rozpoznawała bezbłędnie pudle, trzeba jej pokazać tysiące zdjęć pudli. Potem, (jeśli wszystko dobrze zadziała) gdy system dostanie do analizy zdjęcie arbuza, pudla i szafy, bez problemu wskaże pudla.

Oczywiście rozpoznawanie pudli nie jest głównym zadaniem dużych systemów SI, ale ten sam mechanizm dotyczy na przykład rozpoznawania ludzkich twarzy czy przewidywanie postępowania ludzi na podstawie ich dotychczasowych zachowań. I tu, faktycznie, Chiny wydają się być bezkonkurencyjne. To, co my nazywamy brakiem poszanowania praw obywatelskich, wszechobecną kontrolą i państwem policyjnym nagle okazuje się być doskonałym źródłem szczegółowych informacji idealnie nadających się do karmieni SI danymi. A skoro mamy miliony inżynierów, którzy dysponują danymi 1,4 miliarda ludzi, to można się spodziewać, że efektem ich pracy będzie system sztucznej inteligencji o ogromnych możliwościach.

Przez całą książkę przewija się wątek niezwykle pragmatycznego, choć – z naszego punktu widzenia – odhumanizowanego podejścia Chin przeciwstawionego skrupułom i ograniczeniom, jakie narzucają sobie Stany Zjednoczone. Co jest lepsze? Co doprowadzi do ostatecznego zwycięstwa, jakim będzie prymat w technologii sztucznej inteligencji? Bo przecież dominacja w tej dziedzinie może oznaczać dominację w niemal każdym zakresie obszarze.

Gdy czytałem książkę „Inteligencja sztuczna, rewolucja prawdziwa” wielokrotnie łapałem się na oburzeniu i niechęci wobec tego, co pisze autor. A potem, po chwili refleksji, dochodziłem do wniosku, że moje odczucia są bardzo względne. Że są po prostu projekcją kultury, w której się wychowałem. I że w pewnej chwili tu, w kulturze Zachodu, wszyscy możemy zostać z ręką w nocniku, bo chiński pragmatyzm po prostu nas zmiecie.

No dobra, trochę mało optymistyczne to zakończenie. Ale to tylko jedna z wielu interpretacji tego, co pisze Kai-Fu Lee. Można się z nim nie zgadzać, można się oburzać. Ale naprawdę warto wiedzieć, co i jak myśli największy naród świata. Czytajcie „Inteligencję sztuczną, rewolucję prawdziwą”, żeby się nie dać zaskoczyć.

Inteligencja sztuczna, rewolucja prawdziwa. Chiny, USA i przyszłość świata
Kai-Fu Lee
wyd. Media Rodzina, 2019

Nie ma więcej wpisów